Futro. Pazury. Oczy rozszerzyły mu się z niedowierzania. Zamrugał parę razy, żeby upewnić się, że nie ma omamów. Obmacał całe ciało, by po chwili zawyć z rozpaczy.
Zupełnie jak dzikie zwierzę.
Madison spodziewała się takiej reakcji. W końcu niby jak Frank miał
zareagować. Tańczyć macarenę ? Chłopak spojrzał na nią oczyma
pełnymi wyrzutu.
-Coś ty ze mną zrobiła – warknął. Jego nowe struny głosowe z
trudem wytworzyły nowy, ludzki dźwięk.
-To na co zasłużyłeś – odparła beznamiętnie.
-Ale dlaczego ? Co ja ci zrobiłem ?
-Nie mi ! Innym. Ranisz wszystkie dziewczyny, które kiedykolwiek
pojawiły się w twoim życiu. To za dużo. A to jest twoja pokuta –
wskazała na jego nowe ciało.
Znikły czarne włosy, rysy twarzy zniekształciły się. Z jego
dawnej postaci zostały tylko ciemnobrązowe oczy. Jego ciało
porosło czarnym futrem, gęstym jak u niedźwiedzia. Palce miał
zakończone ostrymi, zakrzywionymi szponami. Twarz miał człowieczą,
jednak poznaczoną licznymi bliznami. Zdeformowaną. Wyglądał
strasznie. Tak strasznie, że Madison przez chwilę poczuła wyrzuty
sumienia, jednakże szybko je od siebie odsunęła.
Frank milczał. Co miał powiedzieć ? Czuł, że coś jednak
powinien uczynić.
-Nigdy nie ukrywałem tego jaki jestem. Wiedziały na co się piszą
– zaoponował.
Madison zmieszała się. No cóż, ma rację – pomyślała.
- Linda wiedziała co robi. Wiedziała o dawnych związkach
Franka, widziała jak się kończyły. Ale co ja teraz zrobię ? Nie
mogę cofnąć tego zaklęcia. Zresztą, co mnie to obchodzi.
Jednak Madison nie mogła zignorować swojego „dzieła”. Sumienie
nie dawałoby jej spokoju.
Chłopak spojrzał na nią, jakby wiedząc o czym toczy się rozmowa
w myślach Madison.
-Nie możesz cofnąć tego czaru ?! - warknął z wyrzutem, jednak
dało się usłyszeć błagalną nutę.
-Przykro mi, ale nie potrafię. Zaklęcie jest stanowczo za silne.
Takich czarów nie da się cofnąć. Nie bez powodu Trywia jest
boginią magii. Magia ma swoją cenę.
Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Nadal nikogo nie było. Nagle
jej wzrok skierował się na pęd róży pnącej się po altanie.
Była to biała róża. Jej płatki wspominały kolor śniegu i
przyciągały wzrok. Wpadła na pewien pomysł.
-Ale mogę coś zmienić – Madison zerwała kwiat róży – Ta
róża ma dwanaście płatków. Symbolizuje rok, który masz na
znalezienie osoby, która cię pokocha. Nie za to jak wyglądasz,
tylko za twój charakter. Za ciebie. W każdym miesiącu róża
straci płatek, gdy całkowicie uschnie i ostatni opadnie, zostaniesz
w tej postaci na zawsze.
Nastała cisza, jak makiem zasiał. Frank zaniemówił.
-Że co do cholery ?! Nie o coś takiego prosiłem - ryknął i
rzucił różą o bruk.
-Posłuchaj mnie. To i tak więcej niż mogłam ci dać – po chwili
milczenia dodała. - Po za tym, okej miałeś rację, ale i tak
musisz ponieść konsekwencje. Żegnam.
Madison obróciła się i odeszła. Ciągnął się za nią delikatny
opar ozonu. Zostawiła go.
-Ej, wracaj. Nie masz prawa mnie tak zostawić – krzyczał. Nie
wiedział co zrobić, ale po paru sekundach wpadł na pewien pomysł.
Skupił się maksymalnie, mając nadzieję, że jego umiejętność
przemiany może się mu przydać. Myślał o swoim dawnym wyglądzie.
Nic. Czekał. Nic. Spróbował ponownie. Nic. Zawył z bezsilności.
Frank spojrzał na ręce. I co ja teraz zrobię – pomyślał. -
Która mnie pokocha ?
Hazel Levesque miała dosyć. Dosyć natrętnych ludzi, którzy co
chwila pytali się czy nic jej nie jest lub jak to jest być jedną z
Siedmiorga. Miała dość podszeptów zmarłych.
Przez te wszystkie czynniki stała się przygnębiona. Nie chciała
mieszkać w Nowym Rzymie. Nie chciała patrzeć na ludzi, którzy
mogli stać się jej ofiarami.
Przez emocję, przez aurę smutku, nie panowała nad swoimi mocami.
Gdziekolwiek by nie poszła, ciągnął się za nią szlak
kamieni szlachetnych. A każdy skuszony ich obietnicą umierał.
I co mogła z tym zrobić ? Gdzie uciekać ?
Gdzie ?
Frank uciekał. Uciekł jeszcze tamtej nocy. Uciekał sam przed sobą.
Aż w końcu zatrzymał się gdzieś w polu. I to dosłownie. Nie
widział sensu mieszkania z półbogami. Wiedział jaka była by ich
reakcja. W najlepszym razie podległ by ostracyzmowi, a w najgorszym
zostałby uznany za jakąś mitologiczną kreaturę, która zabija
herosów.
Miał do pomocy jedynie fauna Arka i nimfę Elzę, którzy po pewnym
czasie do niego dołączyli. Byli dla niego jedynymi przyjaciółmi,
jedyny wsparciem. Żył odizolowany od ludzi. Stał się
introwertyczny. Nawet jego ojciec – Mars, nie nawiązał z nim
kontaktu.
Po tygodniu błąkania się, znalazł opuszczony dom. Znajdował się
na uboczu, z daleka od uczęszczanych uliczek. „Idealny”
– pomyślał wtedy Frank. Dzięki pomocy Arka i Elzy oraz małej
pomocy ZRPC (Zakład Renowacji Publicznej – Chronos ), udało
się doprowadzić go do używalności. Był teraz elegancki i
wygodny, chociaż z daleka sprawiał niezbyt miłe wrażenie.
„Dokładnie tak jak ja” - pomyślał Frank.
Hazel nie oglądała się wstecz. Wzięła ze sobą tylko
najpotrzebniejsze rzeczy, trochę pieniędzy, ciuch oraz podniszczone
wydania dwóch ulubionych książek.
Nie wiedziała gdzie iść. Co przyjąć jako punkt docelowy, gdyż
nie szukała niczego konkretnego. Ale jednak coś, jakaś siła,
ciągnęła ją w jednym kierunku. Na nic zdawało się ignorowanie
tego uczucia. To było silniejsze. Pierwotne.
Aż dotarła na miejsce.
Słońce przebijało osłonę z chmur. Dzień był gorący, ale zimne
mury domu przyjemnie chłodziły rozpalone ciała. Dwie postacie
stały na zewnątrz domu i patrzyły na otoczenie. Stały w niezbyt
wysokiej trawie, a dookoła latały pszczoły. Jeden z nich usilnie
starał się je przegonić.
-Do diabła – wymruczał pod nosem Frank. - Nawet nie wiesz jak to
jest, gdy te cholerstwa zaplątują się w futro.
-No raczej nie. Ale wiem jak to jest po nich deptać – Ark wskazał
na truchełka małych pszczółek leżących pod jego kopytami. - Nie
jest to zbyt przyjemnie, więc mógłbyś ich nie zabijać ? A tak
poza tym, to chciałeś chyba coś powiedzieć ?
-Nie, nie mogę. A wracając do rzeczy: Czy możesz mi wyjaśnić co
to jest ?
-To jest ogród – odparł Ark, jak do upośledzonego dziecka. -
Chyba nie muszę tłumaczyć...Zresztą, nieważne. Myślałem, że
powinieneś się czymś zająć. Mam parę nasion z ogrodu Fortuny.
-I zostanę ogrodnikiem ? - parsknęła ironicznie Bestia.
Faun podrapał się w bródkę. Jego piwne oczy zamigotały, gdy
zwracał się do Franka.
-Nie. Po prostu masz znaleźć sobie hobby. To nie zdrowe cały czas
spędzać w ciemnościach. Nasiona od Fortuny mają dużo ciekawych
właściwości. Przecież to bogini. - Ark wymieniał w
nieskończoność tyle argumentów, że Frank niechętnie przystał
na jego propozycję.
-Wygrałeś. Zajmę się tym, skoro nalegasz. Okej ?
-Oczywiście. I pamiętaj ja zawsze mam rację, nawet jeśli się
mylę. Zawsze ją mam.*
Hazel najpierw zobaczyła ponury dom. Duży, z kamienia, otoczony
niskim murkiem. Wręcz odpychał ciekawskich ludzi, swoim widokiem.
Dopiero potem zauważyła wypielęgnowany ogród. Kwiaty pięły się
w górę, łapiąc promienie słońca. Chryzantemy, azalie, róże
żółte, czerwone, herbaciane oraz białe. Tyle ile mogła sobie
wyobrazić. Była upojona ich zapachem. Kręciło ją w nosie, że aż
głośno kichnęła. Niepewnie podeszła, bojąc się, że za chwilę
ktoś wyskoczy z domu, goniąc ją z piłą mechaniczną lub czymś
bardziej przerażającym. Najpierw zrobiła jeden krok.
„A co jeżeli tu mieszka jakiś morderca ?”-podsunął
jej mózg.
„Taak. I na pewno to on tak dba o te roślinki.”-
zaoponowała Hazel.
„To pewnie dlatego, żeby zwabić ofiary...Może to gorgona albo
zdegenerowany satyr...”- mózg
nie dawał jej spokoju i podsyłał coraz to bardziej straszne
możliwości.
-Kurde, przestań ty cholerny mózgu ! -krzyknęła na głos
dziewczyna. - Świetnie. Nie dość, że gadam sama ze sobą, to
jeszcze się wykłócam. Schizofrenia jak nic !
Coś zaszeleściło w krzakach. Wzdrygnęła się.
-Hmm...Jest tu ktoś ? - spytała cicho.
Ponownie coś zaszumiało. Teraz Hazel była pewna, że ktoś się
przed nią ukrywa. Zapytała ponownie, ale postać milczała. Słychać
było cichy wdech powietrza. Dziewczyna wzruszyła ramionami. „Co
to znaczy ? Czy on tutaj mieszka ?” Podeszła do krzaka.
Rozchyliła gałęzie i usłyszała jak ktoś wstrzymuje oddech, a za
sobą lekki okrzyk.
Hazel obejrzała się. Za jej plecami stała dziewczyna. „To
chyba nimfa” - przemknęło jej przez myśl, po czym ponownie
skierowała wzrok na krzew. Zobaczyła najobrzydliwszą twarz jaką
kiedykolwiek miała ujrzeć.
A potem zemdlała. Ciemność otoczyła ją i zabrała w otchłań.
*Nie mogłam się powstrzymać- Mój ulubiony tekst z Rodzinki
Robinsonów :)
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Co do następnej części Bestii, to ciężko mi określić kiedy będzie udostępniona na blogu, gdyż moje gimnazjum jest porąbane i zaraz po powrocie ze świąt mam próbne testy :(
Mam nadzieję że wyrobię się przed 20 stycznia. Pozostaje mi tylko prosić komentarze. Serio ludzie, nic bardziej nie motywuje, niż komentarze (te bardzo krytyczne tym bardziej)
Ps. Życzę Wam wszystkim wspaniałego Nowego Roku, żeby wszystkie Wasze marzenia mogły się spełnić.
Ujmę to tak.
OdpowiedzUsuńDLACZEGO FRANIO? ;; FRANK JEST TAKI KOCHANY, SŁODZIASZNY I JEST CINNAMON ROLL ;_____;
A Hazel mnie rozwaliła - tego się po niej nie spodziewałam szczerze powiedziawszy. I tu jest plus xD
A Madison zyskała moje propsy xD Tylko szkoda, że Cynamonowa Bułeczka oberwała i został zmieniony charakterek ;;
Pozdrawiam serdecznie <3
Jordbær, która jest pogrążona w rozpaczy.
PS Pod tym względem nasze gimnazjum ssało :') Szkoda tylko, że kochana Gabryśka pójdzie na emeryturkę ;;
Taa, szkoda, że pójdzie na emeryturę. Ale czas płynie i jest nieubłagany. Nasza gimbaza była jaka była, ale miała w sobie pewnych nauczycieli, których docenialiśmy. No i bibliotekę, za którą dałoby się zabić.
OdpowiedzUsuńJak tak teraz patrzę na Bestię to myślę, że wypadałoby do niej wrócić i ją dokończyć. Ehh. Kiedyś to zrobię. Obiecuję.