Z tek okazji dzisiaj wstawiam pierwszą miniaturkę tematyczną. Co prawda czuję, że zaczyna się beznadziejnie, ale koniec. Koniec jest warty czytania.
Miniaturkę dedykuję mojej Mamie, która zawsze mówi, że mam dalej pisać.
O obliczach miłości
1.
Kiedy jej pierwsze dziecko pojawiło się na świecie myślała, że
nie da rady. Wtedy wszystko się zaczęło. Pojawili się
Śmierciożercy, a Czarny Pan zaczął dążyć do władzy. Trudno
było wychowywać Billa. Pilnować każdy jego krok, martwić
się co przyniesie jutro.
Pojawiały
się kolejni. Charlie, Percy, jej ukochani Fred i George, Ron...oraz
jedyna w swoim rodzaju Ginny. Patrząc na to jak dorastali była
świadoma upływu czasu. Jedni zaczynali szkołę, a drudzy ją
kończyli. Znajdywali pracę, dziewczynę, żonę. Odnajdywali własne
szczęście.
*Retrospekcja*
Albus
Dumbledore patrzył na wszystkich po kolei. Szukał w ich oczach
dobra, pragnienia walki ze złem.
-Doskonale
zdajecie sobie sprawę dlaczego się tutaj znaleźliśmy. Stoimy w
sytuacji patowej. Ataki Riddle'a stały się częstsze. Zginęła
rodzina Blackwoodów...
Zgromadzeni
w Norze czarodzieje głęboko westchnęli. Młoda Molly Weasley z już
widocznym brzuszkiem przytuliła się do męża. Jej bracia Gideon i
Fabian stali niedaleko i czujnym okiem przypatrywali się
widokowi za oknem.
-Tak,
ta strata zabolała nas najbardziej, ale codziennie ginie mnóstwo
osób. Nie możemy się na coś takiego zgadzać! – zagrzmiał
Dumbledore.
-Oczywiście
jak najbardziej, ale zastanówmy się dlaczego Helen i Andrew
zginęli? Bo nie zgodzili się, by do niego dołączyć – głos
zabrał Mundugus Flecher. – Bądźmy rozsądni. Nie stawiajmy
oporu otwarcie, bo inaczej wszyscy zginiemy.
-Dung,
zamknij się.
Okrzyki
posypały się po całym salonie. Atmosfera zagęściła się.
-Uspokójcie
się wszyscy.
Albus
Dumbledore nie musiał podnosić głosu.
-Mundugusie
masz rację, ale nie chowajmy głowy w piasek. Jeżeli teraz nic nie
zrobimy, skutki mogą być katastrofalne. Pomyśl o przyszłości, o
przyszłych pokoleniach.
Flecher
obrzucił go niechętnym spojrzeniem. Nie za bardzo chciał
przyznawać mu rację.
-A
co mielibyśmy robić? – spytała Emmelina Vance. Młoda blond
włosa kobieta siedziała tuż obok braci Prewettów. Widać było u
niej determinacje i chęć do walki.
-Bronić
tych, którzy nie mają szans na przeżycie. Charłaki, mugole,
czarodzieje...Oni wszyscy czekają na wsparcie.
Rozmowy
toczyły się przez dwie godziny. Opracowano plany, miejsce i czas
spotkań. Pierwotny skład Zakonu Feniksa. Nie obeszło się bez
krzyków i płaczu. Kulminacyjnym punktem była kłótnia pomiędzy
Arturem i Molly.
-Nie
będziesz w Zakonie. Nie masz prawa tak ryzykować – Pan Weasley
był w stanie zimniej furii. Jego oczy ciskały pioruny, ale jak
widać nie robiło to wrażenia na jego żonie.
-A
ty nie masz prawa mówić mi co mam robić! To moje życie i życie
naszego dziecka!
-Jesteś...Jesteś
taka uparta. Merlinie daj mi siłę!
-A
ty myślisz, że dlaczego tutaj jestem. Pomijając fakt, że to jest
nasz dom? Bo chcę to zrobić dla dziecka. D z i e c k a –
podkreśliła.
*Koniec retrospekcji*
Postawiła na swoim. Kim by nie była, gdyby tak się nie stało?
Zrobiła wszystko, by zapewnić swoim dzieciom jak najwięcej. Nie
mieli zbyt dużo pieniędzy, ale mieli miłość, którą obdarowali
siebie nawzajem. Czasami nachodziła ją myśl, że jednak nie
troszczyła się wystarczająco. W końcu Fred...Jej Fred zginął, a
ona nic nie mogła z tym zrobić. Ale czas płynął dalej. Pozostali
dorastali i podjęli własne decyzje. Popełnili własne błędy. A
kiedy nadszedł czas pozwalała im wyfrunąć z gniazda. Mimo to
zawsze do niej wracali.
Ponieważ
to oni byli jej promykiem światła w ciemności świata, a ona razem
z Arturem Słońcem dzięki któremu żyli.
2.
-Jest
pani w ciąży – powiedział magomedyk. Jego szczery uśmiech nie
zaraził jednak pacjentki. Ta podziękowała tylko i wyszła
bezszelestnie z gabinetu. Jej niebieskie oczy nie miały w sobie ani
odrobinę ciepłych uczuć.
Nie
wiedziała jak poinformować o tym Lucjusza. Starali się o dziecko
już od dłuższego czasu, ale teraz gdy nic nie było pewne sama nie
wiedziała co zrobić z synem. Bo wiedziała, że to będzie syn.
W
rodzinie Malfoyów rodzili się sami chłopcy.
Była dobrą matką. Dała Draconowi wszystko czego mógłby
zapragnąć. Rozpieszczali go. Dawali nowe miotły, słodycze oraz
książki. Zapewnili mu prawie wszystko. Oprócz bezpieczeństwa.
Miała
nadzieję, że kiedy Draco się urodzi Lucjusz przestanie spotykać
się z innymi Śmierciożercami. Niestety to były tylko
mrzonki.
Musiały
minąć cztery miesiące, żeby cokolwiek się zmieniło. Na gorsze i
lepsze.
*Retrospekcja*
Salon w Dworze Malfoyów był gustowny. Ot, taki nowobogacki
wystrój przedstawicieli arystokracji. Fioletowe, nieco mroczne
ściany kontrastowały z eleganckim żyrandolem przywiezionym w
posagu Narcyzy. Gigantyczna sofa na środku pokoju z jednej
strony sąsiadowała z fotelem, a z drugiej była zastawiona barkiem
z alkoholem. Naprzeciwko niej stał stolik z idealnie ułożonymi na
nim arkuszami papieru. Filiżanka pełna kawy była nietknięta.
Ciszę przerywało jedynie gaworzenie małego dziecka.
-Bello, czy to prawda? – spytała blond włosa kobieta. – Czy
Czarny Pan zginął?
-ON ŻYJE! Ja to czuję – krzyknęła Bellatrix. – Ale go nie
ma...To takie dziwne. Mroczny Znak nie zniknął, więc Voldemort
nadal żyje. On powróci.
Obie spojrzały na małego Draco, który nieświadom niczego bawił
się zabawkami. Czarnowłosa delikatnie pogładziła go po głowie, a
w jej oczach pojawiła się rzadko spotykana czułość.
-Teraz będzie zupełnie inaczej – powiedziała.
-Masz rację. Ty i twój mąż. Musicie zniknąć, uciec. Aurorzy
was złapią i wtrącą do Azkabanu. Lucjusz próbuje się
oczyścić z zarzutów. Nie wiem co robić. A ty...Ty musisz stąd
jak najszybciej zniknąć – mówiła Narcyza.
-Lucjusz – Lestrange wypluła imię swojego szwagra niczym
najgorsze przekleństwo. – Tchórz. Powinien być dumny z tego
kim jest i dla kogo walczy.
Pani Malfoy spojrzała na siostrę z niedowierzaniem.
-Bello, zrozum. On ma mnie i Draco. Nie może nas poświęcić.
Nie swojego życia z nami.
-Myślałam, że mnie rozumiesz...Jak widać myliłam się –
Bellatrix wstała i ruszyła do wyjścia – Nie wysyłaj do mnie
Patronusa. Dzisiaj wyjeżdżam z Rudolfem i Rabastanem.
-Ale Bello! - zawołała Narcyza, ale to nic nie dało. Bellatrix
wyszła i słychać było jedynie cichy trzask przy aportacji.
W tej właśnie chwili życie stało się szare. Lestrange'owie nie
zdołali opuścić Wielkiej Brytanii, cała trójka została zesłana
do Azkabanu. Lucjusz zdołał się wywinąć, ale stał się
nadzwyczaj obojętny na los swojej żony i dziecka.
W tej właśnie chwili życie zmieniło się na zawsze.
*Koniec retrospekcji*
Od tamtej pory zaczęła się zastanawiać. A co by było gdyby
Voldemort nie istniał? Czy ich los potoczyłby się inaczej? A
co by się stało gdyby Blackowie mieli zupełni inne poglądy? Czy
wyszłaby wtedy za Lucjusza? Ale wtedy nie narodziłby się jej
Draco. Jej gdybania nigdy nie miały końca. Rozstrząsała swoje
decyzje, przeklinała siebie, że popełniła tak wiele tych złych.
Chciała uchronić syna przed Śmierciożercami, przed tym jak podąża
śladami ojca. Jak błądzi.
Ale...
Jeszcze
jest w stanie wszystko zmienić...
-Nie
żyje – mówi w stronę Voldemorta, patrząc na Chłopca – Który
– Przeżył.
Po
raz kolejny,
3.
Neville
urodził się w lipcu. Dokładnie dzień przed dzieckiem Potterów.
Pamięta ten dzień jak przez mgłę. Z całego serca pragnie przebić
się przez nią i jeszcze raz wspomnieć tamte szczęśliwe chwile.
Ale
nie może.
Codziennie
rano budzi się, nie wie gdzie jest ani jak się nazywa, ale wie
jedno. Wie, że ma syna i go kocha. Wie o tym, bo pewien chłopak
przychodzi do niej co jakiś czas i mówi jedno słowo. I ono
starczy.
-Mamo.
Z
każdym dniem widzi jak się zmienia. Jak dorasta. Chciałaby mu
powiedzieć, że jest dumna, ale nie potrafi tego powiedzieć. Nie
potrafi zareagować na żaden jego gest, nawet jeśli zapragnie tego
z całego serca. Tak jakby na część jej umysłu nałożono
blokadę, której nic nie da poruszyć.
Gdy
zamyka oczy ma przed oczami labirynt. Jego kręte ścieżki biegną,
skręcają się i plączą. W głębi duszy wie, że gdyby je
rozplątała to odzyskałaby zmysły. Odzyskałaby wspomnienia
dawnego życia.
Chwilami
ma przebłyski pamięci. Widzi mężczyznę trzymającego malutkiego
czarnowłosego chłopca. Innym razem zobaczyła czerwony błysk przed
oczami i kobiecy śmiech torturujący jej uszy...Słyszy krzyk
Franka. Słyszy płacz Neville'a.
Ich
imiona czasami pojawiają się w tych rzadkich snach. W nich wszystko
potoczyło się inaczej. Byli szczęśliwą rodziną. Żyli w innym
świecie, pozbawionym zła i wszelkich okrucieństw.
Chciałaby,
aby to działo się naprawdę.
Pewnego
dnia chłopiec przyjdzie znowu. W ręce będzie trzymał garść
fiołków i kartkę z życzeniami. Powie:
-Wszystkiego
najlepszego, mamo – postara się uśmiechnąć, ale ten uśmiech
nie dotrze do oczu. Będą przygaszone.
Potem
ją przytuli, a ona nie będzie potrafiła oddać uścisku. Opowie
jej o tym co się wydarzyło. O tym, że nie dalej jak trzy tygodnie
wcześniej Voldemort wreszcie zniknął z tego świata. O tym, że
Bellatrix Lestrange już nie żyje. O tym jak zabił Nagini.
A ona
nie będzie potrafiła powiedzieć jak się cieszy. Nie powie, że
jest z niego dumna, chociaż te słowa będą krążyły w jej
umyśle.
Jedynie
łza, tylko ona będzie służyć za te wszystkie niewypowiedziane
słowa.
Duma
Radość
Wdzięczność
Wolność
Miłość
O. Mój. Boże. *piszczy jak szalona*
OdpowiedzUsuń"O obliczach miłości" jest... fantastyczne. Obłędne.
Doszukałam w tej miniaturce błędy. Nie chodzi mi o gramatykę czy ortografię. Chodzi mi o literówki, ale zauważyłam je dopiero po drugim czytaniu xD Ale jako tako to jest OK :)
Początek (1) nie jest zły, rozwinięcie (2) też. Ale po przeczytaniu zakończenia (3) prawie się poryczałam. To było napisane po mistrzowsku. A miałam nawet przygotowane chusteczki xD Dzięki temu miniaturka duża zyskała i mam nadzieję, że ludzie zauważą Twój blog i zyskasz czytelników.
Podsumowując "O obliczach miłości" zasługuje na gorące oklaski oraz wiwaty. Oby tak dalej Atramentowa!
Poprawność językowa: 9,5/10
Treść: 11/10
Całość: 10/10
Dodam tylko, że jestem z Ciebie dumna Basiu. Naprawdę. *popłakuje cicho ze szczęścia*
O mój Boże, tak mi słodzisz, że chyba się rozpłaczę ;__; To chyba przez PMS. Jesteś taka kochana. Literówki to straszna rzecz, bo nawet gdy sprawdzam sama to też mi niektóre umykają. Nie no, nie wiem co Tobie napisać. Po prostu zagłębie się w krainę Radości i Weny.
Usuń