Ostrzeżenia: niekanoniczność, zmiana biegu wydarzeń, ooc postaci
1.
Lód pod stopami,
Zwycięstwo
płynie we krwi,
Czyż to
nie piękne?
Rozczarowanie miało gorzki smak. Rozczarowanie samym sobą było
jeszcze gorsze. Kiedy można zwalić winę na osobę drugą, od razu
człowiek czuje się lepiej. Ale nie w tym przypadku. Yuuri mógł
jedynie patrzeć na swoje odbicie z żalem w oczach. Na nic więcej
nie było go stać. Zabarykadowany w łazience ochlapał się wodą,
by ochłonąć. Oparłszy dłonie na umywalce, zrobił głęboki
wdech tak, że zaparowało lustro.
— Ogarnij się — powiedział do siebie.
Sprawdził na telefonie godzinę. Powinien wyjść, bo inaczej trener
znowu powie mu, że się guzdrze. Miał tylko zadzwonić do rodziców,
a siedział tutaj o wiele za długo. Już mógł usłyszeć głos
Celestino, mówiący by się nie spóźniał. Z drugiej strony to i
tak nie było już ważne. Podjął już decyzję. Po tylu
niepowodzeniach tylko masochista zdecydowałby się, aby dalej
ciągnąć całą tę farsę.
Po prostu się wypalił. I to nie tak, że jazda na lodzie nie
sprawiała mu już radości. Co to, to nie. Po prostu otoczony taką
ilością osób, na których mu zależało, bał się zrobić
cokolwiek, co mogłoby ich zawieść. I tak też się stawało,
zupełnie jakby na jego złość.
Japończyk wciąż patrzył na swoje odbicie, gdy do pomieszczenia
wszedł młodszy chłopak. Ciarki przebiegły po kręgosłupie
Katsukiego. Mimo że Yuri Plisetsky był od niego o osiem lat
młodszy, rozsiewał wokół siebie taką aurę, że chyba tylko
osoba bez instynktu zachowawczego miałaby odwagę go zaczepić.
No, ale mimo wszystko zachowaj się jak mężczyzna, Yuuri —
pomyślał.
— Yuuri Katsuki — usłyszał swoje imię z ust chłopca. Spojrzał
na niego, napotykając wyzywający wzrok.
— Tak?
— Wycofaj się, póki masz szansę — powiedział, zniżając swój
głos. Było to dość śmieszne posunięcie i Yuuri wręcz
powstrzymał uśmiech cisnący mu się na usta. Z drugiej strony
pamiętał siebie w tym wieku. W końcu nie było to zupełnie tak
dawno temu.
— Doceniam szczerość, ale ja już podjąłem decyzję.
Plisetsky wygiął usta na kształt uśmiechu.
— Na lodzie może być tylko jeden Yuri. I będę nim ja, mimo że
Nikiforova już nie ma.
— Jak uważasz — odpowiedział Katsuki. — Sądzę, że i tak w
niczym by ci nie pomógł. Umiesz już wszystko, pozostało ci
jedynie zdobyć doświadczenie.
Blondwłosy Rosjanin widocznie czuł się rozczarowany przebiegającą
rozmową. Widocznie wyobrażał ją sobie całkowicie inaczej.
Czarnowłosy również sądził, że gdyby ta konwersacja odbyła się
rok wcześniej, zupełnie inaczej by zareagował, jednakże ten rok
był dla niego dużym wyzwaniem, z którym nie do końca sobie
poradził. Nie mniej jednak zadziałał na niego w taki, a nie inny
sposób.
Nieco zaskoczony obrotem spraw Plisetsky zamrugał oczyma i przyjrzał
się uważnie starszemu łyżwiarzowi.
— Tak sądzisz? Ja... Nie...
Czarnowłosy poprawił okulary zsuwające się mu z nosa.
— Ja to wiem — zadeklarował. — Będziesz miał swoje pięć
minut. Ja z tym skończyłem.
Powiedziawszy to, wyszedł z łazienki, zostawiając za sobą
zamurowanego i poniekąd zadowolonego nastolatka. Bądź co bądź
usłyszał to, co chciał. Dostał zapewnienie, że ma drogę wolną.
♫
Kłócił się właśnie z Cialdinim, gdy jego uwagę zwrócił
plakat wiszący przy wyjściu z budynku. Przedstawiał Victora
Nikiforova, łyżwiarza pochodzącego z Rosji, który zginął tuż
przed Finałami Grand Prix. Wcześniej musiał mu jakoś umknąć.
Był stosunkowo duży. Mógł mieć około półtora metra wysokości.
Przedstawiał on Rosjanina, który został uchwycony podczas jednego
ze swoich charakterystycznych skoków. Pod plakatem położonych było
parę zniczy. Niektóre z osób przechodzących tuż obok niego,
zatrzymywało się specjalnie, by samemu położyć świecę lub
klęknąć. Nieważne kto był jakiego wierzenia. Zbiorowisko fanów
Nikiforova z całego świata robiło naprawdę specyficzne wrażenie.
— Yuuri, słuchasz mnie? — Celestino przyglądał się uważnie
swojemu podopiecznemu. Ten stał zamyślony, patrząc w dal. Starszy
mężczyzna wiedział, o co chodziło. Katsuki mógł wszystkim
mówić, że rezygnuje ze względu na swoje porażki i troskę o
rodziców, ale tak naprawdę to nie o to chodziło. Kiedy cały świat
dowiedział się o wypadku samochodowym, w którym zginął jego
idol, coś się w nim złamało. Mimo że przed innymi udawał, iż
wszystko jest w porządku, tak nie było. Cialdini nie dał sobie
tego wmówić. Na Yuuriego zadziałało to o wiele mocniej, niż by
sobie życzył.
— Yuuri — powtórzył stanowczo, ściągając chłopaka na
ziemię.
— Tak? — czarnowłosy spojrzał na niego. — Przepraszam,
zamyśliłem się.
— Właśnie widzę. Słuchaj — zaczął trener — daj sobie
czas, dobrze? Nie rób niczego pochopnie. Odpocznij, ale nie mów
łyżwiarstwu nie.
Katsuki przechylił głowę na bok i poprawił spadające okulary na
nosie.
— Dzięki — westchnął. Poprawił torbę zwisającą mu na
ramieniu. — I tak muszę odwiedzić rodzinę. Już pięć lat ich
nie widziałem. Nie przekonasz mnie Celestino. Ja już nie będę w
ten sposób jeździł.
Trener pokręcił głową.
— Mam nadzieję, że jeszcze zmienisz zdanie. Masz do mnie numer,
gdyby coś się stało.
Mężczyźni pożegnali się, obiecując sobie, że będą w stałym
kontakcie. Yuuri jeszcze raz obejrzał się po budynku. Jeżeli
pozostanie stały w swej decyzji, to już nigdy więcej miał tu nie
być.
Wchłonął każdy szczegół. Wszystkich ludzi, których kojarzył z
widzenia, ale również i tych, którzy stali się dla niego bliscy w
ciągu całej kariery łyżwiarskiej. Gdzieś dalej widział Yuriego
Plisetsky'go odchodzącego wraz ze swoim trenerem Yakovem, obok niego
Kanadyjczyka, z którym konkurował jeszcze parę godzin wcześniej,
a jeszcze indziej Phichita.
Nagle ścisnęło go coś w piersi. Pewien rodzaj żalu, który rodzi
się wtedy, gdy patrzysz na coś bliskiego i odległego zarazem.
Mając za plecami Cialdiniego oraz resztę łyżwiarzy, pożegnał
się z tą częścią swojego życia.
Po kilku godzinnym locie z radością wyprostował kości.
Zesztywniałe mięśnie domagały się jakiejś rozgrzewki.
— Ugh — jęknął, gdy chciał wygiąć rękę do tylnej kieszeni
spodni. Nawet to sprawiało mu ból. Mimo wszystko cieszył się, że
jego noga wreszcie dotknęła japońskiej ziemi. Tak długo go tu nie
było, że aż zrobiło mu się przykro. Może postąpił zbyt
egoistycznie, wyjeżdżając do Detroit? Może nie powinien zostawiać
rodziców, Vicchana, z którym nawet nie zobaczył się, zanim ten
zdechł? Tego już się nigdy nie dowie.
Przechodził właśnie przez halę główną, gdy w oczy rzuciła mu
się jego własna podobizna.
— Co!?
Zamrugał z niedowierzania. Istniała tylko jedna osoba, która
byłaby zdolna do porozwieszania plakatów z jego osobą na każdym
metrze kwadratowym prefektury Saga.
— Yuuri! — usłyszał krzyk dobiegający zza niego. Odwrócił
się na pięcie i został zmiażdżony w uścisku przez Minako
Okukawę, jego byłą nauczycielkę baletu.
— Dusisz mnie — wystękał. Odsunął się od nauczycielki na
tyle, aby czuć się bezpiecznym.
— Witaj w domu — Minako uśmiechnęła się serdecznie. Katsuki
odwdzięczył się tym samym, czując, jak w jego ciało wstępuje
energia.
— Tęskniłem za nim — powiedział.
— Twoi rodzice za tobą również. Może chodźmy już do mojego
samochodu? Pogadamy w czasie drogi.
Yuuri podążył za nauczycielką na zewnątrz lotniska.
— To ty powiesiłaś ten plakat, prawda? — spytał praktycznie
pewny odpowiedzi.
— Znasz mnie dość dobrze — Minako roześmiała się. —
Musiałam się zajmować tym, aby wszyscy na Hasetsu śledzili twoje
zmagania na lodzie.
Na te słowa Katsuki oklapnął jak przekłuty balon.
— No i jaki z tego pożytek? Widzieli tylko moją porażkę.
— Yuuri, przesadzasz. Każdemu się to przytrafia. Nie jesteś
jedyny na świecie — powiedziała kobieta.
Chłopak jedynie westchnął. Ciągnął za sobą walizkę, a na
ramieniu wisiała mu torba. Nie miał zbyt wielu rzeczy z Detroit
wszystko, co najważniejsze miał w domu, by mieć do czego wracać.
— Wiem o tym, ale to takie... trudne? Próbować dalej mimo
przeszkód... Nie, to nie dla mnie.
Minako przyjrzała mu się uważnie. Widziała, że czarnowłosy był
zmęczony i trochę wycofany, ale mimo to widziała, że się
zmienił. Parę lat rozłąki z domem zrobiło z niego innego
człowieka. A może — przeszło jej przez myśl — nie tyle lat,
ile ostatni rok.
— Ale masz nas. Naprawdę w ciebie wierzymy, mimo twoich wyborów —
powiedziała.
— Wiem.
— Chodź w tę stronę, tu zaparkowałam — złapała go za ramię
i pociągnęła za sobą na lewo od wejścia do hali głównej. Yuuri
nie zdziwił się, że jego dawna nauczycielka ma w sobie tyle siły,
by nim pokierować wraz z dodatkowymi kilogramami w postaci bagażu i
nie tylko. Ulżyło mu niewiarygodnie, gdy Minako nie zwróciła
uwagi na jego dodatkowe kilogramy. Może kurtka ukrywała je lepiej,
niż uważał? Gorzej będzie w domu, kiedy zrzuci z siebie
wierzchnie ubranie. Wciągnął brzuch tak mocno, jak tylko się dało
i zbliżył się do samochodu.
Włożyli jego walizkę i torbę do bagażnika, a sami wsiedli do
pojazdu. Podczas jazdy rozmawiali głównie na temat jego ostatniego
występu, dobrych i słabych stron choreografii, jaką wymyślił dla
niego Celestino.
— Uważam, że się wszystkim za bardzo przejmujesz. Powinieneś
czuć to, co tańczysz, a nie skupiać się na technice. Na to masz
czas przed występem, ale w jego trakcie... trzeba stać się wolnym
— tłumaczyła Minako. Miała lekko rozmarzony głos, Yuuri
przypuszczał, że właśnie wspominała swoje występy na deskach
teatru, gdy była jeszcze aktywna zawodowo.
— Może lepiej patrz na drogę — doradził. Czuł się nieswojo w
blaszanej pułapce, jaką był pojazd. Patrzył za okno we
wczesnozimowy krajobraz Kiusiu. Gdzieniegdzie leżały kupki śniegu,
nieco już podtopione. Temperatura na tej wyspie nigdy nie spadała
do zupełnie zimowych temperatur, na jakie się natknął w Stanach
Zjednoczonych.
— Jasne.
— Po prostu porozmawiamy na miejscu, okej? — poprosił chłopak.
— Okej. Wyluzuj, Nie sądziłam, że... Nieważne — przerwała.
Spojrzała na drogę i kierowała się ku gorącym źródłom. Słońce
zachodziło, barwiąc niebo na mieszankę czerwieni, fioletu i
granatu. Yuuri przyglądał się ludziom, których mijali w czasie
drogi. Wszyscy się gdzieś śpieszyli. Ich życia toczyły się
własnym torem.
Od kiedy to stałeś się taki melancholiczny, Yuuri — pomyślał.
Nie jechali zbyt długo. Może jakieś dziesięć minut, gdy przed
nimi zaczął majaczyć dach domu Katsukiego. Zrobiło mu się
cieplej na sercu na myśl o swoich rodzicach i siostrze. Dzwonił i
pisał do nich naprawdę często, ale to nie było to samo co
spotkania twarzą w twarz.
Gdy Minako zaparkowała tuż przed budynkiem Yuuri wyciągnął swoje
bagaże i razem z nią skierował się ku drzwiom wejściowym. Tuż
przy nich widział już postać matki.
— Yuuri! — krzyknęła. — Dobry wieczór, pani Minako.
Chłopak przytulił się do rodzicielki.
— Tęskniłem — powiedział, uśmiechając się. Jego mama nic
się nie zmieniła. Jedynie przybyło jej parę zmarszczek, ale
niezaprzeczalnie nadal była dla Yuuriego najpiękniejszą kobietą –
matką. Nadal niższa od niego i tęższa, chociaż co do tego miał
teraz wątpliwości. Od kiedy mu się przytyło, wszystko było
możliwe.
— Chodź do środka, zimno jest — oznajmiła kobieta, wpuszczając
nowoprzybyłych do domu. Już przy wejściu Yuuri poczuł
charakterystyczny zapach potrawki wieprzowej unoszącej się w
powietrzu. Zza drzwi do kuchni wychynęła postać taty. Ten
uśmiechnął się na widok syna.
— Yuuri, wreszcie nas odwiedzasz.
— Wracam — sprostował chłopak i uściskał również ojca.
— Mieliśmy właśnie jeść, więc chodźcie. Pani również
zostaje — oznajmiła stanowczo pani Katsuki w stronę Minako, na co
ta jedynie wzruszyła ramionami, ale podziękowała za propozycje.
Wiedziała, że nie wygra i nie przeszkadzało jej to. Odkąd zaczęła
uczyć Yuuriego stała się dość częstym bywalcem w jego domu.
Zdjęli kurtki oraz buty, a Yuuri z bijącym sercem wręcz szykował
się na oskarżycielski ton Minako.
— Wyglądasz jak mama — usłyszał z ust ojca. Zarumienił się
lekko i obciągnął koszulę na dół, by ukryć mankamenty swojego
wyglądu.
— Ej, co to ma być!? — wbił wzrok w podłogę udając, że nie
słyszał pytania nauczycielki — To nie jest sylwetka łyżwiarza,
Yuuri!
Minako wyglądała na złą i nieco rozczarowaną.
— Nie martw się synku — zgarnęła go mama i poprowadziła do
mat tatami. Yuuri usiadł wraz z resztą rodziny. Przywitał się
również z siostrą, która jak zwykle zaczęła się z nim droczyć.
— Lód jeszcze wytrzymuje taki napór? — zażartowała.
— Humor ci się wyostrzył, Mari. Na kim tak trenowałaś? —
sparował.
— To tu to tam, wiesz, jak jest — powiedziała, klepiąc go po
ramieniu. Yuuri jedynie przewrócił oczyma. Spojrzał na stolik, na
którym leżały talerze.
— Myśleliśmy, że przyjedziesz jutro. Zaskoczyłeś nas tym
telefonem — powiedziała mama. Minako w tym czasie pomogła jej
przynieść z kuchni kolację.
— Nic mnie nie trzymało i stęskniłem się za wami —
wytłumaczył czarnowłosy.
— Aww... Jesteś uroczy braciszku — ścisnęła go siostra.
Miło spędzili ten wieczór. Minako podczas spożywania posiłku nie
spuszczała z niego oczu i pilnowała każdego kęsa, który Yuuri
zrobił. Zupełnie jakby miało to go powstrzymać przed jedzeniem.
Był głodny, prawda? Miał prawo się najeść. Powrotem do dawnej
formy mógł się zająć jutro, pojutrze... w środę...
Rozmawiali o jego choreografii, wynikach, jednak atmosfera całego
zgromadzenia była ciepła i luźna mimo dość smutnych tematów. Po
wspólnym ucztowaniu pożegnali się z nauczycielką baletu. Yuuri
chciał pomóc mamie w zmywaniu po posiłku, jednak wyręczyła go
Mari i kazała mu iść spać, ponieważ wyglądał jak cień samego
siebie.
Było w tym sporo prawdy. Już wcześniej czuł się zmęczony, a po
kolacji pogłębiło się to jeszcze bardziej, ale przede wszystkim
postanowił jeszcze przywitać się z Vicchanem.
Mały ołtarzyk, który przygotowali jego rodzice spowodował
pieczenie w kącikach oczu Yuuriego. Nie sądził, że aż tak bardzo
zareaguje na całą tę sytuację. Mimo wszystko jego pudel był dla
niego kimś ważnym. Po tym, jak się przywitał, postanowił pójść
do pokoju. Widział jeszcze krzątającą się w kuchni mamę i cichy
głos ojca, który rozmawiał o czymś z Mari.
Jego rzeczy leżały na korytarzu, tak jak je zostawił, gdy mama
zaciągnęła go do salonu, więc wtaszczył je do swojego pokoju.
Otworzył drzwi i zalała go fala uczuć. Na początku
bezpieczeństwo, bo znał w tym pomieszczeniu każdy kąt i
zakamarek. Nic nie mogło go tu zaskoczyć. Nic się nie zmieniło.
Mama podczas kolacji mówiła, że nic nie ruszała od jego wyjazdu,
ale nie spodziewał się, że oprócz zmienionej pościeli zastanie
wszystko takim, jakim było pięć lat wcześniej.
Gdziekolwiek by nie spojrzał, wszędzie natykał się na plakaty
przedstawiające jego idola: Victora Nikiforova. Jego blond włosy i
charakterystyczny uśmieszek widoczne były na każdym metrze
kwadratowym ścian.
— To było trochę psychiczne — powiedział sam do siebie, nieco
zażenowany swoim dawnym zachowaniem. Podszedł do największego
plakatu, jaki posiadał. Przedstawiał on Nikiforova jeszcze jako
nastolatka w fazie swojego buntu. Długie włosy sprawiały, że
wyglądał dość dziewczęco i z łatwością można go było uznać
za przedstawiciela płci pięknej.
Yuuri przesunął dłonią wzdłuż plakatu. Coś ścisnęło go w
klatce piersiowej. Głęboko westchnął i odczepił po kolei każdy
z rogów od tapety.
Zrolował kawałek papieru i położył go na biurku.
— Jutro zdejmę resztę — postanowił w myślach. Wypakował
część swoich rzeczy i powkładał je do szafy, odkładając parę
ubrań do prania.
Machinalnie wykonywał wszystkie czynności. Po szybkim prysznicu,
który wziął, by zmyć z siebie brudy podróży, przebrał się w
piżamę i położył się do łóżka.
Mimo zmęczenia nie potrafił jednak zasnąć. Tak dawno nie spał w
swoim łóżku, że stało się dla niego obce, mimo znanego zapachu
i poczucia spokoju. Czuł się, jakby przestał tam pasować.
Prawdę mówiąc nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Serio - byłam nawet gotowa rękę obrąbać, że tak by było.
OdpowiedzUsuń(Przynajmniej mam dwie ręce, yaaay xD)
Wiedziałam, że na czymś będą się opierać, ale kurczę zaskoczyłaś mnie. Jestem ciekawa, jak ujmiesz Victuuri w tym opowiadaniu - aż się prosi o tworzenie teorii spiskowych i obstawianie, co będzie w następnym rozdziale :D
Co mogę ci powiedzieć, kochana? Wiesz doskonale, jakie jest moje zdanie i go nie zmienię. Nadal jest świetne, nadal jest intrygujące i nadal wymiata. Wreszcie coś innego, niż słodziaszne Victuuri!
Życzę tobie kochana weny, weny i jeszcze raz weny. "Na dnie naszych dusz" ma w sobie potencjał i mam nadzieję, że da ci wielki rozgłos :D Czasu, Victuuri i pomarańczy - bowiem to podstawa!
Ściskam mocno <3
Merci beaucoup <3
UsuńDziękuję za miłe słowa i no cóż... Mam nadzieję, żę fandom YoI będzie się prężnie rozrastać do gigantycznych rozmiarów. Patrząc na ilość osób na panelu jesteśmy na dobrej drodze :D
Tobie również życzę weny i ściskam bardzo, bardzo mocno.