piątek, 20 stycznia 2017

Na dnie naszych dusz - 2

 2.
W stronę światła,
Biegnij, póki sił starcza,
Nie poddawaj się.
Następnego dnia wcale nie chciał wstawać. Było mu zbyt miękko i ciepło, by marnować energię na poruszenie jakimkolwiek kawałkiem ciała. Owinął się kołdrą w kokon i udawał, że wcale się nie obudził. Może znowu zaśnie?
Niestety nic z tego nie wyszło, ponieważ usłyszał ciche pukanie do drzwi.
— Yuuri, żyjesz?
— Nie żyję — wymamrotał. Uchylił jedno oko i zobaczył, jak jego mama wchodzi do pokoju.
— Yuuri, wstawaj. Wiem, że chciałbyś odpocząć, ale lepiej tobie będzie, gdy zaczniesz coś robić. Znam ciebie. Im więcej masz czasu, tym bardziej myślisz o sprawach, które ciebie dołują.
— Już dobrze — jęknął pod nosem.
Pani Katsuki przyjrzała się uważnie synowi. Pogłaskała go po czole z czułością.
— Mamo, mam dwadzieścia trzy lata — zauważył.
— Ale będziesz dla mnie dzieckiem do mojej śmierci — powiedziała poważnym tonem. — Ale dość tego dobrego, na serio powinieneś wstać.
Yuuri ziewnął i przeciągnął się tak, że strzyknęło mu w łokciu.
— Daj mi trochę czasu, a zejdę na dół — obiecał.
Matka czarnowłosego pokiwała głową.
— Jasne.
Gdy kobieta wyszła z pokoju, młody łyżwiarz cały rozleniwiony wygrzebał nogi z kołdry. Po wykonaniu całej porannej toalety ubrał się i był gotowy zejść na śniadanie. Zauważył tylko swoją mamę, która jadła ryż z natto*. Jako jedyna w rodzinie lubiła ten przysmak.
— Jesteś już — zauważyła. Siedziała przy stoliczku, więc Yuuri dołączył do niej. Zobaczył miseczkę ryżu przygotowaną specjalnie dla niego i stojący obok półmisek z dodatkami do niego. W zależności kto miał, na co ochotę, dobierał według własnego gustu.
— Tata i Mari już wyszli? — spytał, chociaż i tak znał odpowiedź. Już, zanim wyjechał do Detroit, ta dwójka śpieszyła się do recepcji gorących źródeł, by zająć się nielicznymi klientami.
— Tak, może z pół godziny temu — odpowiedziała. Przez chwilę obydwoje milczeli. Yuuri rozejrzał się po salonie. Niewiele się zmieniło od jego wyjazdu. Pokój był tak samo przytulny i swojski.
— A tak w ogóle, to jak tam u was? Wczoraj to mnie o wszystko wypytywałaś.
Mama spojrzała na niego uważnie. Brązowe, krótkie włosy miała jak zwykle rozpuszczone, więc wydawała się młodsza, niż w rzeczywistości była. Nagle jakby słowa jej syna dodały jej paru lat, a na twarzy ukazało się zmęczenie. Dopiero w tej chwili Yuuri uzmysłowił sobie, że jego mama nie będzie wiecznie silna i zdrowa.
— Wiesz, jak jest — zaczęła. — Jest mało klientów poza sezonem, ale jakoś dajemy sobie radę. Tata daje — podkreśliła.
— Jakby co, to ja wam …
— Yuuri, może nie znam się na łyżwiarstwie zbyt dobrze, ale to źle, że nic z nim nie robisz. To ciebie uszczęśliwiało. Nie powinieneś znajdywać sobie nowego zajęcia, kiedy to ci starcza.
I tak było naprawdę. Dla Hiroko Katsuki najważniejszą rzeczą na świecie były jej dzieci. Może nie było jej stać na dużo rzeczy, ale zawsze starała się dać z siebie sto procent, jeżeli chodziło o coś, co brakowało jej pociechom.
Czarnowłosy zamilknął. Nie wiedział, co powiedzieć. Dokończyli posiłek i pomógł swojej rodzicielce zanieść naczynia do kuchni, po czym ją przytulił.
— Dziękuję — powiedział, mocno ściskając. Trwali tak przez dłuższą chwilę, dopóki mama nie wygoniła go z pomieszczenia, by zająć się czymś innym niż zamartwianiem.
Wrócił do swojego pokoju. Teraz gdy już wypoczął po przyjeździe, spojrzał na wszystko z nowej perspektywy. Puste miejsce na ścianie było nieco przygnębiające, podczas gdy cała reszta tapety była poobklejana różnymi zdjęciami i plakatami ukazującymi Nikiforova w różnych stadiach kariery. Zdecydowanie podszedł do łóżka. Stanął na nim i zaczął ściągać po kolei plakaty. Miał ich tak dużo, że zdejmowanie zdjęć z jednej ściany zajęło mu aż dwadzieścia minut, a wszędzie gdzie tylko spojrzał był tylko Victor, Victor, Victor.
Powtarzał swoje ruchy, nie myśląc nad tym, co robi. Chciał po prostu mieć to za sobą. Dopiero gdy zostały mu do oderwania dwa arkusze, zawahał się. Były pierwszymi, które zdobył. Na dobrą sprawę nie pamiętał już nawet, ile miał wtedy lat. Zupełnie jakby jego życie dzieliło się na dwa etapy. Przed Victorem i Po Victorze.
Z bólem serca Yuuri odkleił obydwa i odłożył na biurko, w przeciwieństwie do pozostałych plakatów, które już wylądowały w worku na śmieci. Musiał coś sobie zostawić na pamiątkę, bo nawet paląc za sobą mosty, zostawia się linę. Położył się na chwilę na łóżku.
Pokój wydawał się teraz większy, ale również pusty, bardziej obcy. Czarnowłosy westchnął głośno, a dźwięk ten rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Okularnik patrzył na sufit. Oczyma wyobraźni widział siebie na lodzie sprzed kilku lat, kiedy jeszcze nie zajmował się łyżwiarstwem zawodowo. Dziecięce podchody do czegoś, co koniec końców stało się sensem jego życia. Strasznie tęsknił za tymczasem, gdy porażka nie oznaczała tak gigantycznego bólu.
Postarał się, aby cały bałagan zniknął, który spowodował, o ironio sprzątając. Gdy skończył swoją pracę, postanowił zejść na dół do źródeł. Rodzice byli jednak już zajęci. Parę osób jadło jakieś dania, których Yuuri nie rozpoznawał, podejrzewał, że były to nowe dania z karty. Tuż przed telewizorem rozpoznał postać jego byłej nauczycielki. Minako siedziała przy stoliku i piła sake z wysokiej szklanki. Butelka stała tuż obok niej, a ona sama nieco już szklistymi oczyma pożerała wzorkiem łyżwiarzy, którzy występowali na Mistrzostwach Świata.
Coś ścisnęło Katsukiego w żołądku. Gdyby Victor żył, na pewno wziąłby w nich udział, tańcząc swój najnowszy układ. Z pewnością by wygrał — pomyślał Yuuri. Przyjrzał się uczestnikom biorącym udział w zawodach. Rozpoznawał niektórych z nich. Chrisa Giacomettiego i Jeana – Jacquesa Leroya znał z serii zawodów Grand Prix, w których brał udział.
Porażony pewno myślą złapał w locie kurtkę wraz z torbą. Nie musiał nikomu mówić, gdzie idzie. Wystarczyło jedno spojrzenie jego matki, by ta wiedziała, że idzie na lodowisko.
W końcu tak dawno na nim nie był i tak strasznie mu go brakowało.
Kiedy z daleka rozpoznał lodowisko, na którym spędzał większość swojego czasu jako dziecko, zrobiło mu się cieplej na sercu. Przyśpieszył kroku, by szybciej się znaleźć we wnętrzu.
Kiedy tylko uchylił drzwi, zdumiała go cisza, panująca w środku. Zapamiętał to miejsce zupełnie inaczej. Pełne śmiechu, jęku bólu podczas pierwszego, jak i kolejnego upadku. Tym razem jednak tego wszystkiego zabrakło. Przeszedł parę kroków, gdy usłyszał głos kobiety stojącej za kontuarem. Była odwrócona do niego plecami, ale wyraźnie usłyszał jej głos.
— Przepraszam, ale dzisiaj …
— Yuuko? — zapytał Katsuki.
Szatynka raptownie się odwróciła i oczy rozszerzyły jej się, gdy zobaczyła, kto przed nią stoi.
— Yuuri! — krzyknęła. Przebiegła przez kontuar, by wyściskać starego przyjaciela. Chłopak lekko zdezorientowany odwzajemnił uścisk. Pamiętał Yuuko właśnie z lodowiska. Obydwoje razem z ich przyjacielem Takeshim jeździli razem na lodzie. Pamiętał nawet, że to ona powiedziała mu o Victorze Nikiforovie, jak razem śledzili jego dokonania i kopiowali układy. Tak, to były dobre czasy.
— Prawie ciebie nie poznałam — powiedziała, odrywając się od niego. Uśmiechnięta od ucha do ucha, nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. — I mów do mnie Yu-chan! — poprawiła go.
Yuuri nieco zażenowany jej zachowaniem, spąsowiał.
— Tak, wiem. Przytyło mi się.
— Nie to — roześmiała się. — Wydoroślałeś.
— A ty ... Ty nadal wyglądasz tak samo — przyznał czarnowłosy i miał rację. Yuuko była niższa od niego, miała te same brązowe, wieczne błyszczące z podekscytowania oczy i uśmiech, który potrafił poprawić każdemu humor.
— Dzięki. Nie wiedziałam, że wracasz do Hasetsu.
— Tak wyszło. Stęskniłem się za rodzicami i za domem. Nie wiedziałem, że teraz to ty się zajmujesz lodowiskiem. Od kiedy?
Przyjaciółka z dzieciństwa przyjrzała mu się uważnie. Minęło sporo czasu, odkąd ze sobą rozmawiali, ale nadal po tylu latach potrafiła odgadnąć, że coś jest na rzeczy. Nie skomentowała również szybkiej zmiany tematu.
— Od niedawna razem z Takeshim.
— Witaj Yuuri. — Usłyszał niski baryton za plecami. Odwrócił się i zobaczył wysokiego, napakowanego faceta, który podszedł do Yuuko i objął ją w talii. Było w nim coś znajomego jednak nieuchwytnego.
— Nishigori?
— We własnej osobie.
Czarnowłosy uśmiechnął się. Nie spodziewał się czegoś takiego. Nigdy nie sądził, aby ta para mogła być ze sobą razem. Obydwoje znacznie się od siebie różnili. Yuuko była bardziej żywiołowa, a Takeshi opanowany i ironiczny, podczas gdy dziewczyna była duszą, nie człowiekiem.
Widać los lubił płatać figle.
— Nie poznałem ciebie — przyznał okularnik. — Kurczę, zdecydowanie pięć lat to zbyt długi czasu.
— Trzeba to jakoś nadrobić — powiedział Nishigori.
— Przyszedłeś pojeździć, tak? Dla ciebie zawsze będą tu drzwi otwarte — wtrąciła Yuuko.
Katsuki zarumienił się. To był taki miły gest, powiedzieć mu, że będzie zawsze mile widziany.
— Dziękuję. A gdzie trojaczki? — spytał, pamiętając trzy małe dziewczynki sprzed jego wyjazdu z Hasetsu. Były jeszcze malutkie, a teraz miały już sześć lat.
— Są gdzieś tutaj. Pewnie oglądają filmiki z mistrzostw. To ich ulubione zajęcie — uśmiechnęła się Yuuko. — Idź śmiało, najwyżej się gdzieś na nie natkniesz. Przygotuj się na masę pytań, są twoimi fankami.
Okularnik doskonale znał rozkład wszystkich pomieszczeń. Jako małe dziecko często bawił się po budynku, nie tylko jeżdżąc po samym lodzie.
Zanim wszedł na lód, włożył łyżwy i upewnił się, że ciasno je zawiązał. Może i zdecydował, że nie będzie już profesjonalnie jeździł, ale nie chciał się nabawić kontuzji.
Pierwsze chwile na lodzie zawsze były trudne, nawet dla zawodowca. Utrzymanie równowagi na śliskiej powierzchni, przyzwyczajenie się do niej na nowo było czymś magicznym. Wkraczałeś do nowego świata, mniej przyziemnego.
Yuuri sunął po lodzie, jakby unosił się w powietrzu. Jego nogi bezwiednie powtarzały standardowe ruchy, których się uczył. Wirował, pogrążony w swoich myślach, nie wiedząc, kiedy przeszedł na coś, co doskonale znał.
Tysiąc razy oglądał nagrania z zawodów, do których starszy od niego Rosjanin tańczył do Stay Close To Me. Każdy ruch znał na pamięć, że jego ciało działało instynktownie.
Każdy krok był wyzwaniem, które potrafił rzucić tylko Nikiforov.
Czarnowłosy stanął tyłem na lodzie. Prawą łyżwę wbił w podłoże i wybił się w powietrze, okręcając się cztery razy, zgrabnie lądując na zewnętrznej krawędzi, uginając lekko nogę w kolanie.
Gdyby on żył, właśnie teraz, w tej chwili wykonywałby ten układ na Mistrzostwach — pomyślał Yuuri. Cały układ miał tylko cztery poczwórne skoki, większość w drugiej połowie. Wszystkie były na wysokim poziomie, jednak kopiowanie ich sprawiało, że stawały się łatwiejsze.
Wykonał sekwencję kroków, płynnie przechodząc do poczwórnego flipa, tak charakterystycznego dla Victora, tym razem po wewnętrznej krawędzi płozy. Ślizgał się po lodzie, by przystąpić do następnego elementu choreografii – piruetów.
Najpierw waga. Skup się — pomyślał Katsuki. Zastanawiał się, o kim myślał Rosjanin, gdy wykonywał ten układ. Kogo chciał mieć tak blisko siebie?
Odrzucił ręce w bok i wygiął lewą nogę do tyłu, kierując prawą dłoń powoli do przodu, jakby chciał kogoś uchwycić. Powstrzymać przed odejściem. Następna sekwencja ruchów była jedynie preludium do wyskoku i prowadzącego do niego piruetu siadanego. Uniósł ręce w górę, powoli jadąc w lewą stronę. Odwrócił się tyłem na wewnętrzną krawędź lewej nogi i zamachnął prawą, jego ciało rozpędziło się. Dla kogoś, kto by go oglądał, stałby się rozmazaną plamą wykonującą poczwórnego Salchowa.
Skupił się na gestykulacji rękoma. Wszystkie emocje skupiły się właśnie w tych częściach ciała. Cały żal, tęsknotę i smutek przelał właśnie w ten układ. Czy potrafił wreszcie znaleźć sposób na poradzenie sobie z całym tym bałaganem, jaki spadł mu na głowę?
Łyżwiarstwo było tym, co kochał, ale sprawiło mu tyle bólu. Czy to możliwe, że to, co kochamy najbardziej, potrafi zranić najmocniej? Ponownie wybił się na prawej nodze, by wykonać potrójnego lutza, a zaraz po nim potrójnego flipa.
Tańczył, aż zachciało mu się płakać. Płakać z bezsilności i straty, kogoś, kogo tak naprawdę nie miał okazji dobrze poznać, a zawsze tego pragnął.
Na sam koniec została mu tylko kombinacja poczwórnego i potrójnego toe loopa. Obraz wirował mu przed oczyma, więc zamknął je, wyobrażając sobie, że jest gdzieś indziej. W miejscu, gdzie wszystko było takie, jak należy, gdzie nikt nie umierał, kraina skuta lodem. Jego Arkadia, jego raj.
Zwieńczeniem tego wszystkiego była kombinacja piruetów. Coś, co było najpiękniejsze, najtrudniejsze i najbardziej liczone w punktacji, oprócz samych skoków.
Zgiął się do piruetu siadanego, a potem przeszedł w stany.
Zimne kropelki potu spłynęły w dół, wzdłuż kręgosłupa. W płucach mu paliło tak, że wziął krótki, raptowny wdech. Klatka piersiowa ledwo się uniosła. Ruchy stały się bardziej dynamiczne. Koniec zwykle taki bywał. Zbyt szybki, by go zapamiętać. Zbyt gwałtowny, by cokolwiek poczuć.
Wyskoczył po raz ostatni w powietrze, a ostrza łyżw uderzyły o siebie z głośnym zgrzytem. Po wylądowaniu obie nogi wbił w ziemię.
Koniec — pomyślał Yuuri. Nagle poczuł się zmęczony, jednak ponad tym wyraźnie rysowało się zadowolenie. Odwrócił się i zobaczył swoją przyjaciółkę.
— Yuuri! — krzyknęła Yuuko. Wyraz jej twarzy wyrażał zaskoczenie i podekscytowanie. — Myślałam, że już nie będziesz jeździł!
— Też tak myślałem — przyznał się chłopak, zażenowany nieco tym, że został przyłapany na gorącym uczynku.
— Tak się cieszę. Wyszło ci idealnie.
Chłopak podjechał do niej i oparł się o barierkę.
— Dzięki.
— W pewnym momencie wyglądałeś tak blado, że się bałam, że zemdlejesz — powiedziała Nishigori zatroskanym tonem.
— Nie powinnaś się tak zamartwiać.
— Dokładnie mamo — nagle tuż obok Yuuko pojawiły się trzy małe dziewczynki. Wyskoczyły znienacka tak, że Katsuki lekko się przestraszył. — Yuuri!
Młoda matka spojrzała na swoje córki z widoczną naganą. Poczochrała każdej z nich czuprynę i wskazując każdą po kolei, przedstawiła je łyżwiarzowi.
— Axel, Loop i Lutz. Dokładnie w tej kolejności — zaznaczyła. — Te małe ciągle próbują się zamieniać, ale nigdy im to nie wychodzi. Jak już mówiłam to twoje fanki.
Dziewczynki były bardzo podobne do swojego ojca. Jedyne co miały wspólnego z ich matką to kolor włosów. Ładny, brązowy podkreślał duże oczy odziedziczone po tacie.
— Oglądałyśmy twój występ, wróciłeś do jazdy? — spytała Lutz. W dłoniach trzymała mały notes i zatknięty za okładkę długopis.
— Nadal nie masz dziewczyny? — dopytała się Axel. W przeciwieństwie do swojej siostry trzymała w ręce jakiś ustrojstwo, którego Yuuri nie potrafił rozpoznać.
Bo Yu – chan nie kupiła by smartfona sześciolatce, prawda? — pomyślał czarnowłosy.
Zaśmiał się jedynie, gdy usłyszał pytanie dziewczynki.
Trzecia stojąca w środku wypaliła tylko jedno zdanie, które zażenowało Katsukiego.
— Przytyłeś.
Policzki Yuuriego zaróżowiły się w zdradziecki sposób.
Dlaczego dzieci są takie szczere? — pomyślał.
— Dziewczynki... — zaczęła Yuuko.
— Daj spokój, to prawda — przyznał łyżwiarz. — Przydałoby się zrzucić parę kilo, ale ta potrawka mamy...
— Zbyt dobra, żeby z niej zrezygnować — potwierdziła z uśmiechem Yuuko. Dziewczynki zaczęły się kotłować wokół jej nóg, a następnie wybiegły z lodowiska w tylko sobie znanym kierunku.
— One tak zawsze? — spytał Katsuki. Wszedł na beton i zdjął powoli łyżwy. Nieco zmęczony poruszył palcami u stóp, by pozbyć się niemiłego odczucia odrętwienia, które pojawiało się po zbyt długiej jeździe.
— Tylko wtedy, gdy mają coś ważnego... Nie wiem, o co im chodzi tym razem — wzruszyła ramionami. — Są jak żywe srebro.
— Ty też taka byłaś — zauważył chłopak. Założył na nowo swoje zwykłe buty, dokładnie je sznurując. — Wszędzie było cię pełno.
— Ma rację — potwierdził Takeshi, który stanął w drzwiach prowadzących na lodowisko. Podszedł do żony i ścisnął ją w bok, zmuszając ją do uśmiechu.
— I dobrze. Nie mogą być zgryźliwe w tym wieku, jak ty — sparowała.
— Ja? Zgryźliwy? Mylisz to z moim uroczym cynizmem, jak go nazwałaś w czasie nocy... — zaczął Nishigori, jednak przerwała mu brunetka, kładąc rękę na ustach.
— Cicho!
Yuuri patrzył na to wszystko z uśmiechem, błąkającym się po ustach. Miło było patrzeć na cudze szczęście, jednak nadal chciał sam być obiektem czyichś uczuć. To nie było nic dziwnego. Każdy chce być kochany. Westchnął cicho na samą myśl o tym. Może nie będzie mu to dane i zostanie psiarzem. To nie byłoby w końcu takie złe życie — pomyślał. Kochał te stworzenia ponad życie.
— Może ja nie będę wam przeszkadzał — powiedział w stronę małżeństwa, które cicho ze sobą rozmawiało.
— Nie, skądże — zaprotestowała kobieta. — Zostań, musimy wiele rzeczy obgadać.
— Zgadzam się. W dodatku mam butelkę dobrego sake — zaproponował Takeshi.
Katsuki zaśmiał się lekko, ale odmówił.
— Ja i alkohol to zła mieszanka. Robię się taki sam jak mój tata, a wiecie, co wyrabia — powiedział, myśląc o dzikich wybrykach starego Katsukiego. — W dodatku przecież mamy czas. Raczej nigdzie się już nie wybieram.
Takeshi pokręcił głową w wyrazie politowania.
— Nie mów hop, zanim skoczysz — powiedział poważnym tonem.
Yuuri jedynie przewrócił oczyma, słysząc te słowa.
— Nie przekonacie mnie. Podjąłem decyzję. Jeszcze pomyślę, że mnie stąd wyganiacie — zażartował.
— Wiesz, że to nie prawda. I nie drocz się ze mną — ostrzegła Yu – chan — tylko on może to robić. — Wskazała na swojego męża.
— Okej, okej — czarnowłosy uniósł dłonie w geście poddania. Wstał i uśmiechnął się szczerze. Założył okulary, które położył wcześniej na ławce. — Spotkamy się jutro. Dzisiaj już za dużo zrobiłem.
Yuuko zrozumiała, o co mu chodziło. Nie musiał tego mówić na głos, by wiedziała, że stara się uporządkować cały bałagan, który wyniknął z łyżwiarstwa.
— Nie martw się — powiedziała.
Katsuki pożegnał się z rodziną Nishigori, każąc pozdrowić trojaczki, gdy się znowu pojawią.
Kiedy wrócił do domu, relacja z mistrzostw właśnie się zakończyła. Zdążył jedynie zobaczyć, kto zajął jakie miejsce na podium i zaraz potem zaczęły się wiadomości z kraju. Nie był zaskoczony tym, że to Giacometti zdobył złoto, a zaraz po nim Otabek Altin uplasował się na drugim miejscu, tylko trochę wyprzedzając słynnego JJ-a. To była silna trójka, jednakże wszyscy wiedzieli, że gdyby najlepszy łyżwiarz Rosji nadal żył, to on stanąłby na samym szczycie podium.
— Yuuri, chcesz coś zjeść? — spytała go mama. Ten przytaknął, zdjął kurtkę i odłożył torbę z łyżwami. Usiadł tuż przy rodzicielce, patrząc, jak krząta się po kuchni. Z chęcią by jej pomógł, ale wiedział, co by się stało, gdyby to chociażby zaproponował. Byłoby po prostu źle.
Królestwem Hiroko była kuchnia i nikt oprócz niej nie mógł rościć do niej żadnych praw.
— Jak było? — usłyszał pytanie, które zadała jego matka.
— Jak zwykle — odpowiedział, mimo że nie była to całkowita prawda. Czuł się znużony i zmęczony. Może niepotrzebnie tak szybko chciał znowu jeździć. Nawet nie odpoczął, tylko cały czas coś robił. Zupełnie jakby obudziła się w nim jakaś ciągła chęć do robienia czegokolwiek, byleby nie spocząć w jednym miejscu. Mimo całej energii i tak czuł się zmęczony. Ale może nawet to i dobrze. Zmęczeni ludzie nie śnili, tylko spali. Marzenia nocne pozostawały poza ich zasięgiem.
— Spotkałeś Nishigorich?
— Tak, zaproponowali, by jutro spędzić razem czas i obgadać wszystkie tematy — czarnowłosy opowiedział pokrótce, o rozmowie z dawnymi przyjaciółmi i uzmysłowił sobie, że naprawdę musi się z nimi spotkać.
— Proszę — kobieta postawiła przed nim gorący katsudon.** Yuuriemu zaburczało w brzuchu. Zrobił się okropnie głodny po jeździe.
— Dziękuję — powiedział. Z zapałem zabrał się do jedzenia. W ciszy zjadł wszystko, co do ostatniego ziarnka ryżu i jeszcze raz podziękował.
Pani Katsuki pozmywała naczynia, sprzątnęła powierzchownie blaty w kuchni i usiadła naprzeciwko syna.
— Mam wyrzucić te wszystkie worki? — spytała. Chłopak przypomniał sobie, że tylko poupychał plakaty w worki do śmieci i postawił je w kącie pokoju. Milczał. Przecież nie zdejmował ich bez powodu, ale teraz gdy miał zdecydować się już ostatecznie, ogarnęły go wątpliwości.
— Na razie zostaw, dobrze? Sam to zrobię — obiecał. Przesuwał pacem po wzorze wyszytym na makatce. Przywiózł ją z jednej ze swoich pierwszych zawodów, które odbywały się w Europie. Duże płatki śniegu wyszyte bladoniebieską nitką, pięknie kontrastowały ze śnieżną bielą materiału. Ozdoba ta wyglądała dość dziwnie w tradycyjnym japońskim mieszkaniu, jednak mama uporczywie obstawała przy tym, aby leżała na wierzchu. Yuuri pamiętał, że kiedyś spytał się, po co to robi, a ta odpowiedziała, że dla niej świadczy ona o tym, że jej syn nie boi się dążyć do swojego wymarzonego celu – wygranej.
— Powinnaś to schować — powiedział i wstał od stolika. Nie odwracając się, udał się w kierunku swojego pokoju.
— Ale Yuuri... — głos pani Katsuki załamał się przy ostatniej sylabie jego imienia.
— Przepraszam — szepnął chłopak.
Gdy dotarł do swojej sypialni, zamknął za sobą drzwi, by nie wpuścić chłodu z korytarza. Tamtego dnia niemiłosiernie ciągnęło po nogach, więc nie rozstawał się ze swoimi kapciami mimo, że wolał chodzić w samych skarpetkach, kiedy tylko mógł. Włączył swój komputer i zalogował się na swoje ulubione strony społecznościowe, chcąc dowiedzieć się, co się dzieje u jego znajomych, jak i na samym świecie.
Przeczytał komentarze z mistrzostw, obejrzał zdjęcia i polubił parę z nich, na których widział znajomą twarz. Niedługo potem oczy zaczęły go szczypać i postanowił wcześniej iść spać. Wziął szybki prysznic i przebrał się w swoją piżamę.
Okrył się szczelnie kołdrą i ułożył się na tyle wygodnie, by spokojnie odpłynąć w krainę snu. Było mu ciepło i wygodnie, ale przez długi czas nie potrafił zasnąć. Dopiero później, gdy myśli się uspokoiły, nie zorientował się, kiedy zanurzył się w sennych marzeniach.
Nie różniły się zbytnio od rzeczywistości. Od dawna śniło mu się, że jeździ na lodzie, a potem unosi się wysoko, ponad wszystkich. To były piękne sny, tak bardzo, że czasami czuł się winny, gdy się budził. Wieczny sen byłby dobrym rozwiązaniem — stwierdził kiedyś, gdy był młodszy i nie chciało mu się wstawać do szkoły. Teraz dorósł i czasami wracał do tych słów z pewną melancholią i pobłażaniem, wobec pewnego rodzaju uroczemu aspektowi dzieciństwa.
Spał tak niewzruszenie do rana, ponieważ wbrew pozorom ciężko było go obudzić, ale w pewnym momencie zrobiło mu się przeraźliwie zimno i poczuł to nawet w sennym marazmie. Przewrócił się jedynie na drugi bok i jeszcze szczelniej się opatulił.
Kiedy obudził się rano, poczuł się okropnie rozleniwiony. Nie otworzył od razu oczu, poleżał jeszcze przez chwilę, nabierając siły, by wstać. Pomyślał jeszcze o swoich planach na ten dzień i powoli otworzył oczy.
Było jasno, ale jeszcze nie aż tak, by zacząć się zastanawiać, czy nie jest za późno. Uniósł się na posłaniu i serce zamarło mu w klatce piersiowej. Wszystko dookoła zamarło.
Widział przed sobą Victora Nikiforova.
Może i nie żywego, ale do cholery jasnej, jakim cudem jego plakat znowu wisiał na ścianie?
*sfermentowana soja
**ryż, kotlet wieprzowy i jajecznica z warzywami — ale bądźmy szczerzy — każdy, kto oglądał YoI to wie, co to jest :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy