sobota, 24 stycznia 2015

Bestia - part 3

Dzień Dobry ludzie. Pogoda jest do dupy. Zimno, ciemno i do domu daleko, jednak ja heroicznie sprzeciwiam się chęci wskoczenia do cieplutkiego łóżka i dodaję nową część Bestii. Mam nadzieję, że się spodoba. I jeszcze jedno. Komentujcie!
***
Hazel obudziła się w wygodnym łóżku. Ale to naprawdę wygodnym. Przez chwilę nie mogła się zorientować, gdzie się znajduje. Ostatnie co mogła sobie przypomnieć, to fakt, że była w pewnym ogrodzie. I tą okropną, przerażającą twarz, zupełnie jak z horroru.
Wzdrygnęła się na to wspomnienie.
Usiadła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka zauważyła, że wszystko w tym pokoju było w odcieniu czerwieni i czerni. Rozpalającej. Ogrzewającej. Ściany wyłożone rdzawą tapetą, niepokojąco przypominającą krew, kuły w oczy i zmuszały do odwrócenia wzroku. Z pew­nością osoba, która projektowała to wnętrze była pod wpływem grzybków halucynogennych, bo nikt normalny nie mógłby zrobić czegoś takiego. Meble były nowe i nie nosiły śladów użytkowa­nia. Zalegała na nich masa kurzu, chociaż gdzieniegdzie widać było jaśniejsze miejsca, zupełnie jakby ktoś pośpiesznie starał się troszkę uprzątnąć bałagan. Okna częściowo zasłonięte kotarą prze­puszczały parę promieni słonecznych, które padały na gruby, czarno-szary dywan.
Hazel poruszyła ręką, chcąc podrapać się po nosie. Kołdra częściowo zsunęła się z jej ciała. Na Plutona? Dziewczyna spojrzała na siebie i była lekko zdezorientowana. Zamiast ciu­chów, które miała na sobie ostatnio, była ubrana w jakąś seledynową koszulę nocną.
-Jedwabna – stwierdziła na głos dotykając materiału. Był miękki w dotyku. - Z pewnością nie była tania.
Hazel wstała i pierwsze co zauważyła to własne ubrania, leżące na szafce obok. Wzięła je do ręki. Były wyprane i wyprasowane. Szybko zrzuciła z siebie koszulę nocną i przebrała się. Podeszła do okna i rozsunęła całkowicie zasłony. Niebo było czyste. Słońce mocno świeciło, niezasłaniane przez żadne chmurki.
-Podsumujmy fakty. Jest jasno, a ostatnio kiedy byłam no...przytomna słońce już zachodziło. Czyli dzisiaj to jutro – mówiła na głos, starając się wszystko zrozumieć, chodząc w kółko po poko­ju. – Czy to co ja mówię w ogóle ma sens? Zostałam rozebrana, na Plutona to okropne, moje rzeczy są po raz pierwszy od dłuższego czasu czyste, a sama ja spałam jak księżniczka w tym pokoju. Wy­nika z tego tyle, że w tym domu jednak nie mieszkają mordercy, ani żadne potwory. Może tylko gwałciciele...Chyba że...
Czarnowłosa jeszcze raz wyjrzała przez okno. Miała piękny widok na ogród, który widziała po­przedniego dnia. Tym razem dobrze mu się przyjrzała. Rozpoznawała parę gatunków kwiatów. Aza­lie, konwalie, lilie, a w samym sercu ogrodu róże. Żółte, czerwone, różowe, herbaciane...Jednak to białe przyciągały wzrok. Kusiły blaskiem. Hazel nieświadomie bardziej przysunęła się do krawędzi okiennic.
Nagle rozległo się pukanie. Córka Plutona odwróciła się. Do pokoju weszła młoda kobieta. Miała długie popielate włosy, sięgające pasa, w których prześwitywały zielone pasemka oraz niesamowi­cie niebieskie oczy. Nieśmiało się uśmiechała.
-Dzień dobry, wyspałaś się? - spytała.
-Tak.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła, ale po chwili pacnęła się w czoło.
-Przepraszam, ale jestem głupia. Nie przedstawiłam się. Mam na imię Elza.
-Hazel. Hazel Levesque. Czy możesz mi powiedzieć dlaczego ja tutaj jestem?
-Oh...Zemdlałaś i nie chciałaś się obudzić, więc nasz gospodarz kazał mi przygotować ten pokój, abyś mogła w nim spokojnie odpocząć – wyjaśniła Elza – Nawiasem mówiąc to ja cię przebrałam, także nie masz się czym martwić, czy jakiś mężczyzna... – zarumieniła się.
Hazel uśmiechnęła się na ten widok.
-Dzięki. Czy mogłabym się zobaczyć z właścicielem? Chciałabym podziękować i o coś spytać.
-Nie ! – gwałtownie zaprzeczyła blondynka – On jest bardzo zapracowany i nie ma czasu. Swoją drogę pewnie jesteś głodna, więc może chcesz zjeść śniadanie. Może tutaj ? Jak chcesz ?
Czarnowłosa zmarszczyła brwi. Coś mi tu nie pasuje.
-Okej. Pasuje mi. Ale na pewno nie mogę się z nim widzieć ?
-Nie, raczej nie. On już wyraził zdanie na ten temat – odparła z widocznym zrezygnowaniem.
-Naprzeciwko twojego pokoju jest łazienka, więc możesz się odświeżyć. Ja w tym czasie wszyst­ko przygotuję.
-Dzięki.
Blondynka skinęła głową po czym wyszła z pokoju. Hazel westchnęła. Coś jej nie pasowało w zachowaniu dziewczyny. Ba ! W samym nawet wyglądzie. Jej włosy, kolor oczu były tak charakte­rystyczne dla nimf, że podejrzewała, iż sam gospodarz domu jest powiązany z mitologią. Z jednej strony poczuła się trochę bezpieczniej, chociaż z drugiej nadal nic nie wiedziała na temat faceta, który chcąc nie chcąc pomógł jej.
Korzystając z propozycji Elzy, Hazel poszła się odświeżyć. Korytarz był zaciemniony, gdzienie­gdzie wisiały lamy gazowe, co nadawało średniowieczny wygląd.
I lekko przerażający” - stwierdziła w myślach. Drzwi do łazienki rzeczywiście znajdowały się naprzeciwko jej pokoju. Otworzyła drzwi i ponownie przeżyła zaskoczenie. Pomieszczenie było luksusowe, wykafelkowane i wypolerowane w przeciwieństwie do jej sypialni. Duża wanna, ogromne lustro w którym niestety się przejrzała (wyglądała strasznie, jak oceniła się sama), zestaw kosmetyków i szamponów. Swoje miejsce miała również nowa szczoteczka do zębów.
Hazel wyszczerzyła zęby do siebie. „I jak tu z tego nie skorzystać ?” Dokładnie się wykąpała i wyszorowała, totalnie się relaksując. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.
***
W jej pokoju stało już śniadanie. Grzanki z dżemem brzoskwiniowym i sok pomarańczowy, na­wiasem mówiąc jej ulubione. Z przyjemnością zauważyła też, że Elza musiała posprzątać cały bała­gan, bo na meblach nie było już kurzu.
Szybko spałaszowała posiłek, po czym zaczęła chodzić w tę i z powrotem po pokoju. Jedyną atrakcją w tym pomieszczeniu było łóżko, ale to i tak tylko na czas snu, no i...
-Że też musiało mnie wziąć na takie myśli! - zbeształa się na głos. Później bez słowa sprawdziła zawartość szafek z zaskoczeniem stwierdzając, że na jednej z nich leżał egzemplarz Dawcy Louis Lowry. Wzięła książkę z sobą i położyła koło łóżka, by później mieć coś do poczytania. Minutę później do pokoju weszła Elza.
-Smakowało Ci?- spytała zaraz po wejściu.
-Tak, uwielbiam dżem brzoskwiniowy. Trafiłaś w mój gust – stwierdziła z uśmiechem Hazel.
-Nie miałam zbyt wielkiego wyboru. „Pan i władca” tego domu – zrobiła cudzysłów w powietrzu – kocha go, więc to jedyny rodzaj. Mamy go zdecydowanie za dużo.
Czarnowłosa roześmiała się. Znała mało osób, które lubiły smak tego przetworu. Szczerze, to je­dyną osobą, która tak samo jak ona go ubóstwiała był Frank Zhang. Jej Frank, który ją kochał.
Powiedziała o tym Elzie, nie wspominając tylko o chłopaku. Blondynka zebrała talerz tak deli­katnie, jakby był jedynym egzemplarzem w całym domu. Już miała wyjść gdy Hazel podniosła głos.
-Elzo, ja naprawdę chciałabym z nim porozmawiać.
***
-Nie, nie i jeszcze raz nie – warknął Frank. Podszedł do drzwi swojego gabinetu, który tak na­prawdę był jedynym pomieszczeniem w całej posiadłości jaki użytkował. Pomijając oczywiście sy­pialnię. Bestia usiadł z powrotem przy biurku mając jednocześnie oko na wszystko co się znajdo­wało w gabinecie.
Pokój był dużej wielkości. Wiecznie pogrążone w ciemnościach, zagracone miejsce nie sprawiało zbyt dobrego wrażenia i za każdym razem jak ktokolwiek tam wchodził, miał przeczucie, jakby coś miało spaść mu na głowę. Wysokie półki sięgające sufitu wypełnione niezliczoną ilością książek były prywatną biblioteczką Franka. Przez prawie rok czasu znalazł sobie nowe hobby, chociaż wcześniej nie wyobrażał siebie siedzącego z książką w ręku. Teraz tym bardziej szanował słowo pi­sane, ponieważ to ono odciągało go od przykrej rzeczywistości. Poza tym nadal miał nadzieję, że może znajdzie w jakimś starym woluminie informację, która mogłaby mu pomóc. Zabawne było to, iż za każdym razem jak otwierał starą księgę traktował ją z niebywałą troską, uważając aby nie uszkodzić jej ostrymi pazurami.
-Ale dlaczego? - spytał Ark czochrając sobie brązowe włosy zza których wychylały się różki.
-Ponieważ...ponieważ...Bo tak. Bo nie zasłużyła na coś takiego.
-Minęło już dziewięć miesięcy. Masz jeszcze szansę, a ona wydaję się być ostatnią deską ratunku – Satyr pokręcił głową z niedowierzania. – Wydaje mi się, że jest idealną osobą. Jak możesz z tego nie skorzystać ? Jesteś głupcem. - Tylko on mógł zwracać się w ten sposób do Franka nie narażając się na nieprzyjemności.
-No i co z tego ? - warknął z frustracji Frank. - Ona nie jest wyjściem. Uwierz mi, każda byłaby dobra, tylko nie ona...Nie po tym co jej zrobiłem – westchnął.
-Może i masz rację, ale na Zeusa! Pojawiła się znikąd, dokładnie tutaj. To musi być znak od Mojr. To przeznaczenie.
Wykłócania trwały z dobry kwadrans, dopóki nie przerwała ich Elza.
-Tak ? - spytał Frank.
-Hazel chce z Tobą porozmawiać – dziewczyna podeszła do biurka i usiadła na fotelu, który znaj­dował się naprzeciwko niego.
-Mówiłem coś na ten temat i to nie dalej jak dwie godziny temu – odparł stanowczo.
-Ja też coś mówiłem. Minutę temu – podkreślił Ark. – Porozmawiaj z nią do jasnej cholery!
Frank zgromił go wzrokiem i milczał, natomiast Elza bezradnie spojrzała na satyra. Ten pokiwał głową w stronę Zhanga, a potem na szyb wentylacyjny. Nimfa starała się zrozumieć o co mu chodzi jednocześnie wykłócając się z gospodarzem.
-Mówiłeś że ją znasz...
-Tak, tak. Mówiłem też przed chwilą o tym Arkowi. Może on Ci to wszystko wyjaśni, bo ja mam już dosyć.
-Ale...Dlaczego nie ? Tego nie powiedziałeś – wtrącił Ark.
-Bo znała mnie wcześniej. Wie jaki wtedy byłem i może pomyśleć, że w ogóle się nie zmieniłem.
-Wiesz co ? Z takim podejściem to gówno zdziałasz – stwierdziła Elza, a Ark zastukał kopytem o linoleum na znak potwierdzenia jej słów, po czym bez słowa wyszli z pokoju.
Frank został sam. Jego obrośnięta sierścią twarz ściągnęła się w wyrazie smutku. Z szuflady wy­ciągnął plik spiętych ze sobą kartek. Spośród nich wyglądało parę zdjęć. Na jednym z nich znajdo­wała się cała Siódemka. Frank pamiętał, że fotografia została zrobiona tuż po pokonaniu Gai, kiedy jeszcze wszyscy mieli ze sobą kontakt.
Cała grupka stała przed mostem Golden Gate w San Francisco. Percy obejmował się z Annabeth, która usilnie starała się nie roześmiać z powodu dość dziwnego grymasu na twarzy chłopaka. Obok nich stali Jason z Piper. Według Franka wyszli dość poważnie, ale widać było, że Jason wyraźnie zezuje w stronę swojej dziewczyny. Za całą czwórką stał Leo. Szczerzył zęby w stronę aparatu, jed­nocześnie robiąc różki Jasonowi i Percy'emu, co wyglądało dość dziwnie i przerażająco, jeżeli do­dać fakt, że na jego palcach igrały płomyki. Natomiast z boku stał on z Hazel. Dziewczyna patrzyła prosto w obiektyw, więc nie mogła zauważyć jak spoglądał na nią jej chłopak.
Była centrum jego świata...
-No właśnie trzeba to podkreślić – westchnął na głos chłopak. – Czas przeszły dokonany. Po pro­stu była.

1 komentarz:

  1. Dzieńdobrywieczór! ♥
    Po raz enty z rzędu piszę ten sam komentarz. I dostaję lekkiej kurwicy, że tak to ujmę. Przepraszam za małą nieobecność na Twoim blogu - zwalę to osobiście na moje nieznośne roztargnienie. Tylko mnie nie bij pls ;-;
    Co do Bestii... Cud, miód i malina! Z jednej strony jest mi szkoda Franka, a z drugiej strony to jego wina. Gdyby tak się nie zachowywał ( co za mały skurwiel! ), na pewno losy potoczyłyby się inaczej. Ale co zrobię, nic nie zrobię :///
    Chciałabym się bardziej rozpisać, ale dam sobie spokój. Wkurza mnie ciągle pisanie tego samego komentarza... Ale kij z tym.
    Podsumowując Bestia=Wowowowowow ♥♥♥♥ xD Takie piękne równanie, a co! :D
    Życzę Tobie duuuuuużo weny - z pewnością się Tobie przyda, zwłaszcza na finał Bestii (nie mogę się doczekać ♡) i na kochane Scorose ♥ Błagam Cię weno!
    Trzymaj się ciepło i do zobaczenia niebawem.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy