Zaprzeczenie
Siódma
klasa była potworną męczarnią. Zbliżające się OWTM– y
sprawiały, że większość uczniów żyła w nieustającym stresie,
a znaczna mniejszość po prostu dostawała nerwicy, a objawiała się
ona w przeróżnych postaciach. Tylko nieliczne przypadki zachowywały
pełną przytomność umysłu.
Lily
Evans, dziewczyna Jamesa, z którą zaczął chodzić w szóstej
klasie, godzinami siedziała w bibliotece i tylko naturalne potrzeby
były w stanie ją z niej wyciągnąć.
Peter
objadał się słodyczami z Miodowego Królestwa, co spowodowało, że
trochę przytył. Koniec końców stres i tak spalał mu te kalorie,
więc cykl się powtarzał.
James
wraz z Syriuszem wyżywali się na grze w Quidditcha, po to, aby
później siedzieć w bibliotece całą paczką razem z Lily i
Remusem.
Dla
Remusa testy były czymś oczywistym i jako jedyny z grupy wydawał
się rozluźniony i spokojny. Już w szóstej klasie systematycznie
powtarzał cały materiał razem z Lily tylko, że w przeciwieństwie
do niej uważał, iż wszystko umie i nie panikował.
W
ten czwartek dokładnie miesiąc przed OWTM– ami siedzieli razem w
piątkę w bibliotece. Zaszyci wśród książek Huncwoci, a
przynajmniej ich część, starała się zachować powagę.
– James,
mógłbyś się zachowywać – strofowała swojego chłopaka Lily. W
jej zielonych oczach błyskały pioruny. – Na Merlina, jesteśmy w
bibliotece.
Młody
Potter wraz z Blackiem rzucali w siebie kulkami papieru, udawając,
że są to tłuczki. Na nic zdawała się aura powagi i wiedzy, jaką
roztaczały wokół siebie setki woluminów oraz półek uginających
się pod ciężarem zakurzonych ksiąg.
– Daj
spokój Lily, na dzisiaj mamy dość. I tak już mi się mieszają te
wszystkie zaklęcia, a co dopiero daty powstań goblinów. Wątpię,
czy ktokolwiek i kiedykolwiek to zapamięta – odparł Syriusz. Jego
usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, pokazując białe
zęby. – Życie jest tylko jedno, trzeba je wykorzystać. Prawda,
James? Remus, Peter?
Peter
energicznie pokiwał głową. Remus na ten widok zmarszczył brwi.
Czy Peter kiedykolwiek wyraził swoje własne zdanie? Miał swoje
wątpliwości, ponieważ ostatnio zauważył, jak coraz bardziej chce
przypodobać się ich grupie. Jakby coś ukrywał, a teraz miał coś
na sumieniu. Zamrugał oczyma, by pozbyć się natrętnych myśli. To
było niedorzeczne, zupełnie tak, jakby oskarżał Glizdogona o coś,
co w ogóle nie było możliwe.
– Remus,
co z tobą – spytał go Syriusz. Przerwał rzucanie kulką, by
spojrzeć na niego uważnie. – Milczysz.
– Nie
mam humoru – odparł, zamykając książkę o transmutacji rzeczy
martwych. – Na dzisiaj koniec. Siedzieliśmy przy tym już dwie
godziny. Muszę jeszcze zrobić esej dla Slughorna.
James
cicho jęknął do wtóru z młodym Blackiem.
– Esej!?
Jak, gdzie, kiedy?
– Na
eliksiry, zastosowanie skórki boomslanga. Zadane tydzień temu na
jutro. Naprawdę, nie pamiętaliście?
Ich
zdziwione miny mówiły same za siebie.
– Ehh.
Nie liczcie, że za was napiszę.
– Remus!
Tak nie można – krzyknął Syriusz, tak głośno, że
bibliotekarka zwróciła na nich uwagę. – Lily, to może chociaż
ty?
– Nie,
Łapo. Remus ma rację, mieliście dużo czasu na napisanie. OWTM–
y już za miesiąc. Moglibyście się postarać – powiedziała
rudowłosa.
– I
ty Brutusie? Chłopaki zostaliśmy sami – powiedział James.
Rzucił
jeszcze jedno błagalne spojrzenie w stronę swojej dziewczyny, ale
widząc jej zaciętą minę, poddał się.
*
Remus
szedł szybkim krokiem do Wieży Gryffindoru. Jak bardzo liczył, że
On wstanie i go poprosi o pomoc, tak sam z siebie? Może tak w
siedemdziesięciu pięciu procentach. Ach, ale i tak był realistą.
Wiedział, że to nie mogłoby się stać.
Zresztą,
co mnie to obchodzi? – pomyślał.
– Rogogon
Węgierski – powiedział do portretu Grubej Damy.
– O
tak, kochanieńki. Uważaj na nie – uśmiechnęła się do niego
promiennie, uchylając przejście.
W
Pokoju Wspólnym znajdowało się paru pierwszaków i kilkoro drugo –
i trzecio – klasistów. Reszta korzystała z uroków Hogsmeade.
Korzystając z okazji, że jest w miarę cicho i spokojnie, rozłożył
arkusz i wyjął podręcznik do eliksirów. Starał się napisać ten
esej najdokładniej, jak umiał, gdyż zależało mu na dobrej
ocenie. Gdy miał już dziesięć cali i zmierzał do jakiegoś
sensownego zakończenia, zobaczył, jak reszta znajomych wchodzi do
Pokoju. James i Syriusz niczym gwiazdy estrady byli w środku
zainteresowania, nawet młodszych roczników. Nieco z boku stał
Peter, który jak zwykle wyglądał na wystraszonego. Lily
uśmiechnięta, szła pod ramię z Jamesem.
W
sumie nikt nie spodziewał się, że zostaną parą. Przez sześć
lat nic na to nie wskazywało, by na początku tego roku, bach!
Zaczęli ze sobą chodzić i o dziwo się nie pozabijali.
James
Potter został całkowicie usidlony i chociaż nie chciał tego
głośno przyznać, to nieco spokorniał.
Remus
uśmiechnął się na ich widok, by po chwili spochmurnieć. Syriusz.
Młody
Lupin mógł wątpić w każdą rzecz na świecie, zaprzeczać
wszystkiemu, ale akurat w tym przypadku nie potrafił. Uczucia brały
górę nad rozsądkiem.
Bo
jak przyznać samemu sobie, że zakochało się w przyjacielu?
To
wszystko zaczęło się w piątej klasie. Ich paczka jeszcze bardziej
się ze sobą zżyła przez to, że pozostali przyjaciele
towarzyszyli mu podczas jego wilczych przemian w postaciach
animagicznych. Poznali siebie nawzajem od zupełnie innych stron.
Szczególnie Remus był dla nich kimś zupełnie nowym. Na co dzień
spokojny, by raz w miesiącu ukazać swoją prawdziwą, drapieżną
naturę. Do tej pory pamiętał ich pierwszą wspólną noc we
Wrzeszczącej Chacie oraz to, co działo się następnego dnia.
Z
pozoru nic się nie zmieniło, ale czasami odnosił wrażenie, jakby
go obserwowali. Nie nachalnie, nic z tych rzeczy, tylko tak jakby
troszczyli się o niego. Nigdy wcześniej nie odczuł tego samego od
kogoś innego niż od rodziców i profesora Dumbledora. Nie
spodziewał się, że w Hogwarcie zazna od kogoś tyle dobroci, którą
ciężko było znaleźć w tych niespokojnych czasach.
A
osobą, która stała się dla niego oparciem, był Syriusz. To on
zaproponował rozwiązanie z animagami, to on zawsze po przemianie
zajmował się nim i dbał o to, aby nie zrobił sobie nadmiernej
krzywdy. Pozostali również starali się jak mogli i również to
doceniał, ale to właśnie młody Black był jego Opiekunem.
Kwestią
czasu stało się zrozumienie, że zaczyna coś do niego czuć. To
było chore i niezdrowe. Nieetyczne. Niemoralne.
Bo
przecież, jaki normalny człowiek zakochuje się w NAJLEPSZYM
przyjacielu?
Już
pomijając fakt, że to obydwoje byli chłopakami.
Po
prostu lgnął do jego osoby, pragnął jego bliskości. Czasami
przyłapywał siebie na myśleniu o tym, jak smakowałyby jego usta i
czy byłyby tak miękkie, na jakie wyglądały.
Na
Historii Magii zwykł fantazjować o tym, co mógłby robić ich
ciała. Ocierać się, prężyć. Tak, ciało Łapy wyginające się
w łuk, tuż pod nim. Tak blisko... Jego ciemne oczy zasnute mgłą
pożądania...
STOP,
STOP, STOP – pomyślał Remus. Przetarł oczy dłoni, by pozbyć
się kosmatych myśli. Właśnie dlatego wyszedł z tej piekielnej
biblioteki. W towarzystwie Syriusza wodze fantazji puszczały wodze i
wypływały na szerokie wody mózgowo– rdzeniowe. To było
strasznie wyczerpujące. Trwać w takim stanie od trzech lat i nie
móc w stanie nic zrobić.
Mieć
go na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak strasznie daleko.
– Remus,
tu się ukrywasz! – Syriusz uśmiechnął się do niego i padł
obok niego na sofę. – Już skończyłeś?
– Nie,
dopiero kończę – odparł, nieznacznie się odsuwając, powodując
tym lekki, prawie niezauważalny grymas na twarzy Łapy.
– Lily
powiedziała, że trochę mi w tym pomoże – pochwalił się James,
całując delikatnie rudowłosą. Remus przez chwilę poczuł ukucie
zazdrości. Chciałby tak po prostu okazać swoją miłość. Ba!
Chciałby o tym powiedzieć, ale wiedział, że nie ma na tyle
odwagi. I niby dlaczego został przydzielony do Gryffindoru?
– Przynajmniej
ty możesz liczyć od kogoś na pomoc – powiedział Syriusz dając
kuksańca Remusowi – A gdzie jest Peter, przecież tu z nami
przyszedł?
– Oh,
powiedział mi, że zapomniał wziąć swoje pióro – odpowiedziała
Lily – Wiecie, jaki jest zapominalski.
Nagle
podszedł do nich znajomy z piątego roku, który wraz z Syriuszem i
Jamesem grał w Quidditcha. Był ubrany w szatę do gry, a w ręce
trzymał miotłę. Jego blond włosy, które układały się w
niesforne loczki, przykleiły się do spoconego czoła. Wyglądał
tak, jakby przebiegł maraton.
– Cześć
chłopaki... i Lily, oczywiście – dopowiedział, widząc morderczy
wzrok rudowłosej – Czy przypadkiem nie dzisiaj miał być trening?
James
wraz z Syriuszem spojrzeli po sobie i krzyknęli jednocześnie:
– Dlaczego
mi nie przypomniałeś!? Ja? To ty miałeś to zrobić?
Remus
uśmiechnął się pod nosem. To było takie zabawne.
– Ja
ci o tym mówiłam, gdy byliśmy w bibliotece – powiedziała Lily
ironicznym tonem – Kiedy rzucałeś tą piłeczką i mnie nie
słuchałeś.
– Naprawdę
– James poczochrał swoje czarne włosy – No cóż, David.
Powiedz reszcie, że spotkamy się na boisku za dziesięć minut.
– Okej,
cześć Lily, cześć Remus – chłopiec zwany Davidem znowu
przebiegł przez dziurę, powodując okrzyki ze strony Grubej Damy.
– Już
ja ci dam, tak mi przerywać rozmowy bieganiem!
– Dobra,
musimy się zbierać. Lily, może zaczęłabyś pisać dla mnie ten
esej? – spytał Potter swoim najbardziej przekonującym tonem.
– Okej,
ale żeby to był ostatni raz. Słowo daję, ten Quidditch zabiera
wam zbyt dużo czasu.
Syriusz
roześmiał się na to stwierdzenie. Wstał żwawo z sofy, ręką
ocierając o dłoń Remusa. Lunatyk poczuł dreszcz przenikający
jego ciało. Opanował chęć dotknięcia tego miejsca.
– Pa,
widzimy się za godzinę.
– Pa
– odparli chórem Remus i Lily.
Remus
odetchnął głęboko, by oczyścić się z buzujących się w nim
emocji. Lily usiadła obok niego, kładąc na stoliku książki swoje
i chłopaków.
– Wreszcie
sobie poszli – westchnęła. – Mogliby się trochę bardziej
przyłożyć do nauki.
– Yhym
– mruknął chłopak. Ponownie zagłębił się w pisanie zadania
domowego. Przy Lily dało się normalnie pracować. Obydwoje pisali
przez kilkanaście minut. Remus skończył pisać swoje zadanie, a
Lily była w środku eseju Jamesa. Odetchnął i oparł się o obicie
sofy. Było tak miękko i wygodnie. Aż mu się oczy kleiły.
Ostatnio nie przespał spokojnie żadnej nocy.
Męczyła
go jawa i sen. A raczej to, co wymyślał jego mózg, skoro
rzeczywistość była taka... nudna. Jego fantazje nie raz
powodowały, że budził się spocony i niesamowicie pobudzony. A
potem czuł się winny i nie mógł znowu zasnąć, gdy obok niego
spała spokojnie reszta Huncwotów. Poprzedni sen to było coś...
Jak sobie przypomniał wszystkie te szczegóły...
– Hej,
co się z tobą dzieje? – spytała Lily, odrywając się od
pergaminu.
– Nic,
czemu tak sądzisz?
– Nie
odpowiadaj pytaniem na pytanie. Martwię się o ciebie, w sumie nie
tylko ja – na twarzy Lily widać było troskę – Ostatnio coraz
częściej zatapiasz się w swoich myślach. Nie odzywasz się.
– Lily,
daj mi spokój. To moja sprawa – Remus już podnosił się, aby
wyjść, jednak dalsze słowa całkowicie go zmroziły.
– Czy
tu ma coś wspólnego z tym, co czujesz do Syriusza?
Młodemu
Lupinowi odpłynęła krew z twarzy. Czuł się tak, jakby dostał
obuchem w głowę. Jak? Jak ktokolwiek mógł się tego domyśleć?
Przecież tak siebie pilnował?
– Remus,
wszystko okej? Zbladłeś... Nie, nie bój się. Tylko ja się
domyśliłam, chłopacy nic nie wiedzą – Lily przysunęła się do
niego i patrzyła na niego szeroko otwartymi, błyszczącymi,
szmaragdowymi oczami pełnymi zrozumienia.
Chłopak
jęknął i schował twarz w dłoniach.
– Na
pewno? Merlinie, jestem beznadziejny...
– Tak
i nie, Remusie... Spójrz na mnie – głos Lily działał na niego
uspokajająco. Tak jakby matczyne.
– To
jest straszne, Lily! Jak coś takiego mogło mi się przydarzyć?
Dziewczyna
rozejrzała się dookoła, ale pozostali uczniowie byli zajęci sobą.
– Remus,
powiedz mi, dlaczego się tak zachowujesz.
– I
ty się pytasz? Jestem beznadziejnie zakochany w kumplu, który po
pierwsze jest hetero, po drugie widzi we mnie tylko przyjaciela, po
trzecie nic do mnie nie czuje. Wymieniać dalej? – mówił Remus
cały poddenerwowany. Końcówki uszu były wściekle czerwone, tak
jakby młody wilkołak był zażenowany tym, iż opowiada komuś o
tych sprawach.
– Remus,
obserwowałam, was oboje. Dusisz się z tym już od trzech lat i
widać jak się męczysz. Syriusz może i jest ślepy, ale nie głupi.
Wie, że się od nas odsuwasz. Według mnie lepiej jest wiedzieć, na
czym się stoi niż żyć w poczuciu złudnej nadziei, więc powiedz
mu to, co czujesz. Przynajmniej nie będziesz już tego nosił.
– I
co ja mam zrobić? Nie mam na tyle odwagi... Marny ze mnie Gryfon.
Jeszcze się użalam, a to jest dobre dla jakiegoś Puchona, nie
żebym coś do nich miał – dodał, widząc wyraz twarzy Lily.
– To
już moja rola. Pomogę ci. A zrobisz to tak – Lily pochyliła się
do niego i zaczęła szeptać konspiracyjnym tonem.
Po
omówionym planie, z lżejszym sercem w piersi pomógł Lily uporać
się z zadaniem dla Jamesa oraz po dłuższym zastanowieniu dla
Syriusza. W końcu miał dobre serce. Dopiero po pewnym czasie
przyszła mu pewna myśl, która nie dawała mu spokoju.
– Gdzie
jest Peter, ile można szukać pióra?
Lily
tylko pokręciła głową i wzruszyła ramionami w geście niewiedzy.
W tej samej chwili do Pokoju Wspólnego wszedł Glizdogon, który
według Remusa wyglądał na winnego. Tak jakby miał coś na
sumieniu.
*
A
więc nadeszła ta chwila. Ta, na którą czekał. Czy był
zdenerwowany? Ogromnie. Resztki jego gryfońskiej odwagi uleciały,
gdy tylko zobaczył Syriusza leżącego na łóżku, czytającego
Quidditch przez wieki. Serce waliło mu jak młot. Był
pewien, że gdy tylko otworzy usta, padnie, jak długi na ziemię.
– Cześć,
nie jesteś w Pokoju Wspólnym? – spytał go, nie odrywając
spojrzenia od książki.
– Nie,
jest za głośno. To raczej twój żywioł – odparł, siląc się
na żart. Podszedł do swojego kufra, tak by wyglądało to, jakby
czegoś szukał.
– Czegoś
szukasz?
– Tak,
podręcznika do zielarstwa. Nie mogę go znaleźć – skłamał
Remus. Jakby tu zacząć ten temat? Plan Lily nie mówił nic o
tym.
– Pomogę
ci – Syriusz odłożył książkę na łóżko, a sam podszedł do
Lunatyka z uśmiechem na twarzy. Obydwaj stali po przeciwnych
stronach kufra. Pochylili się nad nim i zaczęli w nim grzebać.
Trybiki w mózgu Remusa pracowały jak szalone. Jak to
powiedzieć, jak to powiedzieć, żeby się nie wygłupić!? W
końcu nie mógł powiedzieć o tym tak bezpośrednio. O takich
rzeczach nie mówi się w tak błahy sposób.
Poszukiwania
podręcznika do zielarstwa (który został uprzednie schowany pod
łóżkiem) nadal trwały. Dało to okazję Remusowi do działania,
jednak jego język był jakby pod działaniem Drętwoty. Nagle ich
dłonie zetknęły się, a Remus poczuł, jak ciepło ogarnia jego
szyję i wspina się dalej, aż na twarz. Pochylił głowę jeszcze
niżej. Jak nie teraz, to nigdy.
– Remusie,
co ci jest? – spytał go ciemnowłosy.
Lunatyk
wziął głęboki, uspokajający wdech.
– Syriuszu...
– Tak
– w głos Blacka wkradła się nutka zaniepokojenia.
– Jaczujęcośdociebie
– powiedział na jednym wydechu. Niepewnie podniósł głowę do
góry. Chłopak patrzył na niego nic nierozumiejącym spojrzeniem.
– Mógłbyś
powtórzyć, nie zrozumiałem – uśmiechnął się Syriusz.
– Naprawdę?
Czemu mi to tak utrudniasz? – jęknął pod nosem Remus. W myślach
walił głową w mentalną ścianę. Idiota, idiota, powiedz to
jeszcze raz albo dojdzie do rękoczynów – mówił głos
podobny do głosu Lily.
– ...
– Syriusz milczał i bacznie obserwował przyjaciela, który
wyglądał, jakby walczył sam ze sobą.
– Łapo,
podobasz mi się – powiedział dobitnie. Głośno i wyraźnie tak
bardzo, że poniosło się to po całym dormitorium.
No
cóż stało się. Remus czekał na krzyk, płacz (no może
niekoniecznie) i zgrzytanie zębami, nawet na wymioty z obrzydzenia
(też niekoniecznie, ale to również brał pod uwagę), jednak nic
się nie stało. Syriusz po prostu zamrugał oczyma i usiadł na
swoim łóżku. Nic nie powiedział.
Milczenie
zapadło na nich jak kurtyna podczas antraktu.
– Och
– tylko to wyrwało się z ust Blacka.
Remusowi
zrobiło się przykro. Już wolałby zostać wyśmiany. Lepsza byłaby
jakakolwiek reakcja niż jej brak.
– Wiesz,
co? Mógłbyś coś powiedzieć, a nie tylko wzdychać – warknął
i już kierował się w stronę drzwi. Pod powiekami zaczęły się
formować łzy... Gryffindorze, jestem taką życiową ciotą
– pomyślał. – Chociaż to w sumie się zgadza. Z gardła
wyrwał mu się paniczny chichot. W końcu był gejem!
Jego
dłoń już prawie dotykała klamki od drzwi, ale druga ręka została
pochwycona w mocny uścisk. Został wręcz przyciągnięty do
drugiego chłopaka.
– Co
ty robisz?! Skoro nie masz nic do powiedzenia, to zostaw mnie w
spokoju – powiedział Remus z żalem. Nie miał siły, by spojrzeć
przyjacielowi prosto w twarz.
– Spójrz
na mnie – ich ciała znalazły się blisko siebie, gdyby nie to, że
Lunatykowi chciało się płakać, może znalazłby w tym jakąś
przyjemność. – Spójrz na mnie!
Stalowa
nuta w głosie Blacka spowodowała, że Remus uniósł głowę. Po
policzku mimowolnie spłynęła jedna łza.
Ciepła
dłoń Syriusza starła ją. Gardło Remusa ponownie zaschło. Ciemne
oczy Łapy były takie jak w jego wyobrażeniach. Pełne uczucia.
– Nie
uciekaj przede mną, gdy nie wiesz, co chcę powiedzieć – zauważył
– lub zrobić.
Przez
jedną minutę serce Remusa nie działało poprawnie. Zatrzymało
się. Dopiero dotyk ust Syriusza pobudził go znowu do życia. Były
w dotyku tak miękkie, jak się wydawało. Pocałunek był zupełnie
jak muśnięcie skrzydłami motyla. Prawie niewyczuwalny, ale jednak
powodował ciarki na całym ciele.
Odsunęli
się od siebie na niewielką odległość. Ich dłonie się ze sobą
splotły.
-Naprawdę,
to z tego powodu się ode mnie odsuwałeś – spytał głębokim
głosem Syriusz. Jego czarne włosy opadły na oczy. Remus miał
ochotę, aby je przeczesać palcami.
-Tak...
No wiesz. Chodziłeś z dziewczynami. Uważasz mnie za przyjaciela...
Black
pokręcił głową z uśmiechem na ustach.
-A
wiesz dlaczego?
-Nie.
-Zazdrość.
Tylko to chciałem wywołać. A przyjacielem będziesz dla mnie
zawsze, bo tylko z przyjaźni może wykiełkować jakiekolwiek
prawdziwe uczucie.
*
Następnego
dnia ich zejście na dół do Wielkiej Sali wzbudziło szum. Może
spowodowało to ich trzymanie za ręce? A może ich pocałunek?
Piski
dziewcząt rozległy się po całej sali. Nauczyciele spojrzeli na to
z przymrużeniem oka. Ten dzień nie mógł być lepszy, a widok
znajomych twarzy spowodował u nich szeroki uśmiech.
W
każdym razie James wyglądał jak spetryfikowany przy Lily, która
wręcz skakała z radości.
Kątem
oka Remus zobaczył Petera rozmawiającego z uczniem Slytherinu.
Miał
złe przeczucie, ale poniósł się chwili z Syriuszem. Na razie to
oni byli ważni. Reszta poszła w odstawkę. Nawet OWTM-y.
O MAMUSIU KOCHANA.
OdpowiedzUsuńAWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW <3
Rozpływam się jak masło na rozgrzanej patelni :3
Jak ja uwielbiam "Zaprzeczenie"! Dziwię się, że dopiero teraz komentuję, a nie wcześniej. Dlaczego wcześniej tego nie zrobiłam to nie wiem...
Ugh.
Kara musi być :v
Do rzeczy xD
"Zaprzeczenie" jest niewątpliwie jedno z najlepszych miniaturek, jakie dotąd czytałam u Ciebie. Uwielbiam i Syriusza i Remusa.
Remus jest cholernie słodziaszny i aż chce się nim zaopiekować :3 Dojrzałam w nim bratnią duszę Takie z nas cioty życiowe w tych sprawach :v xD
A Peter mnie odrobinę zaciekawił - może to jest ta chwila, w której dołączył do popleczników Voldemorta? Dlaczego dokonał takiego wyboru? Co nim kierowało?
Dwoję się i troję. Jest mnóstwo teorii, ale niestety brak potwierdzenia ze strony pani Rowling. W sumie to nawet dobrze - gdyby było wszystko wiadome to ta seria straciłaby swój urok :/
No tak, Zaprzeczenie było ciekawym doświadczeniem podczas pisania. Remus jest taki, a nie inny, bo właśnie takim go widzę w parringu z Syriuszem. Taki z niego uke xD
UsuńCo do Petera. Boże, muszę napisać opowiadanie o nim i Ronie, co jest największym horrorem pisarskim w moim życiu.
Co do niego samego mam inne plany na październik. Do niego, Neville'a i Regulusa. Wtedy pokażę swoją interpretację zachowania Petera i motywacji do jego zachowania. Do czego doprowadziło. Ale nie spojleruję.
Pozdrawiam.