poniedziałek, 23 stycznia 2017

Informacja

Ten blog zostaje oficjalnie uznany za zawieszony. Moje ostatnie posty przenoszę na ten blog i jeżeli ktoś będzie zainteresowany tym co piszę, zapraszam.
Ten blog nie zostanie usunięty, ale nic już nie będzie na nim dodawane.

http://atramentowe-sny.blogspot.com/

piątek, 20 stycznia 2017

Na dnie naszych dusz - 2

 2.
W stronę światła,
Biegnij, póki sił starcza,
Nie poddawaj się.
Następnego dnia wcale nie chciał wstawać. Było mu zbyt miękko i ciepło, by marnować energię na poruszenie jakimkolwiek kawałkiem ciała. Owinął się kołdrą w kokon i udawał, że wcale się nie obudził. Może znowu zaśnie?
Niestety nic z tego nie wyszło, ponieważ usłyszał ciche pukanie do drzwi.
— Yuuri, żyjesz?
— Nie żyję — wymamrotał. Uchylił jedno oko i zobaczył, jak jego mama wchodzi do pokoju.
— Yuuri, wstawaj. Wiem, że chciałbyś odpocząć, ale lepiej tobie będzie, gdy zaczniesz coś robić. Znam ciebie. Im więcej masz czasu, tym bardziej myślisz o sprawach, które ciebie dołują.
— Już dobrze — jęknął pod nosem.
Pani Katsuki przyjrzała się uważnie synowi. Pogłaskała go po czole z czułością.
— Mamo, mam dwadzieścia trzy lata — zauważył.
— Ale będziesz dla mnie dzieckiem do mojej śmierci — powiedziała poważnym tonem. — Ale dość tego dobrego, na serio powinieneś wstać.
Yuuri ziewnął i przeciągnął się tak, że strzyknęło mu w łokciu.
— Daj mi trochę czasu, a zejdę na dół — obiecał.
Matka czarnowłosego pokiwała głową.
— Jasne.
Gdy kobieta wyszła z pokoju, młody łyżwiarz cały rozleniwiony wygrzebał nogi z kołdry. Po wykonaniu całej porannej toalety ubrał się i był gotowy zejść na śniadanie. Zauważył tylko swoją mamę, która jadła ryż z natto*. Jako jedyna w rodzinie lubiła ten przysmak.
— Jesteś już — zauważyła. Siedziała przy stoliczku, więc Yuuri dołączył do niej. Zobaczył miseczkę ryżu przygotowaną specjalnie dla niego i stojący obok półmisek z dodatkami do niego. W zależności kto miał, na co ochotę, dobierał według własnego gustu.
— Tata i Mari już wyszli? — spytał, chociaż i tak znał odpowiedź. Już, zanim wyjechał do Detroit, ta dwójka śpieszyła się do recepcji gorących źródeł, by zająć się nielicznymi klientami.
— Tak, może z pół godziny temu — odpowiedziała. Przez chwilę obydwoje milczeli. Yuuri rozejrzał się po salonie. Niewiele się zmieniło od jego wyjazdu. Pokój był tak samo przytulny i swojski.
— A tak w ogóle, to jak tam u was? Wczoraj to mnie o wszystko wypytywałaś.
Mama spojrzała na niego uważnie. Brązowe, krótkie włosy miała jak zwykle rozpuszczone, więc wydawała się młodsza, niż w rzeczywistości była. Nagle jakby słowa jej syna dodały jej paru lat, a na twarzy ukazało się zmęczenie. Dopiero w tej chwili Yuuri uzmysłowił sobie, że jego mama nie będzie wiecznie silna i zdrowa.
— Wiesz, jak jest — zaczęła. — Jest mało klientów poza sezonem, ale jakoś dajemy sobie radę. Tata daje — podkreśliła.
— Jakby co, to ja wam …
— Yuuri, może nie znam się na łyżwiarstwie zbyt dobrze, ale to źle, że nic z nim nie robisz. To ciebie uszczęśliwiało. Nie powinieneś znajdywać sobie nowego zajęcia, kiedy to ci starcza.
I tak było naprawdę. Dla Hiroko Katsuki najważniejszą rzeczą na świecie były jej dzieci. Może nie było jej stać na dużo rzeczy, ale zawsze starała się dać z siebie sto procent, jeżeli chodziło o coś, co brakowało jej pociechom.
Czarnowłosy zamilknął. Nie wiedział, co powiedzieć. Dokończyli posiłek i pomógł swojej rodzicielce zanieść naczynia do kuchni, po czym ją przytulił.
— Dziękuję — powiedział, mocno ściskając. Trwali tak przez dłuższą chwilę, dopóki mama nie wygoniła go z pomieszczenia, by zająć się czymś innym niż zamartwianiem.
Wrócił do swojego pokoju. Teraz gdy już wypoczął po przyjeździe, spojrzał na wszystko z nowej perspektywy. Puste miejsce na ścianie było nieco przygnębiające, podczas gdy cała reszta tapety była poobklejana różnymi zdjęciami i plakatami ukazującymi Nikiforova w różnych stadiach kariery. Zdecydowanie podszedł do łóżka. Stanął na nim i zaczął ściągać po kolei plakaty. Miał ich tak dużo, że zdejmowanie zdjęć z jednej ściany zajęło mu aż dwadzieścia minut, a wszędzie gdzie tylko spojrzał był tylko Victor, Victor, Victor.
Powtarzał swoje ruchy, nie myśląc nad tym, co robi. Chciał po prostu mieć to za sobą. Dopiero gdy zostały mu do oderwania dwa arkusze, zawahał się. Były pierwszymi, które zdobył. Na dobrą sprawę nie pamiętał już nawet, ile miał wtedy lat. Zupełnie jakby jego życie dzieliło się na dwa etapy. Przed Victorem i Po Victorze.
Z bólem serca Yuuri odkleił obydwa i odłożył na biurko, w przeciwieństwie do pozostałych plakatów, które już wylądowały w worku na śmieci. Musiał coś sobie zostawić na pamiątkę, bo nawet paląc za sobą mosty, zostawia się linę. Położył się na chwilę na łóżku.
Pokój wydawał się teraz większy, ale również pusty, bardziej obcy. Czarnowłosy westchnął głośno, a dźwięk ten rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Okularnik patrzył na sufit. Oczyma wyobraźni widział siebie na lodzie sprzed kilku lat, kiedy jeszcze nie zajmował się łyżwiarstwem zawodowo. Dziecięce podchody do czegoś, co koniec końców stało się sensem jego życia. Strasznie tęsknił za tymczasem, gdy porażka nie oznaczała tak gigantycznego bólu.
Postarał się, aby cały bałagan zniknął, który spowodował, o ironio sprzątając. Gdy skończył swoją pracę, postanowił zejść na dół do źródeł. Rodzice byli jednak już zajęci. Parę osób jadło jakieś dania, których Yuuri nie rozpoznawał, podejrzewał, że były to nowe dania z karty. Tuż przed telewizorem rozpoznał postać jego byłej nauczycielki. Minako siedziała przy stoliku i piła sake z wysokiej szklanki. Butelka stała tuż obok niej, a ona sama nieco już szklistymi oczyma pożerała wzorkiem łyżwiarzy, którzy występowali na Mistrzostwach Świata.
Coś ścisnęło Katsukiego w żołądku. Gdyby Victor żył, na pewno wziąłby w nich udział, tańcząc swój najnowszy układ. Z pewnością by wygrał — pomyślał Yuuri. Przyjrzał się uczestnikom biorącym udział w zawodach. Rozpoznawał niektórych z nich. Chrisa Giacomettiego i Jeana – Jacquesa Leroya znał z serii zawodów Grand Prix, w których brał udział.
Porażony pewno myślą złapał w locie kurtkę wraz z torbą. Nie musiał nikomu mówić, gdzie idzie. Wystarczyło jedno spojrzenie jego matki, by ta wiedziała, że idzie na lodowisko.
W końcu tak dawno na nim nie był i tak strasznie mu go brakowało.
Kiedy z daleka rozpoznał lodowisko, na którym spędzał większość swojego czasu jako dziecko, zrobiło mu się cieplej na sercu. Przyśpieszył kroku, by szybciej się znaleźć we wnętrzu.
Kiedy tylko uchylił drzwi, zdumiała go cisza, panująca w środku. Zapamiętał to miejsce zupełnie inaczej. Pełne śmiechu, jęku bólu podczas pierwszego, jak i kolejnego upadku. Tym razem jednak tego wszystkiego zabrakło. Przeszedł parę kroków, gdy usłyszał głos kobiety stojącej za kontuarem. Była odwrócona do niego plecami, ale wyraźnie usłyszał jej głos.
— Przepraszam, ale dzisiaj …
— Yuuko? — zapytał Katsuki.
Szatynka raptownie się odwróciła i oczy rozszerzyły jej się, gdy zobaczyła, kto przed nią stoi.
— Yuuri! — krzyknęła. Przebiegła przez kontuar, by wyściskać starego przyjaciela. Chłopak lekko zdezorientowany odwzajemnił uścisk. Pamiętał Yuuko właśnie z lodowiska. Obydwoje razem z ich przyjacielem Takeshim jeździli razem na lodzie. Pamiętał nawet, że to ona powiedziała mu o Victorze Nikiforovie, jak razem śledzili jego dokonania i kopiowali układy. Tak, to były dobre czasy.
— Prawie ciebie nie poznałam — powiedziała, odrywając się od niego. Uśmiechnięta od ucha do ucha, nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. — I mów do mnie Yu-chan! — poprawiła go.
Yuuri nieco zażenowany jej zachowaniem, spąsowiał.
— Tak, wiem. Przytyło mi się.
— Nie to — roześmiała się. — Wydoroślałeś.
— A ty ... Ty nadal wyglądasz tak samo — przyznał czarnowłosy i miał rację. Yuuko była niższa od niego, miała te same brązowe, wieczne błyszczące z podekscytowania oczy i uśmiech, który potrafił poprawić każdemu humor.
— Dzięki. Nie wiedziałam, że wracasz do Hasetsu.
— Tak wyszło. Stęskniłem się za rodzicami i za domem. Nie wiedziałem, że teraz to ty się zajmujesz lodowiskiem. Od kiedy?
Przyjaciółka z dzieciństwa przyjrzała mu się uważnie. Minęło sporo czasu, odkąd ze sobą rozmawiali, ale nadal po tylu latach potrafiła odgadnąć, że coś jest na rzeczy. Nie skomentowała również szybkiej zmiany tematu.
— Od niedawna razem z Takeshim.
— Witaj Yuuri. — Usłyszał niski baryton za plecami. Odwrócił się i zobaczył wysokiego, napakowanego faceta, który podszedł do Yuuko i objął ją w talii. Było w nim coś znajomego jednak nieuchwytnego.
— Nishigori?
— We własnej osobie.
Czarnowłosy uśmiechnął się. Nie spodziewał się czegoś takiego. Nigdy nie sądził, aby ta para mogła być ze sobą razem. Obydwoje znacznie się od siebie różnili. Yuuko była bardziej żywiołowa, a Takeshi opanowany i ironiczny, podczas gdy dziewczyna była duszą, nie człowiekiem.
Widać los lubił płatać figle.
— Nie poznałem ciebie — przyznał okularnik. — Kurczę, zdecydowanie pięć lat to zbyt długi czasu.
— Trzeba to jakoś nadrobić — powiedział Nishigori.
— Przyszedłeś pojeździć, tak? Dla ciebie zawsze będą tu drzwi otwarte — wtrąciła Yuuko.
Katsuki zarumienił się. To był taki miły gest, powiedzieć mu, że będzie zawsze mile widziany.
— Dziękuję. A gdzie trojaczki? — spytał, pamiętając trzy małe dziewczynki sprzed jego wyjazdu z Hasetsu. Były jeszcze malutkie, a teraz miały już sześć lat.
— Są gdzieś tutaj. Pewnie oglądają filmiki z mistrzostw. To ich ulubione zajęcie — uśmiechnęła się Yuuko. — Idź śmiało, najwyżej się gdzieś na nie natkniesz. Przygotuj się na masę pytań, są twoimi fankami.
Okularnik doskonale znał rozkład wszystkich pomieszczeń. Jako małe dziecko często bawił się po budynku, nie tylko jeżdżąc po samym lodzie.
Zanim wszedł na lód, włożył łyżwy i upewnił się, że ciasno je zawiązał. Może i zdecydował, że nie będzie już profesjonalnie jeździł, ale nie chciał się nabawić kontuzji.
Pierwsze chwile na lodzie zawsze były trudne, nawet dla zawodowca. Utrzymanie równowagi na śliskiej powierzchni, przyzwyczajenie się do niej na nowo było czymś magicznym. Wkraczałeś do nowego świata, mniej przyziemnego.
Yuuri sunął po lodzie, jakby unosił się w powietrzu. Jego nogi bezwiednie powtarzały standardowe ruchy, których się uczył. Wirował, pogrążony w swoich myślach, nie wiedząc, kiedy przeszedł na coś, co doskonale znał.
Tysiąc razy oglądał nagrania z zawodów, do których starszy od niego Rosjanin tańczył do Stay Close To Me. Każdy ruch znał na pamięć, że jego ciało działało instynktownie.
Każdy krok był wyzwaniem, które potrafił rzucić tylko Nikiforov.
Czarnowłosy stanął tyłem na lodzie. Prawą łyżwę wbił w podłoże i wybił się w powietrze, okręcając się cztery razy, zgrabnie lądując na zewnętrznej krawędzi, uginając lekko nogę w kolanie.
Gdyby on żył, właśnie teraz, w tej chwili wykonywałby ten układ na Mistrzostwach — pomyślał Yuuri. Cały układ miał tylko cztery poczwórne skoki, większość w drugiej połowie. Wszystkie były na wysokim poziomie, jednak kopiowanie ich sprawiało, że stawały się łatwiejsze.
Wykonał sekwencję kroków, płynnie przechodząc do poczwórnego flipa, tak charakterystycznego dla Victora, tym razem po wewnętrznej krawędzi płozy. Ślizgał się po lodzie, by przystąpić do następnego elementu choreografii – piruetów.
Najpierw waga. Skup się — pomyślał Katsuki. Zastanawiał się, o kim myślał Rosjanin, gdy wykonywał ten układ. Kogo chciał mieć tak blisko siebie?
Odrzucił ręce w bok i wygiął lewą nogę do tyłu, kierując prawą dłoń powoli do przodu, jakby chciał kogoś uchwycić. Powstrzymać przed odejściem. Następna sekwencja ruchów była jedynie preludium do wyskoku i prowadzącego do niego piruetu siadanego. Uniósł ręce w górę, powoli jadąc w lewą stronę. Odwrócił się tyłem na wewnętrzną krawędź lewej nogi i zamachnął prawą, jego ciało rozpędziło się. Dla kogoś, kto by go oglądał, stałby się rozmazaną plamą wykonującą poczwórnego Salchowa.
Skupił się na gestykulacji rękoma. Wszystkie emocje skupiły się właśnie w tych częściach ciała. Cały żal, tęsknotę i smutek przelał właśnie w ten układ. Czy potrafił wreszcie znaleźć sposób na poradzenie sobie z całym tym bałaganem, jaki spadł mu na głowę?
Łyżwiarstwo było tym, co kochał, ale sprawiło mu tyle bólu. Czy to możliwe, że to, co kochamy najbardziej, potrafi zranić najmocniej? Ponownie wybił się na prawej nodze, by wykonać potrójnego lutza, a zaraz po nim potrójnego flipa.
Tańczył, aż zachciało mu się płakać. Płakać z bezsilności i straty, kogoś, kogo tak naprawdę nie miał okazji dobrze poznać, a zawsze tego pragnął.
Na sam koniec została mu tylko kombinacja poczwórnego i potrójnego toe loopa. Obraz wirował mu przed oczyma, więc zamknął je, wyobrażając sobie, że jest gdzieś indziej. W miejscu, gdzie wszystko było takie, jak należy, gdzie nikt nie umierał, kraina skuta lodem. Jego Arkadia, jego raj.
Zwieńczeniem tego wszystkiego była kombinacja piruetów. Coś, co było najpiękniejsze, najtrudniejsze i najbardziej liczone w punktacji, oprócz samych skoków.
Zgiął się do piruetu siadanego, a potem przeszedł w stany.
Zimne kropelki potu spłynęły w dół, wzdłuż kręgosłupa. W płucach mu paliło tak, że wziął krótki, raptowny wdech. Klatka piersiowa ledwo się uniosła. Ruchy stały się bardziej dynamiczne. Koniec zwykle taki bywał. Zbyt szybki, by go zapamiętać. Zbyt gwałtowny, by cokolwiek poczuć.
Wyskoczył po raz ostatni w powietrze, a ostrza łyżw uderzyły o siebie z głośnym zgrzytem. Po wylądowaniu obie nogi wbił w ziemię.
Koniec — pomyślał Yuuri. Nagle poczuł się zmęczony, jednak ponad tym wyraźnie rysowało się zadowolenie. Odwrócił się i zobaczył swoją przyjaciółkę.
— Yuuri! — krzyknęła Yuuko. Wyraz jej twarzy wyrażał zaskoczenie i podekscytowanie. — Myślałam, że już nie będziesz jeździł!
— Też tak myślałem — przyznał się chłopak, zażenowany nieco tym, że został przyłapany na gorącym uczynku.
— Tak się cieszę. Wyszło ci idealnie.
Chłopak podjechał do niej i oparł się o barierkę.
— Dzięki.
— W pewnym momencie wyglądałeś tak blado, że się bałam, że zemdlejesz — powiedziała Nishigori zatroskanym tonem.
— Nie powinnaś się tak zamartwiać.
— Dokładnie mamo — nagle tuż obok Yuuko pojawiły się trzy małe dziewczynki. Wyskoczyły znienacka tak, że Katsuki lekko się przestraszył. — Yuuri!
Młoda matka spojrzała na swoje córki z widoczną naganą. Poczochrała każdej z nich czuprynę i wskazując każdą po kolei, przedstawiła je łyżwiarzowi.
— Axel, Loop i Lutz. Dokładnie w tej kolejności — zaznaczyła. — Te małe ciągle próbują się zamieniać, ale nigdy im to nie wychodzi. Jak już mówiłam to twoje fanki.
Dziewczynki były bardzo podobne do swojego ojca. Jedyne co miały wspólnego z ich matką to kolor włosów. Ładny, brązowy podkreślał duże oczy odziedziczone po tacie.
— Oglądałyśmy twój występ, wróciłeś do jazdy? — spytała Lutz. W dłoniach trzymała mały notes i zatknięty za okładkę długopis.
— Nadal nie masz dziewczyny? — dopytała się Axel. W przeciwieństwie do swojej siostry trzymała w ręce jakiś ustrojstwo, którego Yuuri nie potrafił rozpoznać.
Bo Yu – chan nie kupiła by smartfona sześciolatce, prawda? — pomyślał czarnowłosy.
Zaśmiał się jedynie, gdy usłyszał pytanie dziewczynki.
Trzecia stojąca w środku wypaliła tylko jedno zdanie, które zażenowało Katsukiego.
— Przytyłeś.
Policzki Yuuriego zaróżowiły się w zdradziecki sposób.
Dlaczego dzieci są takie szczere? — pomyślał.
— Dziewczynki... — zaczęła Yuuko.
— Daj spokój, to prawda — przyznał łyżwiarz. — Przydałoby się zrzucić parę kilo, ale ta potrawka mamy...
— Zbyt dobra, żeby z niej zrezygnować — potwierdziła z uśmiechem Yuuko. Dziewczynki zaczęły się kotłować wokół jej nóg, a następnie wybiegły z lodowiska w tylko sobie znanym kierunku.
— One tak zawsze? — spytał Katsuki. Wszedł na beton i zdjął powoli łyżwy. Nieco zmęczony poruszył palcami u stóp, by pozbyć się niemiłego odczucia odrętwienia, które pojawiało się po zbyt długiej jeździe.
— Tylko wtedy, gdy mają coś ważnego... Nie wiem, o co im chodzi tym razem — wzruszyła ramionami. — Są jak żywe srebro.
— Ty też taka byłaś — zauważył chłopak. Założył na nowo swoje zwykłe buty, dokładnie je sznurując. — Wszędzie było cię pełno.
— Ma rację — potwierdził Takeshi, który stanął w drzwiach prowadzących na lodowisko. Podszedł do żony i ścisnął ją w bok, zmuszając ją do uśmiechu.
— I dobrze. Nie mogą być zgryźliwe w tym wieku, jak ty — sparowała.
— Ja? Zgryźliwy? Mylisz to z moim uroczym cynizmem, jak go nazwałaś w czasie nocy... — zaczął Nishigori, jednak przerwała mu brunetka, kładąc rękę na ustach.
— Cicho!
Yuuri patrzył na to wszystko z uśmiechem, błąkającym się po ustach. Miło było patrzeć na cudze szczęście, jednak nadal chciał sam być obiektem czyichś uczuć. To nie było nic dziwnego. Każdy chce być kochany. Westchnął cicho na samą myśl o tym. Może nie będzie mu to dane i zostanie psiarzem. To nie byłoby w końcu takie złe życie — pomyślał. Kochał te stworzenia ponad życie.
— Może ja nie będę wam przeszkadzał — powiedział w stronę małżeństwa, które cicho ze sobą rozmawiało.
— Nie, skądże — zaprotestowała kobieta. — Zostań, musimy wiele rzeczy obgadać.
— Zgadzam się. W dodatku mam butelkę dobrego sake — zaproponował Takeshi.
Katsuki zaśmiał się lekko, ale odmówił.
— Ja i alkohol to zła mieszanka. Robię się taki sam jak mój tata, a wiecie, co wyrabia — powiedział, myśląc o dzikich wybrykach starego Katsukiego. — W dodatku przecież mamy czas. Raczej nigdzie się już nie wybieram.
Takeshi pokręcił głową w wyrazie politowania.
— Nie mów hop, zanim skoczysz — powiedział poważnym tonem.
Yuuri jedynie przewrócił oczyma, słysząc te słowa.
— Nie przekonacie mnie. Podjąłem decyzję. Jeszcze pomyślę, że mnie stąd wyganiacie — zażartował.
— Wiesz, że to nie prawda. I nie drocz się ze mną — ostrzegła Yu – chan — tylko on może to robić. — Wskazała na swojego męża.
— Okej, okej — czarnowłosy uniósł dłonie w geście poddania. Wstał i uśmiechnął się szczerze. Założył okulary, które położył wcześniej na ławce. — Spotkamy się jutro. Dzisiaj już za dużo zrobiłem.
Yuuko zrozumiała, o co mu chodziło. Nie musiał tego mówić na głos, by wiedziała, że stara się uporządkować cały bałagan, który wyniknął z łyżwiarstwa.
— Nie martw się — powiedziała.
Katsuki pożegnał się z rodziną Nishigori, każąc pozdrowić trojaczki, gdy się znowu pojawią.
Kiedy wrócił do domu, relacja z mistrzostw właśnie się zakończyła. Zdążył jedynie zobaczyć, kto zajął jakie miejsce na podium i zaraz potem zaczęły się wiadomości z kraju. Nie był zaskoczony tym, że to Giacometti zdobył złoto, a zaraz po nim Otabek Altin uplasował się na drugim miejscu, tylko trochę wyprzedzając słynnego JJ-a. To była silna trójka, jednakże wszyscy wiedzieli, że gdyby najlepszy łyżwiarz Rosji nadal żył, to on stanąłby na samym szczycie podium.
— Yuuri, chcesz coś zjeść? — spytała go mama. Ten przytaknął, zdjął kurtkę i odłożył torbę z łyżwami. Usiadł tuż przy rodzicielce, patrząc, jak krząta się po kuchni. Z chęcią by jej pomógł, ale wiedział, co by się stało, gdyby to chociażby zaproponował. Byłoby po prostu źle.
Królestwem Hiroko była kuchnia i nikt oprócz niej nie mógł rościć do niej żadnych praw.
— Jak było? — usłyszał pytanie, które zadała jego matka.
— Jak zwykle — odpowiedział, mimo że nie była to całkowita prawda. Czuł się znużony i zmęczony. Może niepotrzebnie tak szybko chciał znowu jeździć. Nawet nie odpoczął, tylko cały czas coś robił. Zupełnie jakby obudziła się w nim jakaś ciągła chęć do robienia czegokolwiek, byleby nie spocząć w jednym miejscu. Mimo całej energii i tak czuł się zmęczony. Ale może nawet to i dobrze. Zmęczeni ludzie nie śnili, tylko spali. Marzenia nocne pozostawały poza ich zasięgiem.
— Spotkałeś Nishigorich?
— Tak, zaproponowali, by jutro spędzić razem czas i obgadać wszystkie tematy — czarnowłosy opowiedział pokrótce, o rozmowie z dawnymi przyjaciółmi i uzmysłowił sobie, że naprawdę musi się z nimi spotkać.
— Proszę — kobieta postawiła przed nim gorący katsudon.** Yuuriemu zaburczało w brzuchu. Zrobił się okropnie głodny po jeździe.
— Dziękuję — powiedział. Z zapałem zabrał się do jedzenia. W ciszy zjadł wszystko, co do ostatniego ziarnka ryżu i jeszcze raz podziękował.
Pani Katsuki pozmywała naczynia, sprzątnęła powierzchownie blaty w kuchni i usiadła naprzeciwko syna.
— Mam wyrzucić te wszystkie worki? — spytała. Chłopak przypomniał sobie, że tylko poupychał plakaty w worki do śmieci i postawił je w kącie pokoju. Milczał. Przecież nie zdejmował ich bez powodu, ale teraz gdy miał zdecydować się już ostatecznie, ogarnęły go wątpliwości.
— Na razie zostaw, dobrze? Sam to zrobię — obiecał. Przesuwał pacem po wzorze wyszytym na makatce. Przywiózł ją z jednej ze swoich pierwszych zawodów, które odbywały się w Europie. Duże płatki śniegu wyszyte bladoniebieską nitką, pięknie kontrastowały ze śnieżną bielą materiału. Ozdoba ta wyglądała dość dziwnie w tradycyjnym japońskim mieszkaniu, jednak mama uporczywie obstawała przy tym, aby leżała na wierzchu. Yuuri pamiętał, że kiedyś spytał się, po co to robi, a ta odpowiedziała, że dla niej świadczy ona o tym, że jej syn nie boi się dążyć do swojego wymarzonego celu – wygranej.
— Powinnaś to schować — powiedział i wstał od stolika. Nie odwracając się, udał się w kierunku swojego pokoju.
— Ale Yuuri... — głos pani Katsuki załamał się przy ostatniej sylabie jego imienia.
— Przepraszam — szepnął chłopak.
Gdy dotarł do swojej sypialni, zamknął za sobą drzwi, by nie wpuścić chłodu z korytarza. Tamtego dnia niemiłosiernie ciągnęło po nogach, więc nie rozstawał się ze swoimi kapciami mimo, że wolał chodzić w samych skarpetkach, kiedy tylko mógł. Włączył swój komputer i zalogował się na swoje ulubione strony społecznościowe, chcąc dowiedzieć się, co się dzieje u jego znajomych, jak i na samym świecie.
Przeczytał komentarze z mistrzostw, obejrzał zdjęcia i polubił parę z nich, na których widział znajomą twarz. Niedługo potem oczy zaczęły go szczypać i postanowił wcześniej iść spać. Wziął szybki prysznic i przebrał się w swoją piżamę.
Okrył się szczelnie kołdrą i ułożył się na tyle wygodnie, by spokojnie odpłynąć w krainę snu. Było mu ciepło i wygodnie, ale przez długi czas nie potrafił zasnąć. Dopiero później, gdy myśli się uspokoiły, nie zorientował się, kiedy zanurzył się w sennych marzeniach.
Nie różniły się zbytnio od rzeczywistości. Od dawna śniło mu się, że jeździ na lodzie, a potem unosi się wysoko, ponad wszystkich. To były piękne sny, tak bardzo, że czasami czuł się winny, gdy się budził. Wieczny sen byłby dobrym rozwiązaniem — stwierdził kiedyś, gdy był młodszy i nie chciało mu się wstawać do szkoły. Teraz dorósł i czasami wracał do tych słów z pewną melancholią i pobłażaniem, wobec pewnego rodzaju uroczemu aspektowi dzieciństwa.
Spał tak niewzruszenie do rana, ponieważ wbrew pozorom ciężko było go obudzić, ale w pewnym momencie zrobiło mu się przeraźliwie zimno i poczuł to nawet w sennym marazmie. Przewrócił się jedynie na drugi bok i jeszcze szczelniej się opatulił.
Kiedy obudził się rano, poczuł się okropnie rozleniwiony. Nie otworzył od razu oczu, poleżał jeszcze przez chwilę, nabierając siły, by wstać. Pomyślał jeszcze o swoich planach na ten dzień i powoli otworzył oczy.
Było jasno, ale jeszcze nie aż tak, by zacząć się zastanawiać, czy nie jest za późno. Uniósł się na posłaniu i serce zamarło mu w klatce piersiowej. Wszystko dookoła zamarło.
Widział przed sobą Victora Nikiforova.
Może i nie żywego, ale do cholery jasnej, jakim cudem jego plakat znowu wisiał na ścianie?
*sfermentowana soja
**ryż, kotlet wieprzowy i jajecznica z warzywami — ale bądźmy szczerzy — każdy, kto oglądał YoI to wie, co to jest :P

sobota, 24 grudnia 2016

Na dnie naszych dusz - 1

Pairing: Victuuri
Ostrzeżenia: niekanoniczność, zmiana biegu wydarzeń, ooc postaci

 1.
Lód pod stopami,
Zwycięstwo płynie we krwi,
Czyż to nie piękne?
Rozczarowanie miało gorzki smak. Rozczarowanie samym sobą było jeszcze gorsze. Kiedy można zwalić winę na osobę drugą, od razu człowiek czuje się lepiej. Ale nie w tym przypadku. Yuuri mógł jedynie patrzeć na swoje odbicie z żalem w oczach. Na nic więcej nie było go stać. Zabarykadowany w łazience ochlapał się wodą, by ochłonąć. Oparłszy dłonie na umywalce, zrobił głęboki wdech tak, że zaparowało lustro.
— Ogarnij się — powiedział do siebie.
Sprawdził na telefonie godzinę. Powinien wyjść, bo inaczej trener znowu powie mu, że się guzdrze. Miał tylko zadzwonić do rodziców, a siedział tutaj o wiele za długo. Już mógł usłyszeć głos Celestino, mówiący by się nie spóźniał. Z drugiej strony to i tak nie było już ważne. Podjął już decyzję. Po tylu niepowodzeniach tylko masochista zdecydowałby się, aby dalej ciągnąć całą tę farsę.
Po prostu się wypalił. I to nie tak, że jazda na lodzie nie sprawiała mu już radości. Co to, to nie. Po prostu otoczony taką ilością osób, na których mu zależało, bał się zrobić cokolwiek, co mogłoby ich zawieść. I tak też się stawało, zupełnie jakby na jego złość.
Japończyk wciąż patrzył na swoje odbicie, gdy do pomieszczenia wszedł młodszy chłopak. Ciarki przebiegły po kręgosłupie Katsukiego. Mimo że Yuri Plisetsky był od niego o osiem lat młodszy, rozsiewał wokół siebie taką aurę, że chyba tylko osoba bez instynktu zachowawczego miałaby odwagę go zaczepić.
No, ale mimo wszystko zachowaj się jak mężczyzna, Yuuri — pomyślał.
— Yuuri Katsuki — usłyszał swoje imię z ust chłopca. Spojrzał na niego, napotykając wyzywający wzrok.
— Tak?
— Wycofaj się, póki masz szansę — powiedział, zniżając swój głos. Było to dość śmieszne posunięcie i Yuuri wręcz powstrzymał uśmiech cisnący mu się na usta. Z drugiej strony pamiętał siebie w tym wieku. W końcu nie było to zupełnie tak dawno temu.
— Doceniam szczerość, ale ja już podjąłem decyzję.
Plisetsky wygiął usta na kształt uśmiechu.
— Na lodzie może być tylko jeden Yuri. I będę nim ja, mimo że Nikiforova już nie ma.
— Jak uważasz — odpowiedział Katsuki. — Sądzę, że i tak w niczym by ci nie pomógł. Umiesz już wszystko, pozostało ci jedynie zdobyć doświadczenie.
Blondwłosy Rosjanin widocznie czuł się rozczarowany przebiegającą rozmową. Widocznie wyobrażał ją sobie całkowicie inaczej. Czarnowłosy również sądził, że gdyby ta konwersacja odbyła się rok wcześniej, zupełnie inaczej by zareagował, jednakże ten rok był dla niego dużym wyzwaniem, z którym nie do końca sobie poradził. Nie mniej jednak zadziałał na niego w taki, a nie inny sposób.
Nieco zaskoczony obrotem spraw Plisetsky zamrugał oczyma i przyjrzał się uważnie starszemu łyżwiarzowi.
— Tak sądzisz? Ja... Nie...
Czarnowłosy poprawił okulary zsuwające się mu z nosa.
— Ja to wiem — zadeklarował. — Będziesz miał swoje pięć minut. Ja z tym skończyłem.
Powiedziawszy to, wyszedł z łazienki, zostawiając za sobą zamurowanego i poniekąd zadowolonego nastolatka. Bądź co bądź usłyszał to, co chciał. Dostał zapewnienie, że ma drogę wolną.
Kłócił się właśnie z Cialdinim, gdy jego uwagę zwrócił plakat wiszący przy wyjściu z budynku. Przedstawiał Victora Nikiforova, łyżwiarza pochodzącego z Rosji, który zginął tuż przed Finałami Grand Prix. Wcześniej musiał mu jakoś umknąć.
Był stosunkowo duży. Mógł mieć około półtora metra wysokości. Przedstawiał on Rosjanina, który został uchwycony podczas jednego ze swoich charakterystycznych skoków. Pod plakatem położonych było parę zniczy. Niektóre z osób przechodzących tuż obok niego, zatrzymywało się specjalnie, by samemu położyć świecę lub klęknąć. Nieważne kto był jakiego wierzenia. Zbiorowisko fanów Nikiforova z całego świata robiło naprawdę specyficzne wrażenie.
— Yuuri, słuchasz mnie? — Celestino przyglądał się uważnie swojemu podopiecznemu. Ten stał zamyślony, patrząc w dal. Starszy mężczyzna wiedział, o co chodziło. Katsuki mógł wszystkim mówić, że rezygnuje ze względu na swoje porażki i troskę o rodziców, ale tak naprawdę to nie o to chodziło. Kiedy cały świat dowiedział się o wypadku samochodowym, w którym zginął jego idol, coś się w nim złamało. Mimo że przed innymi udawał, iż wszystko jest w porządku, tak nie było. Cialdini nie dał sobie tego wmówić. Na Yuuriego zadziałało to o wiele mocniej, niż by sobie życzył.
— Yuuri — powtórzył stanowczo, ściągając chłopaka na ziemię.
— Tak? — czarnowłosy spojrzał na niego. — Przepraszam, zamyśliłem się.
— Właśnie widzę. Słuchaj — zaczął trener — daj sobie czas, dobrze? Nie rób niczego pochopnie. Odpocznij, ale nie mów łyżwiarstwu nie.
Katsuki przechylił głowę na bok i poprawił spadające okulary na nosie.
— Dzięki — westchnął. Poprawił torbę zwisającą mu na ramieniu. — I tak muszę odwiedzić rodzinę. Już pięć lat ich nie widziałem. Nie przekonasz mnie Celestino. Ja już nie będę w ten sposób jeździł.
Trener pokręcił głową.
— Mam nadzieję, że jeszcze zmienisz zdanie. Masz do mnie numer, gdyby coś się stało.
Mężczyźni pożegnali się, obiecując sobie, że będą w stałym kontakcie. Yuuri jeszcze raz obejrzał się po budynku. Jeżeli pozostanie stały w swej decyzji, to już nigdy więcej miał tu nie być.
Wchłonął każdy szczegół. Wszystkich ludzi, których kojarzył z widzenia, ale również i tych, którzy stali się dla niego bliscy w ciągu całej kariery łyżwiarskiej. Gdzieś dalej widział Yuriego Plisetsky'go odchodzącego wraz ze swoim trenerem Yakovem, obok niego Kanadyjczyka, z którym konkurował jeszcze parę godzin wcześniej, a jeszcze indziej Phichita.
Nagle ścisnęło go coś w piersi. Pewien rodzaj żalu, który rodzi się wtedy, gdy patrzysz na coś bliskiego i odległego zarazem.
Mając za plecami Cialdiniego oraz resztę łyżwiarzy, pożegnał się z tą częścią swojego życia.
Po kilku godzinnym locie z radością wyprostował kości. Zesztywniałe mięśnie domagały się jakiejś rozgrzewki.
— Ugh — jęknął, gdy chciał wygiąć rękę do tylnej kieszeni spodni. Nawet to sprawiało mu ból. Mimo wszystko cieszył się, że jego noga wreszcie dotknęła japońskiej ziemi. Tak długo go tu nie było, że aż zrobiło mu się przykro. Może postąpił zbyt egoistycznie, wyjeżdżając do Detroit? Może nie powinien zostawiać rodziców, Vicchana, z którym nawet nie zobaczył się, zanim ten zdechł? Tego już się nigdy nie dowie.
Przechodził właśnie przez halę główną, gdy w oczy rzuciła mu się jego własna podobizna.
— Co!?
Zamrugał z niedowierzania. Istniała tylko jedna osoba, która byłaby zdolna do porozwieszania plakatów z jego osobą na każdym metrze kwadratowym prefektury Saga.
— Yuuri! — usłyszał krzyk dobiegający zza niego. Odwrócił się na pięcie i został zmiażdżony w uścisku przez Minako Okukawę, jego byłą nauczycielkę baletu.
— Dusisz mnie — wystękał. Odsunął się od nauczycielki na tyle, aby czuć się bezpiecznym.
— Witaj w domu — Minako uśmiechnęła się serdecznie. Katsuki odwdzięczył się tym samym, czując, jak w jego ciało wstępuje energia.
— Tęskniłem za nim — powiedział.
— Twoi rodzice za tobą również. Może chodźmy już do mojego samochodu? Pogadamy w czasie drogi.
Yuuri podążył za nauczycielką na zewnątrz lotniska.
— To ty powiesiłaś ten plakat, prawda? — spytał praktycznie pewny odpowiedzi.
— Znasz mnie dość dobrze — Minako roześmiała się. — Musiałam się zajmować tym, aby wszyscy na Hasetsu śledzili twoje zmagania na lodzie.
Na te słowa Katsuki oklapnął jak przekłuty balon.
— No i jaki z tego pożytek? Widzieli tylko moją porażkę.
— Yuuri, przesadzasz. Każdemu się to przytrafia. Nie jesteś jedyny na świecie — powiedziała kobieta.
Chłopak jedynie westchnął. Ciągnął za sobą walizkę, a na ramieniu wisiała mu torba. Nie miał zbyt wielu rzeczy z Detroit wszystko, co najważniejsze miał w domu, by mieć do czego wracać.
— Wiem o tym, ale to takie... trudne? Próbować dalej mimo przeszkód... Nie, to nie dla mnie.
Minako przyjrzała mu się uważnie. Widziała, że czarnowłosy był zmęczony i trochę wycofany, ale mimo to widziała, że się zmienił. Parę lat rozłąki z domem zrobiło z niego innego człowieka. A może — przeszło jej przez myśl — nie tyle lat, ile ostatni rok.
— Ale masz nas. Naprawdę w ciebie wierzymy, mimo twoich wyborów — powiedziała.
— Wiem.
— Chodź w tę stronę, tu zaparkowałam — złapała go za ramię i pociągnęła za sobą na lewo od wejścia do hali głównej. Yuuri nie zdziwił się, że jego dawna nauczycielka ma w sobie tyle siły, by nim pokierować wraz z dodatkowymi kilogramami w postaci bagażu i nie tylko. Ulżyło mu niewiarygodnie, gdy Minako nie zwróciła uwagi na jego dodatkowe kilogramy. Może kurtka ukrywała je lepiej, niż uważał? Gorzej będzie w domu, kiedy zrzuci z siebie wierzchnie ubranie. Wciągnął brzuch tak mocno, jak tylko się dało i zbliżył się do samochodu.
Włożyli jego walizkę i torbę do bagażnika, a sami wsiedli do pojazdu. Podczas jazdy rozmawiali głównie na temat jego ostatniego występu, dobrych i słabych stron choreografii, jaką wymyślił dla niego Celestino.
— Uważam, że się wszystkim za bardzo przejmujesz. Powinieneś czuć to, co tańczysz, a nie skupiać się na technice. Na to masz czas przed występem, ale w jego trakcie... trzeba stać się wolnym — tłumaczyła Minako. Miała lekko rozmarzony głos, Yuuri przypuszczał, że właśnie wspominała swoje występy na deskach teatru, gdy była jeszcze aktywna zawodowo.
— Może lepiej patrz na drogę — doradził. Czuł się nieswojo w blaszanej pułapce, jaką był pojazd. Patrzył za okno we wczesnozimowy krajobraz Kiusiu. Gdzieniegdzie leżały kupki śniegu, nieco już podtopione. Temperatura na tej wyspie nigdy nie spadała do zupełnie zimowych temperatur, na jakie się natknął w Stanach Zjednoczonych.
— Jasne.
— Po prostu porozmawiamy na miejscu, okej? — poprosił chłopak.
— Okej. Wyluzuj, Nie sądziłam, że... Nieważne — przerwała. Spojrzała na drogę i kierowała się ku gorącym źródłom. Słońce zachodziło, barwiąc niebo na mieszankę czerwieni, fioletu i granatu. Yuuri przyglądał się ludziom, których mijali w czasie drogi. Wszyscy się gdzieś śpieszyli. Ich życia toczyły się własnym torem.
Od kiedy to stałeś się taki melancholiczny, Yuuri — pomyślał. Nie jechali zbyt długo. Może jakieś dziesięć minut, gdy przed nimi zaczął majaczyć dach domu Katsukiego. Zrobiło mu się cieplej na sercu na myśl o swoich rodzicach i siostrze. Dzwonił i pisał do nich naprawdę często, ale to nie było to samo co spotkania twarzą w twarz.
Gdy Minako zaparkowała tuż przed budynkiem Yuuri wyciągnął swoje bagaże i razem z nią skierował się ku drzwiom wejściowym. Tuż przy nich widział już postać matki.
— Yuuri! — krzyknęła. — Dobry wieczór, pani Minako.
Chłopak przytulił się do rodzicielki.
— Tęskniłem — powiedział, uśmiechając się. Jego mama nic się nie zmieniła. Jedynie przybyło jej parę zmarszczek, ale niezaprzeczalnie nadal była dla Yuuriego najpiękniejszą kobietą – matką. Nadal niższa od niego i tęższa, chociaż co do tego miał teraz wątpliwości. Od kiedy mu się przytyło, wszystko było możliwe.
— Chodź do środka, zimno jest — oznajmiła kobieta, wpuszczając nowoprzybyłych do domu. Już przy wejściu Yuuri poczuł charakterystyczny zapach potrawki wieprzowej unoszącej się w powietrzu. Zza drzwi do kuchni wychynęła postać taty. Ten uśmiechnął się na widok syna.
— Yuuri, wreszcie nas odwiedzasz.
— Wracam — sprostował chłopak i uściskał również ojca.
— Mieliśmy właśnie jeść, więc chodźcie. Pani również zostaje — oznajmiła stanowczo pani Katsuki w stronę Minako, na co ta jedynie wzruszyła ramionami, ale podziękowała za propozycje. Wiedziała, że nie wygra i nie przeszkadzało jej to. Odkąd zaczęła uczyć Yuuriego stała się dość częstym bywalcem w jego domu.
Zdjęli kurtki oraz buty, a Yuuri z bijącym sercem wręcz szykował się na oskarżycielski ton Minako.
— Wyglądasz jak mama — usłyszał z ust ojca. Zarumienił się lekko i obciągnął koszulę na dół, by ukryć mankamenty swojego wyglądu.
— Ej, co to ma być!? — wbił wzrok w podłogę udając, że nie słyszał pytania nauczycielki — To nie jest sylwetka łyżwiarza, Yuuri!
Minako wyglądała na złą i nieco rozczarowaną.
— Nie martw się synku — zgarnęła go mama i poprowadziła do mat tatami. Yuuri usiadł wraz z resztą rodziny. Przywitał się również z siostrą, która jak zwykle zaczęła się z nim droczyć.
— Lód jeszcze wytrzymuje taki napór? — zażartowała.
— Humor ci się wyostrzył, Mari. Na kim tak trenowałaś? — sparował.
— To tu to tam, wiesz, jak jest — powiedziała, klepiąc go po ramieniu. Yuuri jedynie przewrócił oczyma. Spojrzał na stolik, na którym leżały talerze.
— Myśleliśmy, że przyjedziesz jutro. Zaskoczyłeś nas tym telefonem — powiedziała mama. Minako w tym czasie pomogła jej przynieść z kuchni kolację.
— Nic mnie nie trzymało i stęskniłem się za wami — wytłumaczył czarnowłosy.
— Aww... Jesteś uroczy braciszku — ścisnęła go siostra.
Miło spędzili ten wieczór. Minako podczas spożywania posiłku nie spuszczała z niego oczu i pilnowała każdego kęsa, który Yuuri zrobił. Zupełnie jakby miało to go powstrzymać przed jedzeniem. Był głodny, prawda? Miał prawo się najeść. Powrotem do dawnej formy mógł się zająć jutro, pojutrze... w środę...
Rozmawiali o jego choreografii, wynikach, jednak atmosfera całego zgromadzenia była ciepła i luźna mimo dość smutnych tematów. Po wspólnym ucztowaniu pożegnali się z nauczycielką baletu. Yuuri chciał pomóc mamie w zmywaniu po posiłku, jednak wyręczyła go Mari i kazała mu iść spać, ponieważ wyglądał jak cień samego siebie.
Było w tym sporo prawdy. Już wcześniej czuł się zmęczony, a po kolacji pogłębiło się to jeszcze bardziej, ale przede wszystkim postanowił jeszcze przywitać się z Vicchanem.
Mały ołtarzyk, który przygotowali jego rodzice spowodował pieczenie w kącikach oczu Yuuriego. Nie sądził, że aż tak bardzo zareaguje na całą tę sytuację. Mimo wszystko jego pudel był dla niego kimś ważnym. Po tym, jak się przywitał, postanowił pójść do pokoju. Widział jeszcze krzątającą się w kuchni mamę i cichy głos ojca, który rozmawiał o czymś z Mari.
Jego rzeczy leżały na korytarzu, tak jak je zostawił, gdy mama zaciągnęła go do salonu, więc wtaszczył je do swojego pokoju.
Otworzył drzwi i zalała go fala uczuć. Na początku bezpieczeństwo, bo znał w tym pomieszczeniu każdy kąt i zakamarek. Nic nie mogło go tu zaskoczyć. Nic się nie zmieniło. Mama podczas kolacji mówiła, że nic nie ruszała od jego wyjazdu, ale nie spodziewał się, że oprócz zmienionej pościeli zastanie wszystko takim, jakim było pięć lat wcześniej.
Gdziekolwiek by nie spojrzał, wszędzie natykał się na plakaty przedstawiające jego idola: Victora Nikiforova. Jego blond włosy i charakterystyczny uśmieszek widoczne były na każdym metrze kwadratowym ścian.
— To było trochę psychiczne — powiedział sam do siebie, nieco zażenowany swoim dawnym zachowaniem. Podszedł do największego plakatu, jaki posiadał. Przedstawiał on Nikiforova jeszcze jako nastolatka w fazie swojego buntu. Długie włosy sprawiały, że wyglądał dość dziewczęco i z łatwością można go było uznać za przedstawiciela płci pięknej.
Yuuri przesunął dłonią wzdłuż plakatu. Coś ścisnęło go w klatce piersiowej. Głęboko westchnął i odczepił po kolei każdy z rogów od tapety.
Zrolował kawałek papieru i położył go na biurku.
— Jutro zdejmę resztę — postanowił w myślach. Wypakował część swoich rzeczy i powkładał je do szafy, odkładając parę ubrań do prania.
Machinalnie wykonywał wszystkie czynności. Po szybkim prysznicu, który wziął, by zmyć z siebie brudy podróży, przebrał się w piżamę i położył się do łóżka.
Mimo zmęczenia nie potrafił jednak zasnąć. Tak dawno nie spał w swoim łóżku, że stało się dla niego obce, mimo znanego zapachu i poczucia spokoju. Czuł się, jakby przestał tam pasować.

niedziela, 20 listopada 2016

Strach

Strach

Ta gula w gardle jest nieznośna. Trwa przez tak długi czas. Nie możesz oddychać. Jeść. Pić. Jedyne, co możesz, to zastanawiasz się, kiedy zniknie. Kiedy strach odejdzie. Modlisz się, obiecujesz cokolwiek, byleby tylko dało to nadzieję, że wszystko się skończy. Przez niego czujesz się jak dziecko.

Przecież nie chciałeś go. Nie prosiłeś się o niego. I co z tego? On jest intruzem. Nie pyta o pozwolenie. Cichcem wchodzi w twoje życie z butami i nigdy nie wyjdzie. Będzie się czaić do jego końca.

Przyczajony pod łóżkiem, w tym nigdy nieoglądanym kącie pokoju. Na strychu lub w piwnicy. W szkole. Może i nawet w domu, gdzie pozornie wydaje się nieobecny. Nie martw się. Ujawni się. Pokaże swoje zęby i zanim się obejrzysz i już będzie po tobie.

Będą chwile, kiedy pomyślisz, że lepiej być nie może, że jesteś ponad nim. Marzenia o wolności przed strachem stały się realne. Tak naprawdę to jedynie sen. Piękny sen, z którego się wybudzisz, bo nic nie trwa wiecznie. Nic, oprócz niego. On był na samym początku i będzie na jego końcu. Jesteś jedynie jego nieliczną ofiarą spośród miliardów pozostałych istnień.

Będzie lepiej, obiecuję. Przyzwyczaisz się do niego, tak samo, jak ci, którzy są dookoła ciebie.

sobota, 29 października 2016

Próba

Fandom: Yuri!!! on Ice
Paring: Victuuri
Ostrzeżenia i uwagi: brak

Próba
Pierwszy jest Toeloop. Mogę go wykonać z zamkniętymi oczami. Czuję chłód zimnego powietrza na policzkach. Szczypie. Dźwięk ostrzy łyżw drażni moje uszy. Spinam mięśnie, przechodząc do kolejnego ruchu. Wiruję po lodzie, nie skupiając się na niczym szczególnym. Czuję się wolny. Tutaj chodzi tylko o to. O wolność, która wypełnia płuca razem z charakterystycznym zapachem lodu.
Jest ona zawarta w piruetach oraz przejściach. Sprawia, że czujesz się żywy.
Nie odkryłbym tego. Na pewno nie samodzielnie. Potrzebowałem jakiegoś bodźca. Znalazłem go tak samo, jak tysiące początkujących, ale mój był wyjątkowy.
Mogę go dotknąć. Poczuć jego bicie serca, tuż pod palcami. Mogę poczuć smak i zapach. Ujrzeć go naprzeciwko mnie z charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.
Patrzy na mnie. Doszukuje się błędów w poczwórnym Salchowie. Daje mi pewność, że może się udać. Że tym razem nie zawiodę siebie i innych. Że wygram. Wystarczy, że uwierzę.
— Brawo — powiedziałeś. Uniosłeś jeden kącik ust tak jak zwykle podczas mojego treningu.
Wbiłem łyżwy w lód, by się zatrzymać.
— Ćwiczyłem — powiedziałem. Podjeżdżam, aby być bliżej ciebie. Te parę metrów to wbrew pozorom naprawdę duży dystans. Nadal lubisz się ze mną droczyć. Grać na uczuciach. Kiedyś powiedziałeś, że lubisz, kiedy jestem zażenowany.

— Widzę — dotykasz grzbietu mojej dłoni. To starczy. Zawsze.

wtorek, 11 października 2016

Informacja

Blog zostaje zawieszony do odwołania

niedziela, 4 września 2016

Problem

Sto lat, sto lat~ wyje Atramentowa na cały Poznań. Wszystkiego najlepszego Jordbaer! Zdrowia, szczęścia, powodzenia w miłości, dużo gejozy, weny, setek czytelników i obyś doczekała się 3 sezonu Haikyuu. Może nie jest to twoje OTP, ale lubisz ten paring tak samo jak ja, więc mam nadzieję, że spodoba ci się to w całości, a nie tylko, jak do tej pory w cząstkach. Ściskam ciebie mocno i cieplutko i trzymam kciuki za to, abyś nie miała więcej problemów.
Nie przedłużając, zapraszam wszystkich do czytania.
I jakby ktoś chciał posłuchać tego, co ja słuchałam gdy pisałam to coś, to proszę :D
[klik] i [klik] i [klik]
Tytuł: Problem - bo z nim najlepiej się przespać.
Fandom: Haiykuu
Pairing: KuroKen
Gatunek: yaoi, fluff
Ostrzeżenia: lemon – więc dowodzik, ale co tam :p
Kanon: eee, istnieje w jakiejś ilości
To był deszczowy dzień. Ciężkie chmury wisiały nad Tokio i pozbywały się z siebie balastu, jakim były krople wody. Jeden z nielicznych dni, gdy nie mieli treningu i los podarował im praktycznie cały czas dla siebie. Każdy spędzał go na własną rękę. Niektórzy nadal trenowali, inni uczyli się lub odrabiali wakacyjne zadania, a trzecia grupa po prostu robiła to, na co normalnie nie miała czasu.
Kuroo zaliczał się do pierwszej grupy. Po prostu nosiła go energia, którą musiał jakoś rozładować, a najlepiej było to robić właśnie podczas treningów. Zyskiwał coś w zamian, a jednocześnie tracił to, co było niepotrzebne. Oczywiście były takie dni, gdy musiał obejść się ze smakiem i znaleźć inne wyjście.
Tak było właśnie wtedy. Zrezygnowany patrząc na okno, już wiedział, że raczej nie zrobi tak, jak zwykle. Nie dość, że było tak cholernie ciemno mimo wczesnej pory dnia, to nie miał nikogo do towarzystwa. Kenma raczej jak zwykle korzystając z okazji, gra na PSP.
Westchnąwszy nieco teatralnie, po rozciągnięciu zesztywniałych, po zbyt długim siedzeniu w jednym miejscu, mięśni, przebrał się w lekkie ciuchy, ponieważ mimo paskudnej pogody było parno, zdecydował, że jak zwykle w takiej sytuacji odwiedzić swojego przyjaciela. Nie kłopotał się z zabraniem parasolki. Mieszkali zbyt blisko siebie, więc nawet gdyby deszcz niespodziewanie go zaskoczył (dzięki wszystkim bogom na świecie na razie przestało padać – Tetsurou był bardzo wdzięczny, że postanowił przez całe dwadzieścia minut być mniej upierdliwym dla ludzkości), to nie byłoby to dla niego zbyt wielkim problemem.
Zamknął drzwi od domu i pewnym krokiem ruszył przed siebie. Nawet nie wysłał sms-a do Kozume, gdyż wiedział, że dla niego drzwi z pewnością będą otwarte.
Nie mylił się.
Gdy wszedł do domu Kenmy powitała go cisza. W salonie nie było żywej duszy, tak samo, jak w kuchni i każdym innym pokoju na parterze, więc poszedł na piętro do pokoju przyjaciela.
– Hej, Kenma – powiedział radośnie, wchodząc do pokoju.
Blond włosy rozgrywający Nekomy siedział po turecku na łóżku i tak jak wcześniej myślał Kuroo, grał na PSP. Niechętnie oderwał wzrok od rozgrywki i przywitał się, mrucząc słowa powitania pod nosem.
– Cześć.
– W co grasz? – spytał, rozwalając się tuż obok niego.
– W Ultimate Ninja Storm Revolution – palce Kozume śmigały po konsoli. Kuroo uniósł brew z zainteresowaniem. Przypatrywał się przez chwilę bitwie między dwoma postaciami, których w ogóle nie rozpoznawał. Po paru minutach stało się to jednak zbyt nudne dla ciemnowłosego.
– Poróbmy coś. W domu nie mam nic do roboty – jęknął Tetsurou. Jego przyjaciel jednak nic sobie z tego nie robił i kontynuował rozgrywkę. Tetsurou przewrócił oczyma. W sumie to się tego spodziewał, ale zawsze pozostawał cień nadziei na inną odpowiedź.
Rozejrzał się dookoła w celu znalezienia jakiejś rozrywki, starając się nic nie mówić, chociaż nawet gdyby śpiewał jakąś durną piosenkę, jego przyjaciel byłby i tak na to głuchy.
Pokój Kozume był dość przestronny i utrzymany w jasnych, ciepłych kolorach. Łóżko – ponieważ Kenma nie przepadał zbytnio za futonami – na którym siedzieli chłopacy, znajdowało się na lewo od wejścia, natomiast dokładnie naprzeciwko niego, po drugiej stronie pokoju, stało biurko usłane zeszytami. Na półkach tuż obok leżały podręczniki, książki oraz gry, których w porównaniu z literaturą było o wiele za dużo (chociaż Kenma miał o tym zupełnie inne zdanie).
Laptop chwilowo nieużywany znajdował się obok łóżka, na stoliku nocnym. Gdzieś w kącie leżała piłka do siatki.
Jednym słowem Kuroo nie znalazł nic interesującego. Westchnął lekko znudzony. Nie był przecież aż tak zdesperowany, by zacząć czytać książkę. Nie miał na to najmniejszej ochoty ani odpowiedniego nastroju.
Nie mając żadnej innej opcji, zajął się tym, co lubił robić zaraz po siatkówce (albo nawet przed nią, ale nigdy nikomu się do tego nie przyznał).
Skierował swój wzrok na Kozume. Oglądanie go tak skupionego na czymś, było fascynującym zjawiskiem. Kuroo oparł swoją głowę o rękę i tak podparty, bezwstydnie oddał się swojemu zajęciu.
Kenma miał takie rozczochrane włosy, zupełnie jakby dopiero co wstał. Może i nawet było to prawdą, gdyż nie był rannym ptaszkiem. Kuroo w głębi ducha zazdrościł mu tych włosów, które w przeciwieństwie do jego dawały się okiełznać. Ręka zadrgała mu, by jeszcze bardziej je potargać, ale powstrzymał się, bo wiedział, co by mu groziło za przeszkadzanie w grze.
Niżej znajdowały się oczy. Piękne, bursztynowe, kocie oczy, otoczone gęstą, ciemną zasłoną w postaci rzęs, których nie jedna dziewczyna by zazdrościła. Podążały za postaciami, poruszającymi się po ekranie PSP. Zmrużone i tak bardzo skupione na swoim zajęciu powodowały zmarszczkę na czole. Kuroo jak zwykle, gdy widział przyjaciela w takim stanie, zastanawiał się, czy Kenma byłby zdolny, aby przerzucić taką uwagę na inny obiekt.
Potem zjechał wzrokiem na nos. Długi, zadarty ku górze z rozszerzonymi nozdrzami przy wdychaniu powietrza, gdy coś nie szło po jego myśli. Niżej usta. Te usta, które właśnie teraz były lekko rozchylone i zaczerwienione od przygryzania z nerwów. Zdaniem Tetsurou wyglądały niezwykle zachęcająco, wprost stworzone do ...
Tetsurou głośnio przełknął ślinę. Jego myśli zdecydowanie nie szły w tym kierunku, co powinny, ale nie potrafił się powstrzymać. Czasami po prostu musiał tak patrzeć na swojego przyjaciela. Był świadom, że to nie jest do końca normalne... ale był uzależniony. Kozume był jak powietrze.
Bez jedzenia wytrzymasz trzy tygodnie, bez wody może trzy dni, ale bez tlenu? Zaledwie trzy minuty. Słabo prawda?
Kuroo zrobiło się trochę gorąco i nawet przez myśl przeszło mu, by przerwać tę całą sytuację i pójść nalać sobie coś do picia, ale był jak przykuty kajdankami do oparcia łóżka.
Przeklinając siebie, kontynuował wędrówkę. Sunął po nagiej szyi, białej i dość dziewczęcej, pomijając grdykę tym razem nieruchomą. Klatka piersiowa ukryta pod T-shirtem poruszała się nieznacznie, acz regularnie. Nagle serce Kuroo stanęło, ale dopiero po chwili chłopak zorientował się, że nie tylko ono. Widok skrawka nagiej skóry między brzuchem a podbrzuszem, odsłoniętemu za sprawą podwiniętej koszulki, zadziałał na niego elektryzująco. Blady, jednakże już odznaczony nieznacznymi ciemnymi kępkami włosów, prowadzącymi do ...
Chłopak zerwał się jak oparzony. To zdecydowanie nie tak miało być. To nie miało prawa tak na niego działać! Był chłopcem, do diaska. Chłopcy lubili cycki, nie penisy!
– Idę do łazienki – powiedział szybko i wręcz pędem wyleciał z pokoju. Nie chciał, by jego przyjaciel zobaczył przypadkiem wypukłości w spodniach.
Kenma jednak sobie nic z tego nie robił i nawet nie zarejestrował nieobecności przyjaciela, nadal pochylony nad konsolą. Był oderwany od rzeczywistości, więc za oknem mogłyby śmigać kule i bomby, a on nie byłby niczego świadomy.
Kuroo w tym czasie wpadł do łazienki jak szaleniec. Nie kłopotał się nawet zapalaniem światła. Zamknął drzwi i oparł o nie plecami. Wziął parę głębokich oddechów, by się uspokoić. Z lekkim niepokojem spojrzał w dół na swoje dżinsy i jęknął bezgłośnie.
Był podniecony. I to przez zwykłe przyglądanie się Kozume. Nigdy nic na niego tak nie działało. Materiał spodni boleśnie napierał na męskość Kuroo, domagając się uwolnienia. Był tak diabelnie twardy, jak nigdy wcześniej. Szlag by to trafił.
W głowie czarnowłosego myśl goniła jedna za drugą. Przecież nie mógł tak po prostu sobie zwalić w łazience, ba! W domu przyjaciela, gdy ten jest tuż obok. Mógłby zostać przyłapany, nie mówiąc o tym, co zapewne działoby się później. Wstyd, rozczarowanie Kenmy jego zachowaniem, może nawet zerwaniem przyjaźni.
Serce Kuroo zacisnęło się boleśnie. Tak nie mogło być.
Powoli, stary. Pomyśl o czymś obrzydliwym. Pomyśl o tej starszej pani z kiosku.
Zacisnął mocno powieki tak bardzo, że zobaczył gwiazdy przed oczami. Wyobraźnia podsunęła obraz starej ekspedientki, ale to nic nie dało. Uderzył głową o drzwi, dopiero po chwili reflektując się, że nie może zwracać na siebie uwagi. Z ciężkim westchnieniem rozpiął zamek od spodni, opuszczając je wraz z bokserkami.
Chłodne powietrze wypełniające łazienkę owiało jego penisa. Zadrżał i oparł się plecami o ścianę, tuż obok drzwi. Ujął członka jedną dłonią. Zimno zastąpiło ciepło własnego ciała. Przyjemne mrowienie przebiegło po jego podbrzuszu. Poruszył delikatnie dłonią po całej długości. Jęknął cicho. Dźwięk ten rozległ się po wykafelkowanym pomieszczeniu.
To miał być szybki orgazm. Musiał się pozbyć tego niewygodnego, oh, jakże twardego powodu. Wyobraźnia podsuwała mu swoje zwyczajowe sceny, do których się masturbował. Modelki pozujące do magazynów, które potajemnie kupował albo kradł ojcu, tym razem nie odgrywały swojej roli. Sięgnął więc pamięcią do wspomnienia, gdy po raz pierwszy przypadkiem zobaczył pewną nagą kobietę na plaży, gdy pojechał na wakacje nad morze, ale i to mu w niczym nie pomogło.
Penis pulsował w rytmie uderzeń serca, Krew przepływała przez niego, jeszcze bardziej go powiększając.
A gdyby to tak... – pomyślał Kuroo. Naraz w jego wyobraźni ukształtowały się wizje o Kenmie... O jego wiecznie czerwonych ustach. Jak by się czuł, gdyby to właśnie one objęły jego męskość? Czy byłoby to tak dobre, jak sobie teraz wyobrażał? Wręcz poczuł wyimaginowany język ślizgający się i drażniący erekcję. Odrzucił głowę do tyłu, jak tylko pozwalała mu na to ściana. Na jego czole pojawiły się kropelki potu.
– Och – jęknął bezgłośnie. To było to, czego potrzebował. Jego przyjaciel. Tak... doskonały. Perfekcyjny w swojej dziewczęcej aparycji. Jego ruchy wzmogły się. Stały się szybsze i pewniejsze. Biodra wypychały się do przodu jakby naprzeciwko wyobrażonemu kochankowi. Oddech Kuroo stał się płytszy i coraz szybszy. Odchylił głowę w bok i wcisnął usta w zagłębienie między ramieniem a szyją, by stłumić odgłosy, jakie z siebie wydawał.
Każdy jego ruch zdawał się po stokroć intensywniejszy. Palcem wskazującym potarł wrażliwą główkę penisa, rozprowadzając po nim pierwsze sączące się zaczątki spermy.
Cały rozpalony był zażenowany reakcjami swojego młodego ciała, tak szybko zbliżającego się do upragnionego końca.
Kenma był cierpliwy. Tylko tak mógł siebie nazwać po tym, jak piętnaście razy podchodził do przejścia ostatnich etapów gry. Dzisiejszego dnia nie miał na nic specjalnego ochoty, więc tak jak zwykle zaczął grać na PSP. Nowa gra tak go wciągnęła, że nie zjadł śniadania i mimo tego, że prawie dochodziło południe
– A gdzie jest Kuroo? – rzucił w przestrzeń, kiedy przeszedł ostatni poziom. Rozejrzał się po swoim pokoju. Po jego przyjacielu nie pozostał żaden ślad. Zmarszczył brwi, by przypomnieć, co się działo. Pamiętał, że grał, a Kuroo coś do niego gadał, by później sobie odpuścić. Wtedy mógł się skupić na rozgrywce, za co był wdzięczny przyjacielowi. Później nie pamiętał już niczego.
– Hmm – zastanawiał się. Włosy opadły mu na oczy, więc odgarnął je za uszy. Zaburczało mu w brzuchu. – Jeść – tylko o tym był teraz w stanie myśleć.
Wyszedł z pokoju z zamiarem udania się do kuchni, ale przechodząc koło łazienki, zatopiony we własnych myślach, odruchowo postanowił się wysikać.
Zapalił światło i już chwytał klamkę, by przyciągnąć do siebie drzwi. Jedną nogą już przekraczał próg, gdy usłyszał po swojej lewej najpierw głuche jęknięcie wraz ze swoim imieniem, a następnie soczyste przekleństwo.
Kenma przyciągnął drzwi do siebie. Odgłosy dochodziły do niego właśnie zza nich. To, co ukazało się jego oczom, wyryło się w jego pamięci już na zawsze.
Tetsurou. Na wpół rozebrany. Z ekstatycznym wyrazem twarzy i ręką zaciśniętą na swoim penisie, z którego sączyła się sperma.
Oddech uwiązł mu w gdzieś w płucach i za nic w świecie nie mógł się wydostać, spowodowany szokiem. Przez chwilę istniał on, Kuroo oraz chłód łazienki.
– Kenma – usłyszał ponownie swoje imię z ust Kuroo. Stanął jak sparaliżowany. Momentalnie zaschnęło mu w ustach, więc nerwowo przełknął ślinę, świadomy każdej upływającej sekundy pełnej milczenia i swoistego napięcia. Nagle jakby coś kliknęło reset w mózgu blondyna. Powoli jedną nogą po drugiej wycofywał się z łazienki.
W oczach Tetsurou zabłysło przerażenie. Chciał złapać Kenmę, ale z opuszczonymi spodniami okazało się to niemożliwe. Nogi zaplątały się w materiał, więc siłą rzeczy, zamiast złapać Kozume, obalił się na niego.
Blondyn leżał na ziemi sztywny jak kłoda. Wiszący nad nim Kuroo wcale nie polepszał sytuacji. Pół nagi, na dodatek tą gorszą połówką. Patrzyli na siebie przez parę sekund, które zdawały się wiecznością.
– Kenma – zaczął ponownie Kuroo. Nie kłopotał się ze wstawaniem. Oparł dłonie po obu stronach głowy blondyna.
– Nic nie mów – powiedział Kozume.
– Kiedy ja chcę...
– Nic. Nie. Mów – głos rozgrywającego Nekomy był przepełniony irytacją, zdenerwowaniem, zażenowaniem i innymi słowami, które akurat w tej chwili uciekły mu z głowy. W myślach jedynie błąkała mu się myśl, że to wygląda jak scena z jakiejś gry eroge dla gei. – Wstawaj, durniu.
Czarnowłosy w milczeniu podniósł się, podciągnął spodnie, cały zaczerwieniony. Jego wzrok był wbity w podłogę okrytą panelami.
– Jak posprzątasz po sobie, to przyjdź do mojego pokoju – powiedział Kenma i obrócił się na pięcie, by zejść na dół. Dopiero tam pozwolił sobie na okazanie swoich emocji. Usiadł na jednym z krzeseł znajdujących się przy stole i schował twarz w dłoniach. Nie musiał patrzeć w lustro, by wiedzieć, że policzki pokryły się czerwienią. Wziął drżący oddech, aby się uspokoić.
Normalnie od razu by zapomniał o tym, co się stało, ale cóż... To nie było normalne. Musiał w spokoju przemyśleć to, co się wydarzyło. Ciszę w mieszkaniu rozpraszało jedynie ciche stukanie deszczu o szybę i szuranie Kuroo na piętrze.
No tak kazałem mu posprzątać – pomyślał chłopak. Nalał sobie wody z dzbanka i zaniósł szklankę na górę do pokoju. Sączył powoli płyn, by się ochłodzić. Kiedy przechodził obok łazienki, nie odważył się spojrzeć w jej kierunku. Parł przed siebie do swoich czterech ścian. Dopiero gdy wszedł do pokoju, poczuł względny spokój. Obecność ukochanego PSP miała na niego kojący wpływ. Wziął go do ręki i od razu uszło z niego trochę napięcia. Włączył jeszcze raz ostatni poziom, by poprawić wynik. Tak. Gra był znacznie prostsza niż rzeczywistość. Mógł nie myśleć o tym, co zaszło przed chwilą. Mógł zapomnieć. Dlatego też, kiedy Kuroo wszedł do pokoju, w ogóle nie był świadomy tego, co się wokół niego działo.
Tetsurou rozejrzał się po pokoju trochę bez powodu. Od razu rzucił mu się w oczy Kenma siedzący tak, jakby nic się nie stało. Kuroo miał przez chwilę taką nadzieję, że może tak będzie. Zapomną o tym, co w sumie byłoby prawdopodobne. Umysł Kenmy wypierał pewne elementy rzeczywistości z zadziwiającą prędkością. Odkaszlnął, by zwrócić na siebie uwagę, ale to nic nie wskórało.
Przeszło mu chwilę przez myśl, by po prostu wyjść stąd bez konfrontacji, ale uznał to za zbytnio tchórzowskie, nawet jak na niego. Usiadł przy krześle, stojącym obok biurka. Miał przynajmniej czas do namysłu.
Głupio wyszło z tą całą sytuacją – pomyślał chłopak. Nie było to zbyt odkrywcze, nawet jak na niego. – Ale to w sumie nawet dobrze. Przynajmniej nie muszę się kryć...
No dobrze, może i podobał mu się blondyn. Ciężko było to przyznać przed sobą nawet w myślach. W końcu stwierdzenie tego stało się taką ostatecznością. Teraz mógł tylko iść dalej, a nie robić krok w tył, mimo całego swego zażenowania, bo chociaż inni mogli sądzić, że jest taki pewny siebie, to on wcale taki nie był.
Zdecydowanie tracił swój animusz, gdy coś szło nie po jego myśli, a przyłapanie go na masturbacji decydowanie się do tego zaliczało.
Kuroo przesunął dłonią po biurku, powodując pisk, ale nawet i to nie zwróciło na niego uwagi Kenmy. Pozostało mu jedynie czekać, aż ten skończy grać, jednak tym razem starał się na niego nie patrzeć.
Po mniej więcej kilkunastu minutach usłyszał jak Kenma ziewa. Zerknął na niego, by zobaczyć, że odkłada na bok PSP. Przetarł oczy i spojrzał prosto na niego.
– O, jesteś – powiedział – Szczerze, to sądziłem, że już ciebie tutaj nie ma.
– Emm, liczyłeś na to? – spytał Kuroo, trochę żartując, dla rozluźnienia atmosfery, jaka się wokół nich zagęściła.
Chłopak zamilknął.
– Nie, w sumie to nie.
– Słuchaj, ja... – zaczęli jednocześnie, by również w tym samym czasie urwać. Kuroo zaśmiał się krótko, by zacząć:
– Może ty pierwszy?
– … – Kozume zamrugał, odchrząknął, po czym wymamrotał. – Zapomnij o tym.
Serce Kuroo zatrzymało się na chwilę, by zaraz szybko uderzyć. No cóż... Myślał, że to będzie najlepsza opcja dla nich obydwu, ale teraz, gdy usłyszał te słowa, zaczęło mu się to wydawać złym pomysłem. Mieli przejść nad tym do codzienności? Wtedy i tak nic nie będzie takie samo. Nie... – pomyślał Kuroo. – To nie może się tak skończyć. Wstał z krzesła, by... W sumie nie wiedział, co chciał zrobić. Cokolwiek. Tak więc jako człowiek, który przeżył w swoim życiu już parę upadków, zrobił to, co potrafił najlepiej. Oczywiście przez pomyłkę, jak później solennie przyrzekał.
Zrobiwszy krok do przodu, potknął się o krawędź dywanu i rękoma zahaczył o kołdrę, na której leżało urządzenie niedawno używane przez blondyna. PSP spadało na dół. Kuroo od razu zerwał się na nogi, zupełnie jakby za sprawą kubła zimnej wody.
Kenma już schylał się, by złapać PSP, ale ubiegły go dłonie Kuroo. Ich palce zetknęły się ze sobą. Oczy czarnowłosego zabłysły w ten dziwny sposób, tak charakterystyczny dla niego. Objął dłoń rozgrywającego, który patrzył na niego, usiłując zachować pozory obojętności, podczas gdy wewnątrz niego walczyły dwa głosy. Jeden upierał się, by wycofać się, póki ma jeszcze czas, a drugi chciał ulec.
Tetsurou wyjął PSP z ręki i odłożył delikatnie na półkę, znając doskonale blondyna, który jasno i wyraźnie dawał znać, że jeżeli coś stanie się temu cudowi techniki ludzkiej, to popełni morderstwo. Jego wzrok skierował się na usta niższego chłopaka. Tak jak wcześniej, gdy go obserwował podczas gry, znowu miał je zaczerwienione. Może jego spojrzenie zadawało nieme pytanie – sam nie wiedział – ale rozgrywający kiwnął lekko głową w geście przyzwolenia.
Kuroo znalazł się jeszcze bliżej przyjaciela. Przyłożył dłoń do policzka przyjaciela, by delikatnie ją unieść. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym, co robi. Po prostu przylgnął ustami do warg Kozume.
Tak jak się spodziewał, było to zbyt piorunujące doświadczenie, którego potem, kilka godzin później po całym zdarzeniu, nie umiał opisać słowami, jakie istnieją w jakimkolwiek języku stworzonym przez człowieka. Było perfekcyjnie. Usta miały delikatną fakturę, były ciepłe, miękkie, wprost stworzone do pocałunków. Szczególnie tych powolnych i słodkich. Jedną dłonią przesuwał palcem wskazującym po niewidocznym zarysie szczęki. Niższy chłopak nieśmiało rozchylił wargi, jedną dłoń kładąc na torsie kapitana Nekomy. Pod palcami czuł jak szybko bije serce Tetsurou.
– Kenma – szepnął Kuroo, odrywając się na chwilę od chłopaka. Ten otworzył oczy, spojrzał na niego spod tego wachlarza rzęs. Widok ten spowodował dziwny ucisk w klatce piersiowej czarnowłosego. Było czymś niesamowitym widzieć Kozume w takiej chwili, gdy maska wszechobecnej obojętności chociaż trochę opadła. Objął blondyna i przyciągnął jeszcze bliżej do siebie, a ten założył niepewnie jedną rękę na szyję Tetsurou. Ten odwrócił głowę lekko w prawą stronę, by ucałować odkryty kawałek skóry. Może był to niewinny gest, ale czarnowłosy usłyszał, jak z ust rozgrywającego wydostało się ciche sapnięcie.
Kuroo wycofał się trochę, kierując się w stronę łóżka, jednocześnie posyłając Kenmie pytające spojrzenie. Ten jedynie przylgnął do niego, przez co obydwoje stracili równowagę i upadli na miękki materac, który ugiął się pod ich ciężarem.
– Kenma, ty kocie – powiedział rozbawiony Kuroo, patrząc na chłopaka z dozą czułości.
– Cicho bądź – zbeształ go blondyn. Oparł się na ciele czarnowłosego, a jako że był niższy i lżejszy, nie sprawiło to kapitanowi Nekomy zbyt wielkiego kłopotu i bólu. Położył dłonie na jego plecach i przyciągnął go do siebie, a sam podciągnął się i oparł o zagłówek. Tak było wygodniej, gdy Kenma siedział na jego udach. Wygodniej i przyjemniej – dopowiedział w myślach Tetsurou.
– Wiesz, jak możesz zamknąć mi usta – zażartował.
Kenma spojrzał na niego zza zmrużonych powiek, po czym uniósł jedną brew.
– Nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi.
– Doprawdy? – zamruczał Kuroo. Mając dłonie nadal na plecach blondyna, objął go tak, by ich usta się zetknęły. Ten pocałunek był odmienny od poprzedniego. Ocierali się o siebie wargami, kąsając i skubając. Kozume, chociaż na co dzień dość wycofany ze społeczeństwa, wiecznie, w coś grający, zachował się tak, jakby go coś trzasnęło. I to mocno.
Obie ręce zarzucił za szyję przyjaciela i zaczął obdarzać go gorącymi pocałunkami. Tetsurou mocno zaskoczony z radością je odwzajemniał. Ciepło ciała Kenmy tuż obok jego było czymś wspaniałym w tak okropny dzień, który z każdą mijającą chwilą stawał się coraz lepszy.
Po pewnym czasie Kuroo nie potrafił się opanować. Jego ręce zawędrowały pod koszulkę blondyna. Swoimi długimi palcami kreślił kółka, na jasnej skórze Kenmy. Ten oderwał swoje usta od jego i schował twarz w zagięciu szyi partnera, by stłumić jęki, który wyrwał mu się z piersi. Dźwięk ten spowodował niemałą rewelację dla Kuroo. Zupełnie jakby ten ton uderzył prosto w jego serce, które zdecydowało się skierować całą krew na południe jego ciała. Dokładnie w jedno miejsce, które było drażnione przez ocieranie się ud obu chłopaków. Nie, żeby to było dziwne, oczywiście, że nie. Jednak to, że ulżył sobie może półgodziny temu, a teraz znowu miał problem z erekcją, było nieco zawstydzające.
Chłopie, ogarnij się – pomyślał Kuroo.
– Kenma – powiedział cicho, by nie zakłócić ciszy dookoła nich, co było do niego niepodobne. Po prostu czuł, że nie powinien tego psuć. To było zbyt... zbyt piękne i nierzeczywiste, zupełnie jak sen, z którego można zostać wyrwanym w każdej sekundzie.
– Hmm? – mruknął chłopak.
– Mam problem.
– Wiem, czuję to, jakbyś się nie zorientował.
Kuroo miał ochotę strzelić sobie epickiego facepalma, gdyby nie to, że w tym przypadku musiałby oderwał dłonie od ciała Kenmy. Westchnął cicho, gdy blondyn przeniósł ciężar swojego ciała na drugi bok, przesuwając biodrami po jego odpowiedniczkach. Wyrwał je gwałtownie do przodu, zrzucając z nich prawie chłopaka.
– Z – zrób to jeszcze raz – powiedział. Kozume przechylił głowę w bok, zupełnie jakby kalkulował w myślach korzyści z tego, co miałby zrobić dla przyjaciela.
– Nie chcę – postanowił i zsunął się z czarnowłosego. Ten wydał z siebie gniewne parsknięcie i złapał go za rękę, nie pozwalając odejść. Przyciągnął go do siebie i przydusił do materaca, a sam znalazł się nad nim, dokładnie w takiej samej pozycji jak przed łazienką.
– Pocałowałeś mnie. Wybrałeś mnie. Teraz tak łatwo się z tego nie wywiniesz... kotku – przeciągnął ostatnie słowo Tetsurou. Drugi chłopak spojrzał na niego tymi swoimi bursztynowymi ślepiami.
– Jesteś niewyżyty, wiesz o tym?
– Ty też się o tym dowiesz – zripostował Kuroo. Pocałował go ponownie prosto w usta, ssąc dolną wargę. Językiem musnął lekko usta. Kenma uchylił je, zapraszając go do środka. Tetsurou z zapamiętaniem badał każdy zakątek wnętrza blondyna. Jedną ręką przeczesywał włosy, masując delikatnie skórę głowy.
Kapitan Nekomy przycisnął swoje biodra do krocza drugiego chłopaka. Ustami zjechał na szyję, całując krtań i grdykę. Językiem wytaczał wilgotną ścieżkę, którą pieścił powiewem swojego oddechu. Kenmą wstrząsały dreszcze rozkoszy. Kuroo podniósł się lekko, by wsunąć dłonie za koszulkę chłopaka i zdjąć ją. Kenma bezwolnie dał się rozebrać. Jego zarumienione policzki były jednoznacznym dowodem na to, że to, co się działo, silnie na niego działało. Kiedy Tetsurou odrzucił na podłogę T-shirt, jego oczom ukazała się naga klatka piersiowa Kenmy. Blada, nieopalona, w porównaniu do jego własnej, której jedynymi barwnymi elementami były czerwono-brązowe sutki. Do buzi ciemnowłosego napłynęła ślina. Czuł się jak wilk na uczcie ze świeżych owieczek. Takich małych, smacznych kąsków. Sam miał przed sobą jednego. Palcem wskazującym oraz kciukiem objął prawy sutek. Potarł go, a następnie, aby złagodzić ból, liznął go językiem.
– Ach – usłyszał. Tym zachęcony, drugą dłonią zaczął zajmować się lewą brodawką. Kenma zarzucił mu obie nogi na biodra i złączył je na kostkach. Wypychał swoje biodra ku czarnowłosemu. Ich erekcje ocierały się o siebie wzajemnie, jednak było to zbyt przytłumione doznanie, dlatego też Kuroo, jako osobnik w gorącej wodzie kąpany, oderwał się od swojej dotychczasowej czynności i szybkim ruchem zaczął ściągać spodnie rozgrywającego, a następnie znajdującą się pod nimi bieliznę. Wszystko to wylądowało tuż obok koszulki.
Kozume, teraz już całkowicie nagi leżał z bezwładnie rozłożonymi kończynami. Patrzył jedynie z wyzwaniem prosto w oczy Tetsurou, które wręcz siłą musiał powstrzymywać, by nie kierowały się do Tego miejsca. Blondyn lekko podciągnął nogi,
Ręce drugiego licealisty rozsunęły je. Przejechał dłońmi po całej ich długości od kolan, aż do ud. Zatrzymał się tam na chwilę, by podrażnić się trochę z chłopakiem, jednak i tak przed jego oczami majaczył członek Kozume, w całej swojej krasie. Zaczerwieniony, na wpół twardy od pieszczot. Tak podobny do jego własnego, a jednocześnie inny.
– Kuroo, przestań – powiedział Kenma. Spojrzał na niego oczami pełnymi pragnienia spełnienia.
– Mam przestać? – droczył się. Przesunął palcami wzdłuż pachwin.
– Dokończ – wyszeptał blondyn. Kuroo podniósł kącik warg w imitacji uśmiechu. Obie dłonie położył na udach. Kciukami wytaczał na nich małe kółka, coraz bardziej zbliżając się do jego penisa. Ten coraz bardziej twardniał. Kiedy Tetsurou stwierdził, że dostatecznie pograł na emocjach licealisty, zdjął swoje spodnie, gdyż coraz bardziej go uwierały w kroku. Kiedy już się z nimi uporał, to samo zrobił z koszulką i bokserkami.
Obu nagich chłopców patrzyło na siebie tak, jakby nigdy siebie nie widzieli, co w sumie było prawdą. Raczej nigdy nie ujrzeli siebie w takich wydaniach. Obydwaj chłopcy wstrzymali oddech. Pierwszy odezwał się ciemnowłosy.
– Czy...? – nie zdążył dokończyć, gdyż Kenma powstrzymał go kiwnięciem głowy. Jedyne co zrobił, to wyciągnął dłoń w stronę stolika, a dokładniej do ostatniej szuflady. Nawet nie patrząc w jej kierunku, wyciągnął z niej małe pudełeczko. – Wazelina? Kenma... – zaczął. – Tego się też nie spodziewałem.
– Kosmetyczna. Na zimę usta mi pękają – wytłumaczył się Kozume.
– Uhm – kapitan Nekomy połaskotał niższego chłopaka po brzuchu. – Jak dziewczyna.
– Nie denerwuj mnie.
– Ach, tak? – Kuroo sięgnął jedną dłonią po członka Kenmy. Czubkiem palca wskazującego musnął jego jasnoczerwoną główkę, co spowodowało wyrwanie się westchnięcia zza ust drugiego chłopaka. Pochylił ku niej głowę. Niepewnie zbliżył do niej usta. Wyciągnął język i liznął po całej długości, by później zachłannie schować go w swoich ustach. Językiem przesuwał wzdłuż żył, doprowadzających krew, drażnił je. Dłońmi dotykał tężejące jądra blondyna, badając ich ciężar.
Posapywanie i jęki Kenmy były przyjemnym tłem muzycznym dla Kuroo. Wsłuchiwał się w nie, szukając drobnych zmian, które mówiły, że jest mu dobrze. Chłopak spijał sączącą się z penisa spermę. Była gorzka i kwaśna zarazem, ale dało się do niej przyzwyczaić.
Tysiące strzał przyjemności przeszywało ciało Kozume. Korzystając z chwilowego rozproszenia, niezauważenie wsunął jeden palec umorusany wazeliną we wnętrze chłopaka, a ten zacisnął się wokół intruza.
– Kur... – zaczął rozgrywający, odsuwając się lekko. Wysunął się z ust ciemnowłosego.
– Cii – powiedział drugi chłopak. – Pozwól mi – poprosił. Spojrzał prosto w oczy Kozume. Szkliste przeciwko pełnym pożądania. Patrząc tak na niego, ponownie włożył palec. Znowu napotkał opór. – Rozluźnij się.
– Łatwo ci mówić. To nie ty masz coś w dupie – odparował blondyn w chwili przytomności umysłu, a pozbawiony jej jeszcze raz, gdy Kuroo wrócił do pieszczenia jego erekcji i przedostania się do jego dziurki.
– Wyluzuj.
Tym razem Kenma postarał się wziąć jego słowa do serca i kapitan Nekomy gładko wsunął palec. Przesunął nim wokół mięśni i ściankach odbytu, powodując przykurczenie nóg Kozume. Dołączył kolejny, przerywając pieszczoty na penisie drugiego chłopaka, by ten tak szybko nie mógł dojść. Ten wydawał z siebie rozkoszne dźwięki, przez które Kuroo stawał się jeszcze bardziej twardy.
– Aaa – jęknął przeciągle Kenma, gdy uczucie wypełnienia zdominowało go całkowicie. Powolne wsuwanie i wysuwanie było tak dobre, ale brakowało mu czegoś większego. Spojrzał zza półprzymkniętych powiek na chłopaka, łapiąc go ręką pod brodą i przesuwając opuszką po wargach. Ten wysunął różowy język, by musnąć ją.
Kuroo pochylił się ku niemu, aby go pocałować. Blond włosy chłopak poczuł w swoich ustach smak własnego nasienia.
– Poczekaj – przerwał Tetsurou. Przechylił się na drugą stronę łóżka, dokładnie tak gdzie upuścił swoje spodnie. Z kieszeni dżinsów wyciągnął paczkę kondomów.
– Mam wiedzieć, dlaczego miałeś przy sobie prezerwatywę? – Kenma uniósł brew na znak zaciekawienia.
– Niekoniecznie. – odpowiedział, rozpakowując jednego i zakładając na swojego penisa. Dumnie sterczący na baczność, czerwony do granic możliwości chciał zatopić się w ciele. – Jesteś pewien? W końcu...
– Na to chyba już trochę za późno – odparł sarkastycznie Kozume, jednak oblizał zaczerwienione usta. Rozszerzył bardziej nogi, by ułatwić chłopakowi wejście. Tetsurou zbliżył swojego penisa do dziurki i powolnym ruchem przedarł się przez pierścień mięśni. Kenma syknął z bólu i zacisnął się wokół intruza.
– Cii – powiedział spokojnie Kuroo. Położył swoją ciepłą dłoń na policzku chłopaka, ścierając łzę toczącą się po policzku. – Robię co w mojej mocy, by być delikatny.
Blondyn spojrzał na niego z ufnością i złapał go za rękę.
– Okej.
Kuroo niepewnie zaczął minimalnie poruszać biodrami, by nie wyrządzić żadnych szkód, ale było to dość trudne. Wnętrze Kenmy było takie gorące i ciasne. Wręcz stworzone do pieprzenia – pomyślał Kuroo. Jeszcze gdzieś tam na obrzeżach świadomości błąkała mu się myśl, że to chyba ten moment, w którym Kozume przestał być jego przyjacielem, a stał się kim więcej.
Przyśpieszył swoje ruchy. Pot spływał mu między łopatkami, a nastroszone włosy miał mokre tuż przy karku. Kenmie widocznie pierwszy ból już przeszedł, ponieważ z ochotą zaczął się w jego stronę wypychać. Jego włosy rozproszone na zmiętolonej pościeli, czerwona twarz i rozchylone, wilgotne usta dodatkowo podkręcały Tetsurou.
Po całym pokoju roznosiły się ich ciężkie oddechy, mieszane z pojękiwaniem oraz charakterystycznym odgłosem cichego skrzypienia materaca pod ciężarem ich ciał. Dźwięk obijających się ciał był niezwykle erotyczny. Rytmiczne ruchy frykcyjne i cudowne uczucie tarcia doprowadzały Kuroo do szaleństwa. Chciał tego samego dla Kozume, więc postarał się jeszcze głębiej go penetrować. Ustawił się pod kątem, by trafić w prostatę. Widok Kenmy łapczywie biorącego oddech tuż po tym, jak wygiął się w łuk, powiedział mu, że widocznie trafił do celu. Wystarczyło jedynie jeszcze parę ruchów, by blondyn doszedł, brudząc swoją spermą brzuch swój, jak i również Tetsurou. Dokładnie parę sekund po nim pod wpływem zaciskających się mięśni na penisie czarnowłosego, doszedł i on sam. Z głową wygiętą do tyłu i okrzykiem na ustach. Żyjąc jeszcze tą chwilą spełnienia, wykonał parę ruchów wewnątrz Kenmy, by potem wyjść i osunąć się po prawej stronie blondyna.
Kenma z zagiętymi rękami w pięście, poruszał bezgłośnie ustami. Brudny, spocony, zaczerwieniony. Istniało wiele przymiotników opisujących jego chwilowy stan, jednak żaden nie oddawał go w pełni.
Starali się uspokoić swoje oddechy. Kuroo złapał za rękę Kenmę. Trwali tak przez dość długi czas, dopóki nie zmorzył ich sen.
Po przebudzeniu, Kuroo nie za bardzo wiedział, gdzie się znajduje. Nie musiał nawet otwierać oczu, by to stwierdzić. Poduszka, na której leżała jego głowa, wcale nie pachniała tak jak jego własna. Drugą rzeczą było ciepłe ciało leżące tuż przy jego ciele. Otworzył oczy i od razu wszystko mu się przypomniało. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, były ciemne odrosty. Jedną ręką, która leżała na plecach blondyna, odgarnał mu grzywkę z twarzy.
Kenma był rozluźniony. Oddychał głęboko, nadal śpiąc. Sen wymazał z niego wszelkie napięcie.
Uroczy – pomyślał Tetsurou. Pocałował delikatnie kącik jego ust. Ręka z powrotem znalazła się plecach Kozume, by go objąć. Uśmiechnął się w duchu. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Czuł się tak szczęśliwy, jak nigdy w życiu. Przybliżył się jeszcze bardziej do drugiego chłopaka. Prawą nogę włożył między nogi Kenmy – był to odruch bezwarunkowy. Mieli jeszcze sporo czasu.
Po wspólnym prysznicu, posprzątaniu pokoju i wyrzuceniu wszystkich dowodów, które świadczyły o tym, że uprawiali seks, chłopcy w przyjemnej atmosferze zagrali w grę na Playstation. Nie było między nimi żadnego napięcia, a i zachowywali się tak samo, jak zwykle. Kenma tak samo obojętny na świat, pomijając grę i Kuroo mający ADHD. Mimo wszystko Tetsurou zachował sobie w pamięci widok Kozume, który jednak potrafił zrzucić z siebie tę maskę obojętności.
Po dłuższej rozgrywce, która trwała ponad trzy godziny, nadszedł czas na pożegnanie. Dopiero wtedy zaczęło wisieć między nimi napięcie.
Chłopcy stanęli naprzeciwko siebie. Kuroo jako ten wyższy doskonale widział czubek głowy Kozume. Niższy zadarł głowę do góry, by móc spojrzeć Tetsurou prosto w oczy. To była magiczna chwila.
Kuroo powoli uniósł dłoń i położył ją na bladym policzku blondyna, kciukiem muskając kącik wargi. Zza lekko uchylonych ust wydostał się krótki wydech powietrza. Można było zauważyć gołym okiem gęsią skórkę, która pojawiła się na szyi Kenmy.
Tetsurou pochylił się, by pocałować odsłonięty fragment, tuż obok tętnicy szyjnej. Czuł pod swoimi wargami szybsze tętno. Dłonie ulokował na biodrach niższego chłopaka, ale po chwili zaczęły wędrować po jego plecach, by ostatecznie go objąć. Kenma przylgnął do niego niczym druga skóra. Nie dałoby się wetknąć między nich szpilki. Tkwili tak przez dłuższą chwilę, starając się trochę uspokoić.
– Muszę już iść – powiedział cicho Kuroo.
Blondyn mruknął coś w materiał koszulki Tetsurou, czego ten nie zrozumiał.
– Kozume... Powtórz.
– Nie idź – poprosił. – Pograj ze mną.
Czarnowłosy jedynie westchnął teatralnie i odsunął się o parę centymetrów.
– Jutro też jest dzień – znowu ucałował usta swojego przyjaciela... A teraz to już raczej chłopaka – poprawił siebie w myślach Kuroo.
Niższy chłopak odprowadził drugiego do drzwi. Na dworze nadal padało.
– Chcesz parasolkę? – zaproponował.
– Nie, dzięki. Przecież nie jest, aż tak tragicznie. – Kuroo spojrzał prosto w oczy Kenmy – No to do jutra.
Policzki blondyna oblały się szkarłatem.
– Pa – powiedział miękko. Stanął w przejściu, by odprowadzić wzrokiem kapitana Nekomy. Ten musnął palcami jego dłoń na pożegnanie.


Obserwatorzy