Do tego małe sprostowanie:
- Żeby mi wszystko ładnie pasowało wakacje w 1943 skończyły się 18 czerwca, więc tuż przed dniem ojca.
- Jak nam wiadomo Tom, chociaż miał 16 lat wykorzystał do zabicia swoich dziadków różdżki swego wuja, a wspomnienie mordu wszczepił Morfinowi.
- Thomas Riddle to ojciec Toma Riddle, który jest ojcem naszego Voldemorta alias Toma Marvolo Riddle.
Mam nadzieję, że się nie pogubicie :) A jeżeli już się pogubiliście to zapraszam tutaj xD
Nie przeciągając dłużej zapraszam do czytania.
Bękart
Ten
czerwcowy wieczór nie różnił się niczym od pozostałych. Było
dość ciepło jak na pierwszy dzień lata, aczkolwiek nie na tyle by
doskwierał upał.
Życie w
Little Hangleton toczyło się zwykłym rytmem. Mieszkańcy witali
się, dorośli wracali z pracy. Dzieci, dla których wakacje dopiero
się rozpoczęły, krzyczały na podwórku, składając tego
wyjątkowego dnia życzenia własnym ojcom. Laurki w ich dłoniach,
starannie przygotowane pod okiem matek sprawiały, że ukazywały się
łagodniejsze oblicza tych na co dzień surowszych rodziców.
Tutaj
życie toczyło się zupełnie innym rytmem. Nic nie ukryło się
przed wzrokiem sąsiada, żadna rodzinna kłótnia lub mezalians.
Broń Boże, żeby cokolwiek złego miało się zdarzyć.
Jednak
tamtego dnia wszyscy byli zbyt zajęci, by spostrzec młodego
mężczyznę zmierzającego ku dworowi Riddle'ów.
*
Żwir
chrzęścił pod butami chłopaka. Ubrany był elegancko, na tyle by nie zwracać uwagi otoczenia. Jego czarne włosy był gładko zaczesane do tyłu, a
oczy czujnie obserwowały wszystko, co działo się dokoła.
Doskonale
wiedział w jaką stronę iść. Stąd od domu Gauntów było niedaleko.
Dwór
Riddle'ów wyrósł przed nim w całym swoim majestacie. Budynek z
szarego kamienia sprawiał imponujące wrażenie. Zadbane klomby
kwiatów przed domem były wystarczającym dowodem na to, że pani
Riddle bardzo dba o ład i porządek. Była to największa i najpiękniejsza posiadłość w okolicy.
Tom
podszedł do drzwi i zastukał kołatką. Po chwili usłyszał, jak
ktoś idzie mu otworzyć.
Nie
minęło parę sekund i zobaczył starszą kobietę, może ledwo po
sześćdziesiątce. Usłyszał, jak gwałtownie wzięła głęboki
oddech.
-Dzień
dobry – powiedział z wyczuwalnym sarkazmem. Kobieta zlustrowała
go spojrzeniem, uspokoiła się.
-Wiedziałam,
że kiedyś przyjdziesz. Wejdź.
Chłopak
przyjął zaproszenie. Dyskretnie rozejrzał się po holu. Wyglądał
ładnie, każdy centymetr był dopieszczony przez panią domu.
-Tak
podobny do ojca – usłyszał, jak mówi pod nosem, by po chwili
dodać głośniej. – Tędy do salonu.
W
pokoju siedział mężczyzna, Tom stwierdził, że to musi być mąż
gospodyni. Czytał gazetę i nie zauważył nowo przybyłego gościa.
-Dzień
dobry – pan Riddle uniósł wzrok na Toma. Grdyka poruszyła się w
górę. Wyglądał tak jakby zobaczył ducha. Odłożył czasopismo.
-Witam
– odparł. Zapadło milczenie. Thomas Riddle spojrzał na swoją
żonę, a ona na niego. Nikt nie wiedział od czego zacząć. –
Usiądź, proszę.
Tom
usiadł na sofie obok domniemanego dziadka.
-Jak
sądzę, domyślacie się kim jestem, nieprawdaż?
-Tak
– sarknęła Mary. – Jesteś synem tej wiedźmy! Bękartem!
Mąż
zgromił ją spojrzeniem.
-Uspokój
się. Chłopcze, jak masz na imię?
-Tom
Marvolo Riddle...
-Trzymajcie
mnie...Ta czarownica nadała mu nasze nazwisko! - ponownie wtrąciła kobieta.
Ślizgon wygiął wargi w grymasie obrzydzenia.
-Czy
mogłabyś się zamknąć i nie obrażać mojej matki – odparł
spokojnie, ale to była tylko przykrywka. W środku krew buzowała mu
niczym lawa. Już niedługo...
Kobieta
zacisnęła dłonie w pięści i zagryzła wargi.
-Czego
tutaj chcesz? Pieniędzy za te wszystkie lata? Proszę bardzo, stać
nas na to – spojrzała w stronę męża, chcąc zobaczyć jak
zareaguje na te słowa.
Chłopak parsknął
ironicznym śmiechem. Ta myśl była tak niedorzeczna.
-Pochlebiacie
sobie. Chciałem poznać szlamowatą część mojej rodziny.
Państwo
Riddle zaczerwienili się z oburzenia.
-Hamuj
się! – wykrzyknęli jednocześnie.
-Bo
inaczej co? – spytał szyderczo. Wyciągnął z kieszeni marynarki
różdżkę. W tej samej chwili
do domu weszła jeszcze jedna osoba.
-Przepraszam
za spóźnienie, ale musiałem dłużej zostać w pracy - mężczyzna,
który wszedł do salonu przypominał kropka w kropkę młodego
Ślizgona. Takie same czarne włosy i szare oczy. Ten sam kształt
ust wygiętych w lekko pogardliwym uśmieszku – Kompletni
nieudacznicy z tych...
Nagle
przerwał, gdyż zauważył gościa. Zbladł. W tym samym czasie Tom
wstał i podszedł do niego.
-Witaj
ojcze.
Tom
Riddle Senior wyglądał tak, jakby dostał obuchem w głowę.
-Jak...?
Dlaczego?
-Nie
chce pieniędzy, nie wiemy dlaczego tu jest – wtrąciła jego
matka.
-Czy
mogłabyś się nie wtrącać!?
W jej
stronę została skierowana różdżka. W oczach Toma zabłysnęła
czerwień, jednak po krótkiej chwili zniknęła.
-Opuść
to – rozkazał jego ojciec. – To ze mną chyba chcesz rozmawiać,
nieprawdaż?
-A
ona mi przeszkadza i obrażała moją matkę, ma siedzieć cicho, nie ma sensu pozwalać jej na przerywanie mi. Avada Kedavra!
Ciało jego babki upadło z cichym łoskotem na dywan. Tom Riddle nie
mógł uwierzyć, że jego własny syn mógł zabić z tak błahego
powodu. Z takim samym niedowierzaniem patrzył na to jego ojciec.
Serce przyśpieszyło mu rytm, czuł jak brakuje mu tchu.
Jemu
już nie potrzebna była Avada,
śmierć sama po niego przyszła.
Voldemort nawet się tym nie przejął. Przynajmniej nie musiał
marnować czasu na tego mugola.
-Co
ty zrobiłeś! – wykrzyczał ojciec Voldemorta. Rzucił się na
ciało matki i zaczął je tulić, tak jakby jeszcze żyła.
-Jak
widzisz, można to uznać za spłacenie rachunków – Voldemort
uniósł kąciki ust w parodii uśmiechu – Ty zabiłeś moją
matkę, ja zabiłem twoją. On – wskazał na swojego dziadka –
jest sam sobie winien, a teraz jesteśmy sami.
-Czego
jeszcze chcesz?! Ukarać mnie? Już to zrobiłeś.
Ślizgon
udał, że się zastanawia.
-Chciałem
ciebie poznać, zobaczyć czy jestem do ciebie podobny – tutaj
parsknął śmiechem. Był to szaleńczy chichot, który sprawił, że
starszemu mężczyźnie przebiegł dreszcz po plecach. – Jak widać,
podobieństwo jest zdumiewające. Muszę przyznać ci rację, teraz
nie chcę już niczego więcej.
Skierował
w jego stronę różdżkę.
-Tom...Proszę,
porozmawiajmy. Nie możesz tego tak skończyć!
-Nie
nazywaj mnie tak! Teraz nazywam się Voldemort. Nie mogę nosić
imienia po kimś tak plugawym, jak ojciec – mugol. Brzydzę się
każdej cząstki, która łączy mnie z tobą. Tego, że jestem czymś
pomiędzy. Że nigdy nie będę dostatecznie dobry, by zaistnieć
chociaż w jednym świecie. Taka jest cena bękarta – powiedział
gorzko.
Starszy
mężczyzna cofnął się o krok do tyłu. Tuż obok leżały ciała
jego matki i ojca.
-Czy
nie możesz mnie zrozumieć? Nie potrafisz postawić się na moim
miejscu? Ona mnie oszukała – w jego głosie słychać było
zdesperowanie.
-To
ty nie umiałeś jej zrozumieć. Matka ciebie kochała, a ty mogłeś
nauczyć się miłości do niej. Przez ciebie umierała w biedzie i nędzy, a ja musiałem wychowywać się w sierocińcu. A to tylko dlatego, że ty nie umiałeś odwzajemnić jej uczuć! – odparował Voldemort.
-Tom,
tak się nie da. Nie rozumiesz tego.
Wyraz
twarzy chłopaka przez chwilę zrzedł. On miał czegoś nie
rozumieć? Czegoś tak nieistotnego jak miłość? To jest
śmieszne!
-To jest śmieszne! – powiedział na głos – Ty...Kłamiesz!
Po chwili wszystko się zmieniło. Pan Riddle przestał się cofać.
Zmienił się wyraz jego twarzy. Z jego wcześniejszej maski strachu
zniknęło wszystko, pojawiło się natomiast zrozumienie i żal.
To były jego ostatnie chwile, teraz o tym wiedział. Pogodził się
z tym.
-Szkoda, że to wszystko potoczyło się w ten sposób. Meropa nie
musiała używać eliksiru, to zmieniło i mnie, i ciebie. Może
jeszcze wtedy po tym wszystkim jak przestała mi go podawać jednak
bym was nie zostawił. Gdyby mi to wytłumaczyła...Może gdybym miał
czas do namysłu?
Ale nie zmienię przeszłości – dokończył miękko.
Ręka Voldemorta zatrzęsła się przez chwilę. Przez głowę
przemknęło mu miliard sprzecznych myśli, jednak po chwili to
wszystko ustało. Ochłonął.
-Nie zgadzam się! To twoja wina. To ty zbrukałeś jej krew,
skalałeś ostatniego potomka Salazara Slytherina...To wymaga kary.
Mężczyzna przymknął oczy.
-Szkoda, że niedane mi jest zmienić świat. Ale wiem, że ty go
zmienisz. Jesteś zły, a to zobowiązuje.
Nie przeciągając chwili, jego syn uniósł wyżej dłoń i wymówił
zaklęcie.
-Avada kedavra.
Ciało mugola opadło obok jego rodziców. Tom podszedł do niego ze
skupioną miną, tak jakby nad czymś myślał.
-Wszystkiego najlepszego Tato.
Ucałował jego martwe czoło, które już powoli zaczęło blednąć.
Po chwili skierował się do wyjścia. Nie obejrzał się do tyłu.
Poszedł dalej, aż do domu rodzinnego swojej matki.
Nie mógł przecież pozostawić po sobie dowodów.
Pierwsze, co zrobiłam po przeczytaniu "Bękarta" powiedziałam do siebie: Wow. No bo to jest wow i w ogóle xD *śmieje się*
OdpowiedzUsuń"Życie w Little Hangleton toczyło się zwykłym rytmem. Mieszkańcy witali się, dorośli wracali z pracy. Dzieci, dla których wakacje dopiero się rozpoczęły, krzyczały na podwórku, składając tego wyjątkowego dnia życzenia własnym ojcom. Laurki w ich dłoniach, starannie przygotowane pod okiem matek sprawiały, że ukazywały się łagodniejsze oblicza tych na co dzień surowszych rodziców." I automatycznie się przeniosłam w tamte czasy. Z najczystszym sumieniem mogę powiedzieć, iż opisy są cud, miód i malina. A ten opis mnie się najbardziej spodobał, a co :3
"Ubrany był elegancko, na tyle by nie zwracać uwagi otoczenia. Jego czarne włosy był gładko zaczesane do tyłu, a oczy czujnie obserwowały wszystko, co działo się dokoła." Pierwszym skojarzeniem, gdy to czytałam był Warner i Draco. Z pewnymi różnicami oczywiście.
"-Szkoda, że to wszystko potoczyło się w ten sposób. Meropa nie musiała używać eliksiru, to zmieniło i mnie, i ciebie. Może jeszcze wtedy po tym wszystkim jak przestała mi go podawać jednak bym was nie zostawił. Gdyby mi to wytłumaczyła...Może gdybym miał czas do namysłu?
Ale nie zmienię przeszłości – dokończył miękko.
Ręka Voldemorta zatrzęsła się przez chwilę. Przez głowę przemknęło mu miliard sprzecznych myśli, jednak po chwili to wszystko ustało. Ochłonął." Aż mnie się zrobiło szkoda Voldemortowi. No kurczę... *wokół oczu tliły się łzy*
Co tu dużo gadać dobra robota. A końcówka? Super, duper XD *śmieje się*
"Nie przeciągając chwili, jego syn uniósł wyżej dłoń i wymówił zaklęcie.
-Avada kedavra.
Ciało mugola opadło obok jego rodziców. Tom podszedł do niego ze skupioną miną, tak jakby nad czymś myślał.
-Wszystkiego najlepszego Tato.
Ucałował jego martwe czoło, które już powoli zaczęło blednąć. Po chwili skierował się do wyjścia. Nie obejrzał się do tyłu. Poszedł dalej, aż do domu rodzinnego swojej matki.
Nie mógł przecież pozostawić po sobie dowodów."
WOAH <3 . <3
Pozdrawiam serdecznie, hehs. Trzymaj się perełko i trzymam za ciebie kciuki. Za napisanie prologu, za napisanie Dramione, za napisanie kolejnego smaku i w ogóle. Dasz radę! Zapomniałabym! Trzymam też kciuki byś się dostała do LO V :3
Dziękuję bardzo za miły komentarz Truskawko :)
OdpowiedzUsuńJak widać wzięłam sobie do serca twoje słowa o tym, żebym się ogarnęła i szukała weny. Naprawdę cieszę się, iż spodobał Ci się Bękart, ponieważ nie byłam pewna czy zostanie tak odebrany. Przecież jest praktycznie przeciwieństwem O obliczach miłości, które tak ci się spodobały.
Dziękuję też za to, że wspierasz mnie nawet wtedy gdy sama na siebie narzekam.
Trzymam kciuki za to, abyś napisała piękne i wzruszające, pełne angstów i fluffów miniaturki. Tak, tak nie mogę się doczekać Ideału, Frezji i Solangelo, na które tak wyczekuję.
I pamiętaj Jordbaer, ty też dostaniesz się do XII, więc nie zamartwiaj się <3
Jezu nie wiem co teraz mam napisać xD A tym bardziej jak mam zareagować? Płakać, śmiać się czy może i to i to?
UsuńNie ma za co Atramentowa. Zasłużyłaś na taki komentarz po tych dniach :)
A widzisz! Jak ci pisałam, że masz się ogarnąć to ci na dobre wyjdzie. I co? I wyszło :3 Gdy nie masz w ogóle pomysłów lub jesteś w totalnej rozsypce wiesz gdzie mnie szukać :) *hug*
Wmpewnym sensie "Bękart" jest przeciwieństwem "O obliczach miłości". Z jednej strony fluff z drugiej strony angst. Jak yin i yang. A przeciwieństwa się (podobno) przyciągają, wiesz?
Kochana! Każdy musi trochę ponarzekać. I należy to wykorzystać. Zrobić coś, by się odrobinę polepszyło i życie staje się piękniejsze xD
*wokół oczu tliły się łzy* Jezuniu... Dziękuję. Boziu Przenajświętszy dziękuję. Nie wiem teraz co mam napisać, więc pozwolę sobie poryczeć xD *płacze intensywnie*
Mam taką nadzieję :') W końcu muszę tam iść do tej klasy, czy dyrcia chce czy nie. Co do zmartwień nie jestem taka pewna - są szanse, że podnieśli poprzeczkę. A jak podnieśli poprzeczkę to nie wiem co zrobię... Znając siebie na pewno bym się załamała. No dobra koniec tego niezdrowego pieprzenia!
Pozdrawiam cieplutko i do zobaczenia w piątek :) Szykuj chusteczki, bo będą feelsy :')