Sto lat, sto lat~ wyje Atramentowa na cały Poznań. Wszystkiego najlepszego Jordbaer! Zdrowia, szczęścia, powodzenia w miłości, dużo gejozy, weny, setek czytelników i obyś doczekała się 3 sezonu Haikyuu. Może nie jest to twoje OTP, ale lubisz ten paring tak samo jak ja, więc mam nadzieję, że spodoba ci się to w całości, a nie tylko, jak do tej pory w cząstkach. Ściskam ciebie mocno i cieplutko i trzymam kciuki za to, abyś nie miała więcej problemów.
Nie przedłużając, zapraszam wszystkich do czytania.
I jakby ktoś chciał posłuchać tego, co ja słuchałam gdy pisałam to coś, to proszę :D
[klik] i [klik] i [klik]
[klik] i [klik] i [klik]
Tytuł: Problem - bo z nim najlepiej się przespać.
Fandom: Haiykuu
Pairing: KuroKen
Pairing: KuroKen
Gatunek: yaoi, fluff
Ostrzeżenia: lemon – więc dowodzik, ale co tam :p
Kanon: eee, istnieje w jakiejś ilości
To był deszczowy dzień. Ciężkie chmury wisiały nad Tokio i
pozbywały się z siebie balastu, jakim były krople wody. Jeden z
nielicznych dni, gdy nie mieli treningu i los podarował im
praktycznie cały czas dla siebie. Każdy spędzał go na własną
rękę. Niektórzy nadal trenowali, inni uczyli się lub odrabiali
wakacyjne zadania, a trzecia grupa po prostu robiła to, na co
normalnie nie miała czasu.
Kuroo zaliczał się do pierwszej grupy. Po prostu nosiła go
energia, którą musiał jakoś rozładować, a najlepiej było to
robić właśnie podczas treningów. Zyskiwał coś w zamian, a
jednocześnie tracił to, co było niepotrzebne. Oczywiście były
takie dni, gdy musiał obejść się ze smakiem i znaleźć inne
wyjście.
Tak było właśnie wtedy. Zrezygnowany patrząc na okno, już
wiedział, że raczej nie zrobi tak, jak zwykle. Nie dość, że było
tak cholernie ciemno mimo wczesnej pory dnia, to nie miał nikogo do
towarzystwa. Kenma raczej jak zwykle korzystając z okazji, gra na
PSP.
Westchnąwszy nieco teatralnie, po rozciągnięciu zesztywniałych,
po zbyt długim siedzeniu w jednym miejscu, mięśni, przebrał się
w lekkie ciuchy, ponieważ mimo paskudnej pogody było parno,
zdecydował, że jak zwykle w takiej sytuacji odwiedzić swojego
przyjaciela. Nie kłopotał się z zabraniem parasolki. Mieszkali
zbyt blisko siebie, więc nawet gdyby deszcz niespodziewanie go
zaskoczył (dzięki wszystkim bogom na świecie na razie przestało
padać – Tetsurou był bardzo wdzięczny, że postanowił przez
całe dwadzieścia minut być mniej upierdliwym dla ludzkości), to
nie byłoby to dla niego zbyt wielkim problemem.
Zamknął drzwi od domu i pewnym krokiem ruszył przed siebie. Nawet
nie wysłał sms-a do Kozume, gdyż wiedział, że dla niego drzwi z
pewnością będą otwarte.
Nie mylił się.
Gdy wszedł do domu Kenmy powitała go cisza. W salonie nie było
żywej duszy, tak samo, jak w kuchni i każdym innym pokoju na
parterze, więc poszedł na piętro do pokoju przyjaciela.
– Hej, Kenma – powiedział radośnie, wchodząc do pokoju.
Blond włosy rozgrywający Nekomy siedział po turecku na łóżku i
tak jak wcześniej myślał Kuroo, grał na PSP. Niechętnie oderwał
wzrok od rozgrywki i przywitał się, mrucząc słowa powitania pod
nosem.
– Cześć.
– W co grasz? – spytał, rozwalając się tuż obok niego.
– W Ultimate Ninja Storm Revolution – palce Kozume śmigały po
konsoli. Kuroo uniósł brew z zainteresowaniem. Przypatrywał się
przez chwilę bitwie między dwoma postaciami, których w ogóle nie
rozpoznawał. Po paru minutach stało się to jednak zbyt nudne dla
ciemnowłosego.
– Poróbmy coś. W domu nie mam nic do roboty – jęknął
Tetsurou. Jego przyjaciel jednak nic sobie z tego nie robił i
kontynuował rozgrywkę. Tetsurou przewrócił oczyma. W sumie to się
tego spodziewał, ale zawsze pozostawał cień nadziei na inną
odpowiedź.
Rozejrzał się dookoła w celu znalezienia jakiejś rozrywki,
starając się nic nie mówić, chociaż nawet gdyby śpiewał jakąś
durną piosenkę, jego przyjaciel byłby i tak na to głuchy.
Pokój Kozume był dość przestronny i utrzymany w jasnych, ciepłych
kolorach. Łóżko – ponieważ Kenma nie przepadał zbytnio za
futonami – na którym siedzieli chłopacy, znajdowało się na lewo
od wejścia, natomiast dokładnie naprzeciwko niego, po drugiej
stronie pokoju, stało biurko usłane zeszytami. Na półkach tuż
obok leżały podręczniki, książki oraz gry, których w porównaniu
z literaturą było o wiele za dużo (chociaż Kenma miał o tym
zupełnie inne zdanie).
Laptop chwilowo nieużywany znajdował się obok łóżka, na stoliku
nocnym. Gdzieś w kącie leżała piłka do siatki.
Jednym słowem Kuroo nie znalazł nic interesującego. Westchnął
lekko znudzony. Nie był przecież aż tak zdesperowany, by zacząć
czytać książkę. Nie miał na to najmniejszej ochoty ani
odpowiedniego nastroju.
Nie mając żadnej innej opcji, zajął się tym, co lubił robić
zaraz po siatkówce (albo nawet przed nią, ale nigdy nikomu się do
tego nie przyznał).
Skierował swój wzrok na Kozume. Oglądanie go tak skupionego na
czymś, było fascynującym zjawiskiem. Kuroo oparł swoją głowę o
rękę i tak podparty, bezwstydnie oddał się swojemu zajęciu.
Kenma miał takie rozczochrane włosy, zupełnie jakby dopiero co
wstał. Może i nawet było to prawdą, gdyż nie był rannym
ptaszkiem. Kuroo w głębi ducha zazdrościł mu tych włosów, które
w przeciwieństwie do jego dawały się okiełznać. Ręka zadrgała
mu, by jeszcze bardziej je potargać, ale powstrzymał się, bo
wiedział, co by mu groziło za przeszkadzanie w grze.
Niżej znajdowały się oczy. Piękne, bursztynowe, kocie oczy,
otoczone gęstą, ciemną zasłoną w postaci rzęs, których nie
jedna dziewczyna by zazdrościła. Podążały za postaciami,
poruszającymi się po ekranie PSP. Zmrużone i tak bardzo skupione
na swoim zajęciu powodowały zmarszczkę na czole. Kuroo jak zwykle,
gdy widział przyjaciela w takim stanie, zastanawiał się, czy Kenma
byłby zdolny, aby przerzucić taką uwagę na inny obiekt.
Potem zjechał wzrokiem na nos. Długi, zadarty ku górze z
rozszerzonymi nozdrzami przy wdychaniu powietrza, gdy coś nie szło
po jego myśli. Niżej usta. Te usta, które właśnie teraz były
lekko rozchylone i zaczerwienione od przygryzania z nerwów. Zdaniem
Tetsurou wyglądały niezwykle zachęcająco, wprost stworzone do ...
Tetsurou głośnio przełknął ślinę. Jego myśli zdecydowanie nie
szły w tym kierunku, co powinny, ale nie potrafił się powstrzymać.
Czasami po prostu musiał tak patrzeć na swojego przyjaciela. Był
świadom, że to nie jest do końca normalne... ale był uzależniony.
Kozume był jak powietrze.
Bez jedzenia wytrzymasz trzy tygodnie, bez wody może trzy dni, ale
bez tlenu? Zaledwie trzy minuty. Słabo prawda?
Kuroo zrobiło się trochę gorąco i nawet przez myśl przeszło mu,
by przerwać tę całą sytuację i pójść nalać sobie coś do
picia, ale był jak przykuty kajdankami do oparcia łóżka.
Przeklinając siebie, kontynuował wędrówkę. Sunął po nagiej
szyi, białej i dość dziewczęcej, pomijając grdykę tym razem
nieruchomą. Klatka piersiowa ukryta pod T-shirtem poruszała się
nieznacznie, acz regularnie. Nagle serce Kuroo stanęło, ale dopiero
po chwili chłopak zorientował się, że nie tylko ono. Widok
skrawka nagiej skóry między brzuchem a podbrzuszem, odsłoniętemu
za sprawą podwiniętej koszulki, zadziałał na niego elektryzująco.
Blady, jednakże już odznaczony nieznacznymi ciemnymi kępkami
włosów, prowadzącymi do ...
Chłopak zerwał się jak oparzony. To zdecydowanie nie tak miało
być. To nie miało prawa tak na niego działać! Był chłopcem, do
diaska. Chłopcy lubili cycki, nie penisy!
– Idę do łazienki – powiedział szybko i wręcz pędem wyleciał
z pokoju. Nie chciał, by jego przyjaciel zobaczył przypadkiem
wypukłości w spodniach.
Kenma jednak sobie nic z tego nie robił i nawet nie zarejestrował
nieobecności przyjaciela, nadal pochylony nad konsolą. Był
oderwany od rzeczywistości, więc za oknem mogłyby śmigać kule i
bomby, a on nie byłby niczego świadomy.
Kuroo w tym czasie wpadł do łazienki jak szaleniec. Nie kłopotał
się nawet zapalaniem światła. Zamknął drzwi i oparł o nie
plecami. Wziął parę głębokich oddechów, by się uspokoić. Z
lekkim niepokojem spojrzał w dół na swoje dżinsy i jęknął
bezgłośnie.
Był podniecony. I to przez zwykłe przyglądanie się Kozume. Nigdy
nic na niego tak nie działało. Materiał spodni boleśnie napierał
na męskość Kuroo, domagając się uwolnienia. Był tak diabelnie
twardy, jak nigdy wcześniej. Szlag by to trafił.
W głowie czarnowłosego myśl goniła jedna za drugą. Przecież nie
mógł tak po prostu sobie zwalić w łazience, ba! W domu
przyjaciela, gdy ten jest tuż obok. Mógłby zostać przyłapany,
nie mówiąc o tym, co zapewne działoby się później. Wstyd,
rozczarowanie Kenmy jego zachowaniem, może nawet zerwaniem
przyjaźni.
Serce Kuroo zacisnęło się boleśnie. Tak nie mogło być.
Powoli, stary. Pomyśl o czymś obrzydliwym. Pomyśl o tej
starszej pani z kiosku.
Zacisnął mocno powieki tak bardzo, że zobaczył gwiazdy przed
oczami. Wyobraźnia podsunęła obraz starej ekspedientki, ale to nic
nie dało. Uderzył głową o drzwi, dopiero po chwili reflektując
się, że nie może zwracać na siebie uwagi. Z ciężkim
westchnieniem rozpiął zamek od spodni, opuszczając je wraz z
bokserkami.
Chłodne powietrze wypełniające łazienkę owiało jego penisa.
Zadrżał i oparł się plecami o ścianę, tuż obok drzwi. Ujął
członka jedną dłonią. Zimno zastąpiło ciepło własnego ciała.
Przyjemne mrowienie przebiegło po jego podbrzuszu. Poruszył
delikatnie dłonią po całej długości. Jęknął cicho. Dźwięk
ten rozległ się po wykafelkowanym pomieszczeniu.
To miał być szybki orgazm. Musiał się pozbyć tego niewygodnego,
oh, jakże twardego powodu. Wyobraźnia podsuwała mu swoje
zwyczajowe sceny, do których się masturbował. Modelki pozujące do
magazynów, które potajemnie kupował albo kradł ojcu, tym razem
nie odgrywały swojej roli. Sięgnął więc pamięcią do
wspomnienia, gdy po raz pierwszy przypadkiem zobaczył pewną nagą
kobietę na plaży, gdy pojechał na wakacje nad morze, ale i to mu w
niczym nie pomogło.
Penis pulsował w rytmie uderzeń serca, Krew przepływała przez
niego, jeszcze bardziej go powiększając.
A gdyby to tak... – pomyślał
Kuroo. Naraz w jego wyobraźni ukształtowały się wizje o Kenmie...
O jego wiecznie czerwonych ustach. Jak by się czuł, gdyby to
właśnie one objęły jego męskość? Czy byłoby to tak dobre, jak
sobie teraz wyobrażał? Wręcz poczuł wyimaginowany język
ślizgający się i drażniący erekcję. Odrzucił głowę do tyłu,
jak tylko pozwalała mu na to ściana. Na jego czole pojawiły się
kropelki potu.
– Och – jęknął bezgłośnie. To było to, czego potrzebował.
Jego przyjaciel. Tak... doskonały. Perfekcyjny w swojej dziewczęcej
aparycji. Jego ruchy wzmogły się. Stały się szybsze i pewniejsze.
Biodra wypychały się do przodu jakby naprzeciwko wyobrażonemu
kochankowi. Oddech Kuroo stał się płytszy i coraz szybszy.
Odchylił głowę w bok i wcisnął usta w zagłębienie między
ramieniem a szyją, by stłumić odgłosy, jakie z siebie wydawał.
Każdy jego ruch zdawał się po stokroć intensywniejszy. Palcem
wskazującym potarł wrażliwą główkę penisa, rozprowadzając po
nim pierwsze sączące się zaczątki spermy.
Cały rozpalony był zażenowany reakcjami swojego młodego ciała,
tak szybko zbliżającego się do upragnionego końca.
Kenma był cierpliwy. Tylko tak mógł siebie nazwać po tym, jak
piętnaście razy podchodził do przejścia ostatnich etapów gry.
Dzisiejszego dnia nie miał na nic specjalnego ochoty, więc tak jak
zwykle zaczął grać na PSP. Nowa gra tak go wciągnęła, że nie
zjadł śniadania i mimo tego, że prawie dochodziło południe
– A gdzie jest Kuroo? – rzucił w przestrzeń, kiedy przeszedł
ostatni poziom. Rozejrzał się po swoim pokoju. Po jego przyjacielu
nie pozostał żaden ślad. Zmarszczył brwi, by przypomnieć, co się
działo. Pamiętał, że grał, a Kuroo coś do niego gadał, by
później sobie odpuścić. Wtedy mógł się skupić na rozgrywce,
za co był wdzięczny przyjacielowi. Później nie pamiętał już
niczego.
– Hmm – zastanawiał się. Włosy opadły mu na oczy, więc
odgarnął je za uszy. Zaburczało mu w brzuchu. – Jeść – tylko
o tym był teraz w stanie myśleć.
Wyszedł z pokoju z zamiarem udania się do kuchni, ale przechodząc
koło łazienki, zatopiony we własnych myślach, odruchowo
postanowił się wysikać.
Zapalił światło i już chwytał klamkę, by przyciągnąć do
siebie drzwi. Jedną nogą już przekraczał próg, gdy usłyszał po
swojej lewej najpierw głuche jęknięcie wraz ze swoim imieniem, a
następnie soczyste przekleństwo.
Kenma przyciągnął drzwi do siebie. Odgłosy dochodziły do niego
właśnie zza nich. To, co ukazało się jego oczom, wyryło się w
jego pamięci już na zawsze.
Tetsurou. Na wpół rozebrany. Z ekstatycznym wyrazem twarzy i ręką
zaciśniętą na swoim penisie, z którego sączyła się sperma.
Oddech uwiązł mu w gdzieś w płucach i za nic w świecie nie mógł
się wydostać, spowodowany szokiem. Przez chwilę istniał on, Kuroo
oraz chłód łazienki.
– Kenma – usłyszał ponownie swoje imię z ust Kuroo. Stanął
jak sparaliżowany. Momentalnie zaschnęło mu w ustach, więc
nerwowo przełknął ślinę, świadomy każdej upływającej sekundy
pełnej milczenia i swoistego napięcia. Nagle jakby coś kliknęło
reset w mózgu blondyna. Powoli jedną nogą po drugiej wycofywał
się z łazienki.
W oczach Tetsurou zabłysło przerażenie. Chciał złapać Kenmę,
ale z opuszczonymi spodniami okazało się to niemożliwe. Nogi
zaplątały się w materiał, więc siłą rzeczy, zamiast złapać
Kozume, obalił się na niego.
Blondyn leżał na ziemi sztywny jak kłoda. Wiszący nad nim Kuroo
wcale nie polepszał sytuacji. Pół nagi, na dodatek tą gorszą
połówką. Patrzyli na siebie przez parę sekund, które zdawały
się wiecznością.
– Kenma – zaczął ponownie Kuroo. Nie kłopotał się ze
wstawaniem. Oparł dłonie po obu stronach głowy blondyna.
– Nic nie mów – powiedział Kozume.
– Kiedy ja chcę...
– Nic. Nie. Mów – głos rozgrywającego Nekomy był przepełniony
irytacją, zdenerwowaniem, zażenowaniem i innymi słowami, które
akurat w tej chwili uciekły mu z głowy. W myślach jedynie błąkała
mu się myśl, że to wygląda jak scena z jakiejś gry eroge dla
gei. – Wstawaj, durniu.
Czarnowłosy w milczeniu podniósł się, podciągnął spodnie, cały
zaczerwieniony. Jego wzrok był wbity w podłogę okrytą panelami.
– Jak posprzątasz po sobie, to przyjdź do mojego pokoju –
powiedział Kenma i obrócił się na pięcie, by zejść na dół.
Dopiero tam pozwolił sobie na okazanie swoich emocji. Usiadł na
jednym z krzeseł znajdujących się przy stole i schował twarz w
dłoniach. Nie musiał patrzeć w lustro, by wiedzieć, że policzki
pokryły się czerwienią. Wziął drżący oddech, aby się
uspokoić.
Normalnie od razu by zapomniał o tym, co się stało, ale cóż...
To nie było normalne. Musiał w spokoju przemyśleć to, co się
wydarzyło. Ciszę w mieszkaniu rozpraszało jedynie ciche stukanie
deszczu o szybę i szuranie Kuroo na piętrze.
No tak kazałem mu posprzątać – pomyślał chłopak. Nalał
sobie wody z dzbanka i zaniósł szklankę na górę do pokoju.
Sączył powoli płyn, by się ochłodzić. Kiedy przechodził obok
łazienki, nie odważył się spojrzeć w jej kierunku. Parł przed
siebie do swoich czterech ścian. Dopiero gdy wszedł do pokoju,
poczuł względny spokój. Obecność ukochanego PSP miała na niego
kojący wpływ. Wziął go do ręki i od razu uszło z niego trochę
napięcia. Włączył jeszcze raz ostatni poziom, by poprawić wynik.
Tak. Gra był znacznie prostsza niż rzeczywistość. Mógł nie
myśleć o tym, co zaszło przed chwilą. Mógł zapomnieć. Dlatego
też, kiedy Kuroo wszedł do pokoju, w ogóle nie był świadomy
tego, co się wokół niego działo.
Tetsurou rozejrzał się po pokoju trochę bez powodu. Od razu rzucił
mu się w oczy Kenma siedzący tak, jakby nic się nie stało. Kuroo
miał przez chwilę taką nadzieję, że może tak będzie. Zapomną
o tym, co w sumie byłoby prawdopodobne. Umysł Kenmy wypierał pewne
elementy rzeczywistości z zadziwiającą prędkością. Odkaszlnął,
by zwrócić na siebie uwagę, ale to nic nie wskórało.
Przeszło mu chwilę przez myśl, by po prostu wyjść stąd bez
konfrontacji, ale uznał to za zbytnio tchórzowskie, nawet jak na
niego. Usiadł przy krześle, stojącym obok biurka. Miał
przynajmniej czas do namysłu.
Głupio wyszło z tą całą sytuacją – pomyślał chłopak.
Nie było to zbyt odkrywcze, nawet jak na niego. – Ale to w
sumie nawet dobrze. Przynajmniej nie muszę się kryć...
No dobrze, może i podobał mu się blondyn. Ciężko było to
przyznać przed sobą nawet w myślach. W końcu stwierdzenie tego
stało się taką ostatecznością. Teraz mógł tylko iść dalej, a
nie robić krok w tył, mimo całego swego zażenowania, bo chociaż
inni mogli sądzić, że jest taki pewny siebie, to on wcale taki nie
był.
Zdecydowanie tracił swój animusz, gdy coś szło nie po jego myśli,
a przyłapanie go na masturbacji decydowanie się do tego zaliczało.
Kuroo przesunął dłonią po biurku, powodując pisk, ale nawet i to
nie zwróciło na niego uwagi Kenmy. Pozostało mu jedynie czekać,
aż ten skończy grać, jednak tym razem starał się na niego nie
patrzeć.
Po mniej więcej kilkunastu minutach usłyszał jak Kenma ziewa.
Zerknął na niego, by zobaczyć, że odkłada na bok PSP. Przetarł
oczy i spojrzał prosto na niego.
– O, jesteś – powiedział – Szczerze, to sądziłem, że już
ciebie tutaj nie ma.
– Emm, liczyłeś na to? – spytał Kuroo, trochę żartując, dla
rozluźnienia atmosfery, jaka się wokół nich zagęściła.
Chłopak zamilknął.
– Nie, w sumie to nie.
– Słuchaj, ja... – zaczęli jednocześnie, by również w tym
samym czasie urwać. Kuroo zaśmiał się krótko, by zacząć:
– Może ty pierwszy?
– … – Kozume zamrugał, odchrząknął, po czym wymamrotał. –
Zapomnij o tym.
Serce Kuroo zatrzymało się na chwilę, by zaraz szybko uderzyć. No
cóż... Myślał, że to będzie najlepsza opcja dla nich obydwu,
ale teraz, gdy usłyszał te słowa, zaczęło mu się to wydawać
złym pomysłem. Mieli przejść nad tym do codzienności? Wtedy i
tak nic nie będzie takie samo. Nie... – pomyślał Kuroo. –
To nie może się tak skończyć. Wstał z krzesła, by... W
sumie nie wiedział, co chciał zrobić. Cokolwiek. Tak więc jako
człowiek, który przeżył w swoim życiu już parę upadków,
zrobił to, co potrafił najlepiej. Oczywiście przez pomyłkę, jak
później solennie przyrzekał.
Zrobiwszy krok do przodu, potknął się o krawędź dywanu i rękoma
zahaczył o kołdrę, na której leżało urządzenie niedawno
używane przez blondyna. PSP spadało na dół. Kuroo od razu zerwał
się na nogi, zupełnie jakby za sprawą kubła zimnej wody.
Kenma już schylał się, by złapać PSP, ale ubiegły go dłonie
Kuroo. Ich palce zetknęły się ze sobą. Oczy czarnowłosego
zabłysły w ten dziwny sposób, tak charakterystyczny dla niego.
Objął dłoń rozgrywającego, który patrzył na niego, usiłując
zachować pozory obojętności, podczas gdy wewnątrz niego walczyły
dwa głosy. Jeden upierał się, by wycofać się, póki ma jeszcze
czas, a drugi chciał ulec.
Tetsurou wyjął PSP z ręki i odłożył delikatnie na półkę,
znając doskonale blondyna, który jasno i wyraźnie dawał znać, że
jeżeli coś stanie się temu cudowi techniki ludzkiej, to popełni
morderstwo. Jego wzrok skierował się na usta niższego chłopaka.
Tak jak wcześniej, gdy go obserwował podczas gry, znowu miał je
zaczerwienione. Może jego spojrzenie zadawało nieme pytanie – sam
nie wiedział – ale rozgrywający kiwnął lekko głową w geście
przyzwolenia.
Kuroo znalazł się jeszcze bliżej przyjaciela. Przyłożył dłoń
do policzka przyjaciela, by delikatnie ją unieść. Nie zastanawiał
się zbytnio nad tym, co robi. Po prostu przylgnął ustami do warg
Kozume.
Tak jak się spodziewał, było to zbyt piorunujące doświadczenie,
którego potem, kilka godzin później po całym zdarzeniu, nie umiał
opisać słowami, jakie istnieją w jakimkolwiek języku stworzonym
przez człowieka. Było perfekcyjnie. Usta miały delikatną fakturę,
były ciepłe, miękkie, wprost stworzone do pocałunków.
Szczególnie tych powolnych i słodkich. Jedną dłonią przesuwał
palcem wskazującym po niewidocznym zarysie szczęki. Niższy chłopak
nieśmiało rozchylił wargi, jedną dłoń kładąc na torsie
kapitana Nekomy. Pod palcami czuł jak szybko bije serce Tetsurou.
– Kenma – szepnął Kuroo, odrywając się na chwilę od
chłopaka. Ten otworzył oczy, spojrzał na niego spod tego wachlarza
rzęs. Widok ten spowodował dziwny ucisk w klatce piersiowej
czarnowłosego. Było czymś niesamowitym widzieć Kozume w takiej
chwili, gdy maska wszechobecnej obojętności chociaż trochę
opadła. Objął blondyna i przyciągnął jeszcze bliżej do siebie,
a ten założył niepewnie jedną rękę na szyję Tetsurou. Ten
odwrócił głowę lekko w prawą stronę, by ucałować odkryty
kawałek skóry. Może był to niewinny gest, ale czarnowłosy
usłyszał, jak z ust rozgrywającego wydostało się ciche
sapnięcie.
Kuroo wycofał się trochę, kierując się w stronę łóżka,
jednocześnie posyłając Kenmie pytające spojrzenie. Ten jedynie
przylgnął do niego, przez co obydwoje stracili równowagę i upadli
na miękki materac, który ugiął się pod ich ciężarem.
– Kenma, ty kocie – powiedział rozbawiony Kuroo, patrząc na
chłopaka z dozą czułości.
– Cicho bądź – zbeształ go blondyn. Oparł się na ciele
czarnowłosego, a jako że był niższy i lżejszy, nie sprawiło to
kapitanowi Nekomy zbyt wielkiego kłopotu i bólu. Położył dłonie
na jego plecach i przyciągnął go do siebie, a sam podciągnął
się i oparł o zagłówek. Tak było wygodniej, gdy Kenma siedział
na jego udach. Wygodniej i przyjemniej – dopowiedział w
myślach Tetsurou.
– Wiesz, jak możesz zamknąć mi usta – zażartował.
Kenma spojrzał na niego zza zmrużonych powiek, po czym uniósł
jedną brew.
– Nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi.
– Doprawdy? – zamruczał Kuroo. Mając dłonie nadal na plecach
blondyna, objął go tak, by ich usta się zetknęły. Ten pocałunek
był odmienny od poprzedniego. Ocierali się o siebie wargami,
kąsając i skubając. Kozume, chociaż na co dzień dość wycofany
ze społeczeństwa, wiecznie, w coś grający, zachował się tak,
jakby go coś trzasnęło. I to mocno.
Obie ręce zarzucił za szyję przyjaciela i zaczął obdarzać go
gorącymi pocałunkami. Tetsurou mocno zaskoczony z radością je
odwzajemniał. Ciepło ciała Kenmy tuż obok jego było czymś
wspaniałym w tak okropny dzień, który z każdą mijającą chwilą
stawał się coraz lepszy.
Po pewnym czasie Kuroo nie potrafił się opanować. Jego ręce
zawędrowały pod koszulkę blondyna. Swoimi długimi palcami kreślił
kółka, na jasnej skórze Kenmy. Ten oderwał swoje usta od jego i
schował twarz w zagięciu szyi partnera, by stłumić jęki, który
wyrwał mu się z piersi. Dźwięk ten spowodował niemałą
rewelację dla Kuroo. Zupełnie jakby ten ton uderzył prosto w jego
serce, które zdecydowało się skierować całą krew na południe
jego ciała. Dokładnie w jedno miejsce, które było drażnione
przez ocieranie się ud obu chłopaków. Nie, żeby to było dziwne,
oczywiście, że nie. Jednak to, że ulżył sobie może półgodziny
temu, a teraz znowu miał problem z erekcją, było nieco
zawstydzające.
Chłopie, ogarnij się – pomyślał Kuroo.
– Kenma – powiedział cicho, by nie zakłócić ciszy dookoła
nich, co było do niego niepodobne. Po prostu czuł, że nie powinien
tego psuć. To było zbyt... zbyt piękne i nierzeczywiste, zupełnie
jak sen, z którego można zostać wyrwanym w każdej sekundzie.
– Hmm? – mruknął chłopak.
– Mam problem.
– Wiem, czuję to, jakbyś się nie zorientował.
Kuroo miał ochotę strzelić sobie epickiego facepalma, gdyby nie
to, że w tym przypadku musiałby oderwał dłonie od ciała Kenmy.
Westchnął cicho, gdy blondyn przeniósł ciężar swojego ciała na
drugi bok, przesuwając biodrami po jego odpowiedniczkach. Wyrwał je
gwałtownie do przodu, zrzucając z nich prawie chłopaka.
– Z – zrób to jeszcze raz – powiedział. Kozume przechylił
głowę w bok, zupełnie jakby kalkulował w myślach korzyści z
tego, co miałby zrobić dla przyjaciela.
– Nie chcę – postanowił i zsunął się z czarnowłosego. Ten
wydał z siebie gniewne parsknięcie i złapał go za rękę, nie
pozwalając odejść. Przyciągnął go do siebie i przydusił do
materaca, a sam znalazł się nad nim, dokładnie w takiej samej
pozycji jak przed łazienką.
– Pocałowałeś mnie. Wybrałeś mnie. Teraz tak łatwo się z
tego nie wywiniesz... kotku – przeciągnął ostatnie słowo
Tetsurou. Drugi chłopak spojrzał na niego tymi swoimi bursztynowymi
ślepiami.
– Jesteś niewyżyty, wiesz o tym?
– Ty też się o tym dowiesz – zripostował Kuroo. Pocałował go
ponownie prosto w usta, ssąc dolną wargę. Językiem musnął lekko
usta. Kenma uchylił je, zapraszając go do środka. Tetsurou z
zapamiętaniem badał każdy zakątek wnętrza blondyna. Jedną ręką
przeczesywał włosy, masując delikatnie skórę głowy.
Kapitan Nekomy przycisnął swoje biodra do krocza drugiego chłopaka.
Ustami zjechał na szyję, całując krtań i grdykę. Językiem
wytaczał wilgotną ścieżkę, którą pieścił powiewem swojego
oddechu. Kenmą wstrząsały dreszcze rozkoszy. Kuroo podniósł się
lekko, by wsunąć dłonie za koszulkę chłopaka i zdjąć ją.
Kenma bezwolnie dał się rozebrać. Jego zarumienione policzki były
jednoznacznym dowodem na to, że to, co się działo, silnie na niego
działało. Kiedy Tetsurou odrzucił na podłogę T-shirt, jego oczom
ukazała się naga klatka piersiowa Kenmy. Blada, nieopalona, w
porównaniu do jego własnej, której jedynymi barwnymi elementami
były czerwono-brązowe sutki. Do buzi ciemnowłosego napłynęła
ślina. Czuł się jak wilk na uczcie ze świeżych owieczek. Takich
małych, smacznych kąsków. Sam miał przed sobą jednego. Palcem
wskazującym oraz kciukiem objął prawy sutek. Potarł go, a
następnie, aby złagodzić ból, liznął go językiem.
– Ach – usłyszał. Tym zachęcony, drugą dłonią zaczął
zajmować się lewą brodawką. Kenma zarzucił mu obie nogi na
biodra i złączył je na kostkach. Wypychał swoje biodra ku
czarnowłosemu. Ich erekcje ocierały się o siebie wzajemnie, jednak
było to zbyt przytłumione doznanie, dlatego też Kuroo, jako
osobnik w gorącej wodzie kąpany, oderwał się od swojej
dotychczasowej czynności i szybkim ruchem zaczął ściągać
spodnie rozgrywającego, a następnie znajdującą się pod nimi
bieliznę. Wszystko to wylądowało tuż obok koszulki.
Kozume, teraz już całkowicie nagi leżał z bezwładnie rozłożonymi
kończynami. Patrzył jedynie z wyzwaniem prosto w oczy Tetsurou,
które wręcz siłą musiał powstrzymywać, by nie kierowały się
do Tego miejsca. Blondyn lekko podciągnął nogi,
Ręce drugiego licealisty rozsunęły je. Przejechał dłońmi po
całej ich długości od kolan, aż do ud. Zatrzymał się tam na
chwilę, by podrażnić się trochę z chłopakiem, jednak i tak
przed jego oczami majaczył członek Kozume, w całej swojej krasie.
Zaczerwieniony, na wpół twardy od pieszczot. Tak podobny do jego
własnego, a jednocześnie inny.
– Kuroo, przestań – powiedział Kenma. Spojrzał na niego oczami
pełnymi pragnienia spełnienia.
– Mam przestać? – droczył się. Przesunął palcami wzdłuż
pachwin.
– Dokończ – wyszeptał blondyn. Kuroo podniósł kącik warg w
imitacji uśmiechu. Obie dłonie położył na udach. Kciukami
wytaczał na nich małe kółka, coraz bardziej zbliżając się do
jego penisa. Ten coraz bardziej twardniał. Kiedy Tetsurou
stwierdził, że dostatecznie pograł na emocjach licealisty, zdjął
swoje spodnie, gdyż coraz bardziej go uwierały w kroku. Kiedy już
się z nimi uporał, to samo zrobił z koszulką i bokserkami.
Obu nagich chłopców patrzyło na siebie tak, jakby nigdy siebie nie
widzieli, co w sumie było prawdą. Raczej nigdy nie ujrzeli siebie w
takich wydaniach. Obydwaj chłopcy wstrzymali oddech. Pierwszy
odezwał się ciemnowłosy.
– Czy...? – nie zdążył dokończyć, gdyż Kenma powstrzymał
go kiwnięciem głowy. Jedyne co zrobił, to wyciągnął dłoń w
stronę stolika, a dokładniej do ostatniej szuflady. Nawet nie
patrząc w jej kierunku, wyciągnął z niej małe pudełeczko. –
Wazelina? Kenma... – zaczął. – Tego się też nie spodziewałem.
– Kosmetyczna. Na zimę usta mi pękają – wytłumaczył się
Kozume.
– Uhm – kapitan Nekomy połaskotał niższego chłopaka po
brzuchu. – Jak dziewczyna.
– Nie denerwuj mnie.
– Ach, tak? – Kuroo sięgnął jedną dłonią po członka
Kenmy. Czubkiem palca wskazującego musnął jego jasnoczerwoną
główkę, co spowodowało wyrwanie się westchnięcia zza ust
drugiego chłopaka. Pochylił ku niej głowę. Niepewnie zbliżył do
niej usta. Wyciągnął język i liznął po całej długości, by
później zachłannie schować go w swoich ustach. Językiem
przesuwał wzdłuż żył, doprowadzających krew, drażnił je.
Dłońmi dotykał tężejące jądra blondyna, badając ich ciężar.
Posapywanie i jęki Kenmy były przyjemnym tłem muzycznym dla Kuroo.
Wsłuchiwał się w nie, szukając drobnych zmian, które mówiły,
że jest mu dobrze. Chłopak spijał sączącą się z penisa spermę.
Była gorzka i kwaśna zarazem, ale dało się do niej przyzwyczaić.
Tysiące strzał przyjemności przeszywało ciało Kozume.
Korzystając z chwilowego rozproszenia, niezauważenie wsunął jeden
palec umorusany wazeliną we wnętrze chłopaka, a ten zacisnął się
wokół intruza.
– Kur... – zaczął rozgrywający, odsuwając się lekko. Wysunął
się z ust ciemnowłosego.
– Cii – powiedział drugi chłopak. – Pozwól mi – poprosił.
Spojrzał prosto w oczy Kozume. Szkliste przeciwko pełnym pożądania.
Patrząc tak na niego, ponownie włożył palec. Znowu napotkał
opór. – Rozluźnij się.
– Łatwo ci mówić. To nie ty masz coś w dupie – odparował
blondyn w chwili przytomności umysłu, a pozbawiony jej jeszcze raz,
gdy Kuroo wrócił do pieszczenia jego erekcji i przedostania się do
jego dziurki.
– Wyluzuj.
Tym razem Kenma postarał się wziąć jego słowa do serca i kapitan
Nekomy gładko wsunął palec. Przesunął nim wokół mięśni i
ściankach odbytu, powodując przykurczenie nóg Kozume. Dołączył
kolejny, przerywając pieszczoty na penisie drugiego chłopaka, by
ten tak szybko nie mógł dojść. Ten wydawał z siebie rozkoszne
dźwięki, przez które Kuroo stawał się jeszcze bardziej twardy.
– Aaa – jęknął przeciągle Kenma, gdy uczucie wypełnienia
zdominowało go całkowicie. Powolne wsuwanie i wysuwanie było tak
dobre, ale brakowało mu czegoś większego. Spojrzał zza
półprzymkniętych powiek na chłopaka, łapiąc go ręką pod brodą
i przesuwając opuszką po wargach. Ten wysunął różowy język, by
musnąć ją.
Kuroo pochylił się ku niemu, aby go pocałować. Blond włosy
chłopak poczuł w swoich ustach smak własnego nasienia.
– Poczekaj – przerwał Tetsurou. Przechylił się na drugą
stronę łóżka, dokładnie tak gdzie upuścił swoje spodnie. Z
kieszeni dżinsów wyciągnął paczkę kondomów.
– Mam wiedzieć, dlaczego miałeś przy sobie prezerwatywę? –
Kenma uniósł brew na znak zaciekawienia.
– Niekoniecznie. – odpowiedział, rozpakowując jednego i
zakładając na swojego penisa. Dumnie sterczący na baczność,
czerwony do granic możliwości chciał zatopić się w ciele. –
Jesteś pewien? W końcu...
– Na to chyba już trochę za późno – odparł sarkastycznie
Kozume, jednak oblizał zaczerwienione usta. Rozszerzył bardziej
nogi, by ułatwić chłopakowi wejście. Tetsurou zbliżył swojego
penisa do dziurki i powolnym ruchem przedarł się przez pierścień
mięśni. Kenma syknął z bólu i zacisnął się wokół intruza.
– Cii – powiedział spokojnie Kuroo. Położył swoją ciepłą
dłoń na policzku chłopaka, ścierając łzę toczącą się po
policzku. – Robię co w mojej mocy, by być delikatny.
Blondyn spojrzał na niego z ufnością i złapał go za rękę.
– Okej.
Kuroo
niepewnie zaczął minimalnie poruszać biodrami, by nie wyrządzić
żadnych szkód, ale było to dość trudne. Wnętrze Kenmy było
takie gorące i ciasne. Wręcz
stworzone do pieprzenia
– pomyślał Kuroo. Jeszcze gdzieś tam na obrzeżach świadomości
błąkała mu się myśl, że to chyba ten moment, w którym Kozume
przestał być jego przyjacielem, a stał się kim więcej.
Przyśpieszył swoje ruchy. Pot spływał mu między łopatkami, a
nastroszone włosy miał mokre tuż przy karku. Kenmie widocznie
pierwszy ból już przeszedł, ponieważ z ochotą zaczął się w
jego stronę wypychać. Jego włosy rozproszone na zmiętolonej
pościeli, czerwona twarz i rozchylone, wilgotne usta dodatkowo
podkręcały Tetsurou.
Po całym pokoju roznosiły się ich ciężkie oddechy, mieszane z
pojękiwaniem oraz charakterystycznym odgłosem cichego skrzypienia
materaca pod ciężarem ich ciał. Dźwięk obijających się ciał
był niezwykle erotyczny. Rytmiczne ruchy frykcyjne i cudowne uczucie
tarcia doprowadzały Kuroo do szaleństwa. Chciał tego samego dla
Kozume, więc postarał się jeszcze głębiej go penetrować.
Ustawił się pod kątem, by trafić w prostatę. Widok Kenmy
łapczywie biorącego oddech tuż po tym, jak wygiął się w łuk,
powiedział mu, że widocznie trafił do celu. Wystarczyło jedynie
jeszcze parę ruchów, by blondyn doszedł, brudząc swoją spermą
brzuch swój, jak i również Tetsurou. Dokładnie parę sekund po
nim pod wpływem zaciskających się mięśni na penisie
czarnowłosego, doszedł i on sam. Z głową wygiętą do tyłu i
okrzykiem na ustach. Żyjąc jeszcze tą chwilą spełnienia, wykonał
parę ruchów wewnątrz Kenmy, by potem wyjść i osunąć się po
prawej stronie blondyna.
Kenma z zagiętymi rękami w pięście, poruszał bezgłośnie
ustami. Brudny, spocony, zaczerwieniony. Istniało wiele
przymiotników opisujących jego chwilowy stan, jednak żaden nie
oddawał go w pełni.
Starali się uspokoić swoje oddechy. Kuroo złapał za rękę Kenmę.
Trwali tak przez dość długi czas, dopóki nie zmorzył ich sen.
Po przebudzeniu, Kuroo nie za bardzo wiedział, gdzie się znajduje.
Nie musiał nawet otwierać oczu, by to stwierdzić. Poduszka, na
której leżała jego głowa, wcale nie pachniała tak jak jego
własna. Drugą rzeczą było ciepłe ciało leżące tuż przy jego
ciele. Otworzył oczy i od razu wszystko mu się przypomniało.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, były ciemne odrosty. Jedną
ręką, która leżała na plecach blondyna, odgarnał mu grzywkę z
twarzy.
Kenma był rozluźniony. Oddychał głęboko, nadal śpiąc. Sen
wymazał z niego wszelkie napięcie.
Uroczy – pomyślał Tetsurou. Pocałował delikatnie kącik
jego ust. Ręka z powrotem znalazła się plecach Kozume, by go
objąć. Uśmiechnął się w duchu. Nie spodziewał się takiego
obrotu sprawy. Czuł się tak szczęśliwy, jak nigdy w życiu.
Przybliżył się jeszcze bardziej do drugiego chłopaka. Prawą nogę
włożył między nogi Kenmy – był to odruch bezwarunkowy. Mieli
jeszcze sporo czasu.
Po wspólnym prysznicu, posprzątaniu pokoju i wyrzuceniu wszystkich
dowodów, które świadczyły o tym, że uprawiali seks, chłopcy w
przyjemnej atmosferze zagrali w grę na Playstation. Nie było między
nimi żadnego napięcia, a i zachowywali się tak samo, jak zwykle.
Kenma tak samo obojętny na świat, pomijając grę i Kuroo mający
ADHD. Mimo wszystko Tetsurou zachował sobie w pamięci widok Kozume,
który jednak potrafił zrzucić z siebie tę maskę obojętności.
Po dłuższej rozgrywce, która trwała ponad trzy godziny, nadszedł
czas na pożegnanie. Dopiero wtedy zaczęło wisieć między nimi
napięcie.
Chłopcy stanęli naprzeciwko siebie. Kuroo jako ten wyższy
doskonale widział czubek głowy Kozume. Niższy zadarł głowę do
góry, by móc spojrzeć Tetsurou prosto w oczy. To była magiczna
chwila.
Kuroo powoli uniósł dłoń i położył ją na bladym policzku
blondyna, kciukiem muskając kącik wargi. Zza lekko uchylonych ust
wydostał się krótki wydech powietrza. Można było zauważyć
gołym okiem gęsią skórkę, która pojawiła się na szyi Kenmy.
Tetsurou pochylił się, by pocałować odsłonięty fragment, tuż
obok tętnicy szyjnej. Czuł pod swoimi wargami szybsze tętno.
Dłonie ulokował na biodrach niższego chłopaka, ale po chwili
zaczęły wędrować po jego plecach, by ostatecznie go objąć.
Kenma przylgnął do niego niczym druga skóra. Nie dałoby się
wetknąć między nich szpilki. Tkwili tak przez dłuższą chwilę,
starając się trochę uspokoić.
– Muszę już iść – powiedział cicho Kuroo.
Blondyn mruknął coś w materiał koszulki Tetsurou, czego ten nie
zrozumiał.
– Kozume... Powtórz.
– Nie idź – poprosił. – Pograj ze mną.
Czarnowłosy jedynie westchnął teatralnie i odsunął się o parę
centymetrów.
– Jutro też jest dzień – znowu ucałował usta swojego
przyjaciela... A teraz to już raczej chłopaka – poprawił
siebie w myślach Kuroo.
Niższy chłopak odprowadził drugiego do drzwi. Na dworze nadal
padało.
– Chcesz parasolkę? – zaproponował.
– Nie, dzięki. Przecież nie jest, aż tak tragicznie. – Kuroo
spojrzał prosto w oczy Kenmy – No to do jutra.
Policzki blondyna oblały się szkarłatem.
– Pa – powiedział miękko. Stanął w przejściu, by odprowadzić
wzrokiem kapitana Nekomy. Ten musnął palcami jego dłoń na
pożegnanie.
O RANY JULEK, WRESZCIE SĄ KOCHANE KOCIAKI <3
OdpowiedzUsuńTĘSKNIŁAM ZA WAMI <3
Dziękuję za życzonka (na fakbóczku, realu i tutaj - cóż za burżuazja!), w ogóle za pamięć - bardzo kochana jesteś <3 Gdybyśmy tylko się spotkały wyściskałabym cię baaaaardzo mocno :D Przyznam, że lekko się rozczuliłam, podczas czytania życzeń. Cud się stanął, trzeba to uczcić czymś mocnym, siostra ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Okej, miałam pisać śliczny komentarz, a nie dzikie do porzygu feelsy Truskawki.
KuroKeny jedne z najlepsze, jakie do tej pory czytałam. I to w jakim wydaniu ( ͡° ͜ʖ ͡°) No po prostu miodzio na moje serduszko! Idealnie odzwierciedliłaś postać Tetsurou i Kenmy, a jeszcze pitolisz, że Kenmę spierdoliłaś :v Oczywiście, Kenma jest dość specyficznym człowiekiem i jest ciężko idealnie odzwierciedlić w fanfiction jego charakter, ale tobie się to udało, kobieto! I MI NIE PISZ, ŻE NIE, BO PRZYJADĘ NA PATATAJU I WŁASNORĘCZNIE UKATRUPIĘ TYMBARKIEM. *uwaga, lokowanie produktu czy coś*
Do gramatyki, ani interpunkcji nie ma się czego czepiać. A fabuła (właściwie fapuła, w końcu Kuroo daje upust swej energii nie jeden raz ( ͡° ͜ʖ ͡°)) jest okej. Tak jak lubię, bo codzienność wcale nie jest szara - trzeba tylko wychwycić ulotne chwile i przechowywać je w skrzyni, zwanej Pamięcią.
O rany, ale się ckliwie porobiło. Co za dużo to niezdrowo.
Jeszcze raz dziękuję za piękne, przede wszystkim szczere życzenia. W tej chwili jestem wzruszona po raz drugi i jestem szczęśliwa, że mogłam cię poznać w dzikich peryferiach gimnazjum :D
Pozdrawiam serdecznie, ściskam mocno oraz przesyłam paczkę herbaty z aronią i miętki. Opatul się kocem, bo nadchodzi jesień (JESZCZE nie zima, spokojnie xD) :v
Trzymaj się kochana <3 Dasz radę i wierzę w ciebie :3
O rany, wzruszyłam się :D
UsuńJestem tak bardzo szczęśliwa, że ci się to podobało <3 A burżuazyjna jestem kiedy chodzi o życzenia, bo muszą się zgadzać. Uwierz mi wiem swoje. Nadal mi coś nie pasuje, ale jeżeli ty uważasz, że jest okej, to pozostaje mi się tylko zgodzić.
Tulę i przesyłam jednorożca, by uprzyjemnił ci resztę dnia.
Trzymaj się Truskawko. Ja w ciebie również wierzę.