Ten blog nie zostanie usunięty, ale nic już nie będzie na nim dodawane.
Twory z piekielnych odmętów fandomów wszelakich
poniedziałek, 23 stycznia 2017
Informacja
Ten blog zostaje oficjalnie uznany za zawieszony. Moje ostatnie posty przenoszę na ten blog i jeżeli ktoś będzie zainteresowany tym co piszę, zapraszam.
Ten blog nie zostanie usunięty, ale nic już nie będzie na nim dodawane.
Ten blog nie zostanie usunięty, ale nic już nie będzie na nim dodawane.
piątek, 20 stycznia 2017
Na dnie naszych dusz - 2
2.
W stronę światła,
Biegnij, póki sił starcza,
Nie poddawaj się.
Następnego dnia wcale nie chciał wstawać. Było mu zbyt miękko i
ciepło, by marnować energię na poruszenie jakimkolwiek kawałkiem
ciała. Owinął się kołdrą w kokon i udawał, że wcale się nie
obudził. Może znowu zaśnie?
Niestety nic z tego nie wyszło, ponieważ usłyszał ciche pukanie
do drzwi.
— Yuuri, żyjesz?
— Nie żyję — wymamrotał. Uchylił jedno oko i zobaczył, jak
jego mama wchodzi do pokoju.
— Yuuri, wstawaj. Wiem, że chciałbyś odpocząć, ale lepiej
tobie będzie, gdy zaczniesz coś robić. Znam ciebie. Im więcej
masz czasu, tym bardziej myślisz o sprawach, które ciebie dołują.
— Już dobrze — jęknął pod nosem.
Pani Katsuki przyjrzała się uważnie synowi. Pogłaskała go po
czole z czułością.
— Mamo, mam dwadzieścia trzy lata — zauważył.
— Ale będziesz dla mnie dzieckiem do mojej śmierci —
powiedziała poważnym tonem. — Ale dość tego dobrego, na serio
powinieneś wstać.
Yuuri ziewnął i przeciągnął się tak, że strzyknęło mu w
łokciu.
— Daj mi trochę czasu, a zejdę na dół — obiecał.
Matka czarnowłosego pokiwała głową.
— Jasne.
Gdy kobieta wyszła z pokoju, młody łyżwiarz cały rozleniwiony
wygrzebał nogi z kołdry. Po wykonaniu całej porannej toalety ubrał
się i był gotowy zejść na śniadanie. Zauważył tylko swoją
mamę, która jadła ryż z natto*. Jako jedyna w rodzinie lubiła
ten przysmak.
— Jesteś już — zauważyła. Siedziała przy stoliczku, więc
Yuuri dołączył do niej. Zobaczył miseczkę ryżu przygotowaną
specjalnie dla niego i stojący obok półmisek z dodatkami do niego.
W zależności kto miał, na co ochotę, dobierał według własnego
gustu.
— Tata i Mari już wyszli? — spytał, chociaż i tak znał
odpowiedź. Już, zanim wyjechał do Detroit, ta dwójka śpieszyła
się do recepcji gorących źródeł, by zająć się nielicznymi
klientami.
— Tak, może z pół godziny temu — odpowiedziała. Przez chwilę
obydwoje milczeli. Yuuri rozejrzał się po salonie. Niewiele się
zmieniło od jego wyjazdu. Pokój był tak samo przytulny i swojski.
— A tak w ogóle, to jak tam u was? Wczoraj to mnie o wszystko
wypytywałaś.
Mama spojrzała na niego uważnie. Brązowe, krótkie włosy miała
jak zwykle rozpuszczone, więc wydawała się młodsza, niż w
rzeczywistości była. Nagle jakby słowa jej syna dodały jej paru
lat, a na twarzy ukazało się zmęczenie. Dopiero w tej chwili Yuuri
uzmysłowił sobie, że jego mama nie będzie wiecznie silna i
zdrowa.
— Wiesz, jak jest — zaczęła. — Jest mało klientów poza
sezonem, ale jakoś dajemy sobie radę. Tata daje — podkreśliła.
— Jakby co, to ja wam …
— Yuuri, może nie znam się na łyżwiarstwie zbyt dobrze, ale to
źle, że nic z nim nie robisz. To ciebie uszczęśliwiało. Nie
powinieneś znajdywać sobie nowego zajęcia, kiedy to ci starcza.
I tak było naprawdę. Dla Hiroko Katsuki najważniejszą rzeczą na
świecie były jej dzieci. Może nie było jej stać na dużo rzeczy,
ale zawsze starała się dać z siebie sto procent, jeżeli chodziło
o coś, co brakowało jej pociechom.
Czarnowłosy zamilknął. Nie wiedział, co powiedzieć. Dokończyli
posiłek i pomógł swojej rodzicielce zanieść naczynia do kuchni,
po czym ją przytulił.
— Dziękuję — powiedział, mocno ściskając. Trwali tak przez
dłuższą chwilę, dopóki mama nie wygoniła go z pomieszczenia, by
zająć się czymś innym niż zamartwianiem.
Wrócił do swojego pokoju. Teraz gdy już wypoczął po przyjeździe,
spojrzał na wszystko z nowej perspektywy. Puste miejsce na ścianie
było nieco przygnębiające, podczas gdy cała reszta tapety była
poobklejana różnymi zdjęciami i plakatami ukazującymi Nikiforova
w różnych stadiach kariery. Zdecydowanie podszedł do łóżka.
Stanął na nim i zaczął ściągać po kolei plakaty. Miał ich tak
dużo, że zdejmowanie zdjęć z jednej ściany zajęło mu aż
dwadzieścia minut, a wszędzie gdzie tylko spojrzał był tylko
Victor, Victor, Victor.
Powtarzał swoje ruchy, nie myśląc nad tym, co robi. Chciał po
prostu mieć to za sobą. Dopiero gdy zostały mu do oderwania dwa
arkusze, zawahał się. Były pierwszymi, które zdobył. Na dobrą
sprawę nie pamiętał już nawet, ile miał wtedy lat. Zupełnie
jakby jego życie dzieliło się na dwa etapy. Przed Victorem i Po
Victorze.
Z bólem serca Yuuri odkleił obydwa i odłożył na biurko, w
przeciwieństwie do pozostałych plakatów, które już wylądowały
w worku na śmieci. Musiał coś sobie zostawić na pamiątkę, bo
nawet paląc za sobą mosty, zostawia się linę. Położył się na
chwilę na łóżku.
Pokój wydawał się teraz większy, ale również pusty, bardziej
obcy. Czarnowłosy westchnął głośno, a dźwięk ten rozniósł
się po całym pomieszczeniu.
Okularnik patrzył na sufit. Oczyma wyobraźni widział siebie na
lodzie sprzed kilku lat, kiedy jeszcze nie zajmował się
łyżwiarstwem zawodowo. Dziecięce podchody do czegoś, co koniec
końców stało się sensem jego życia. Strasznie tęsknił za
tymczasem, gdy porażka nie oznaczała tak gigantycznego bólu.
Postarał się, aby cały bałagan zniknął, który spowodował, o
ironio sprzątając. Gdy skończył swoją pracę, postanowił zejść
na dół do źródeł. Rodzice byli jednak już zajęci. Parę osób
jadło jakieś dania, których Yuuri nie rozpoznawał, podejrzewał,
że były to nowe dania z karty. Tuż przed telewizorem rozpoznał
postać jego byłej nauczycielki. Minako siedziała przy stoliku i
piła sake z wysokiej szklanki. Butelka stała tuż obok niej, a ona
sama nieco już szklistymi oczyma pożerała wzorkiem łyżwiarzy,
którzy występowali na Mistrzostwach Świata.
Coś ścisnęło Katsukiego w żołądku. Gdyby Victor żył, na
pewno wziąłby w nich udział, tańcząc swój najnowszy układ. Z
pewnością by wygrał — pomyślał Yuuri. Przyjrzał się
uczestnikom biorącym udział w zawodach. Rozpoznawał niektórych z
nich. Chrisa Giacomettiego i Jeana – Jacquesa Leroya znał z serii
zawodów Grand Prix, w których brał udział.
Porażony pewno myślą złapał w locie kurtkę wraz z torbą. Nie
musiał nikomu mówić, gdzie idzie. Wystarczyło jedno spojrzenie
jego matki, by ta wiedziała, że idzie na lodowisko.
W końcu tak dawno na nim nie był i tak strasznie mu go brakowało.
Kiedy z daleka rozpoznał lodowisko, na którym spędzał większość
swojego czasu jako dziecko, zrobiło mu się cieplej na sercu.
Przyśpieszył kroku, by szybciej się znaleźć we wnętrzu.
Kiedy tylko uchylił drzwi, zdumiała go cisza, panująca w środku.
Zapamiętał to miejsce zupełnie inaczej. Pełne śmiechu, jęku
bólu podczas pierwszego, jak i kolejnego upadku. Tym razem jednak
tego wszystkiego zabrakło. Przeszedł parę kroków, gdy usłyszał
głos kobiety stojącej za kontuarem. Była odwrócona do niego
plecami, ale wyraźnie usłyszał jej głos.
— Przepraszam, ale dzisiaj …
— Yuuko? — zapytał Katsuki.
Szatynka raptownie się odwróciła i oczy rozszerzyły jej się, gdy
zobaczyła, kto przed nią stoi.
— Yuuri! — krzyknęła. Przebiegła przez kontuar, by wyściskać
starego przyjaciela. Chłopak lekko zdezorientowany odwzajemnił
uścisk. Pamiętał Yuuko właśnie z lodowiska. Obydwoje razem z ich
przyjacielem Takeshim jeździli razem na lodzie. Pamiętał nawet, że
to ona powiedziała mu o Victorze Nikiforovie, jak razem śledzili
jego dokonania i kopiowali układy. Tak, to były dobre czasy.
— Prawie ciebie nie poznałam — powiedziała, odrywając się od
niego. Uśmiechnięta od ucha do ucha, nie mogła uwierzyć w to, co
się dzieje. — I mów do mnie Yu-chan! — poprawiła go.
Yuuri nieco zażenowany jej zachowaniem, spąsowiał.
— Tak, wiem. Przytyło mi się.
— Nie to — roześmiała się. — Wydoroślałeś.
— A ty ... Ty nadal wyglądasz tak samo — przyznał czarnowłosy
i miał rację. Yuuko była niższa od niego, miała te same brązowe,
wieczne błyszczące z podekscytowania oczy i uśmiech, który
potrafił poprawić każdemu humor.
— Dzięki. Nie wiedziałam, że wracasz do Hasetsu.
— Tak wyszło. Stęskniłem się za rodzicami i za domem. Nie
wiedziałem, że teraz to ty się zajmujesz lodowiskiem. Od kiedy?
Przyjaciółka z dzieciństwa przyjrzała mu się uważnie. Minęło
sporo czasu, odkąd ze sobą rozmawiali, ale nadal po tylu latach
potrafiła odgadnąć, że coś jest na rzeczy. Nie skomentowała
również szybkiej zmiany tematu.
— Od niedawna razem z Takeshim.
— Witaj Yuuri. — Usłyszał niski baryton za plecami. Odwrócił
się i zobaczył wysokiego, napakowanego faceta, który podszedł do
Yuuko i objął ją w talii. Było w nim coś znajomego jednak
nieuchwytnego.
— Nishigori?
— We własnej osobie.
Czarnowłosy uśmiechnął się. Nie spodziewał się czegoś
takiego. Nigdy nie sądził, aby ta para mogła być ze sobą razem.
Obydwoje znacznie się od siebie różnili. Yuuko była bardziej
żywiołowa, a Takeshi opanowany i ironiczny, podczas gdy dziewczyna
była duszą, nie człowiekiem.
Widać los lubił płatać figle.
— Nie poznałem ciebie — przyznał okularnik. — Kurczę,
zdecydowanie pięć lat to zbyt długi czasu.
— Trzeba to jakoś nadrobić — powiedział Nishigori.
— Przyszedłeś pojeździć, tak? Dla ciebie zawsze będą tu drzwi
otwarte — wtrąciła Yuuko.
Katsuki zarumienił się. To był taki miły gest, powiedzieć mu, że
będzie zawsze mile widziany.
— Dziękuję. A gdzie trojaczki? — spytał, pamiętając trzy
małe dziewczynki sprzed jego wyjazdu z Hasetsu. Były jeszcze
malutkie, a teraz miały już sześć lat.
— Są gdzieś tutaj. Pewnie oglądają filmiki z mistrzostw. To ich
ulubione zajęcie — uśmiechnęła się Yuuko. — Idź śmiało,
najwyżej się gdzieś na nie natkniesz. Przygotuj się na masę
pytań, są twoimi fankami.
Okularnik doskonale znał rozkład wszystkich pomieszczeń. Jako małe
dziecko często bawił się po budynku, nie tylko jeżdżąc po samym
lodzie.
Zanim wszedł na lód, włożył łyżwy i upewnił się, że ciasno
je zawiązał. Może i zdecydował, że nie będzie już
profesjonalnie jeździł, ale nie chciał się nabawić kontuzji.
Pierwsze chwile na lodzie zawsze były trudne, nawet dla zawodowca.
Utrzymanie równowagi na śliskiej powierzchni, przyzwyczajenie się
do niej na nowo było czymś magicznym. Wkraczałeś do nowego
świata, mniej przyziemnego.
Yuuri sunął po lodzie, jakby unosił się w powietrzu. Jego nogi
bezwiednie powtarzały standardowe ruchy, których się uczył.
Wirował, pogrążony w swoich myślach, nie wiedząc, kiedy
przeszedł na coś, co doskonale znał.
Tysiąc razy oglądał nagrania z zawodów, do których starszy od
niego Rosjanin tańczył do Stay Close To Me. Każdy ruch znał na
pamięć, że jego ciało działało instynktownie.
Każdy krok był wyzwaniem, które potrafił rzucić tylko Nikiforov.
Czarnowłosy stanął tyłem na lodzie. Prawą łyżwę wbił w
podłoże i wybił się w powietrze, okręcając się cztery razy,
zgrabnie lądując na zewnętrznej krawędzi, uginając lekko nogę w
kolanie.
Gdyby on żył, właśnie teraz, w tej chwili wykonywałby ten układ
na Mistrzostwach — pomyślał Yuuri. Cały układ miał tylko
cztery poczwórne skoki, większość w drugiej połowie. Wszystkie
były na wysokim poziomie, jednak kopiowanie ich sprawiało, że
stawały się łatwiejsze.
Wykonał sekwencję kroków, płynnie przechodząc do poczwórnego
flipa, tak charakterystycznego dla Victora, tym razem po wewnętrznej
krawędzi płozy. Ślizgał się po lodzie, by przystąpić do
następnego elementu choreografii – piruetów.
Najpierw waga. Skup się — pomyślał Katsuki. Zastanawiał się, o
kim myślał Rosjanin, gdy wykonywał ten układ. Kogo chciał mieć
tak blisko siebie?
Odrzucił ręce w bok i wygiął lewą nogę do tyłu, kierując
prawą dłoń powoli do przodu, jakby chciał kogoś uchwycić.
Powstrzymać przed odejściem. Następna sekwencja ruchów była
jedynie preludium do wyskoku i prowadzącego do niego piruetu
siadanego. Uniósł ręce w górę, powoli jadąc w lewą stronę.
Odwrócił się tyłem na wewnętrzną krawędź lewej nogi i
zamachnął prawą, jego ciało rozpędziło się. Dla kogoś, kto by
go oglądał, stałby się rozmazaną plamą wykonującą poczwórnego
Salchowa.
Skupił się na gestykulacji rękoma. Wszystkie emocje skupiły się
właśnie w tych częściach ciała. Cały żal, tęsknotę i smutek
przelał właśnie w ten układ. Czy potrafił wreszcie znaleźć
sposób na poradzenie sobie z całym tym bałaganem, jaki spadł mu
na głowę?
Łyżwiarstwo było tym, co kochał, ale sprawiło mu tyle bólu. Czy
to możliwe, że to, co kochamy najbardziej, potrafi zranić
najmocniej? Ponownie wybił się na prawej nodze, by wykonać
potrójnego lutza, a zaraz po nim potrójnego flipa.
Tańczył, aż zachciało mu się płakać. Płakać z bezsilności i
straty, kogoś, kogo tak naprawdę nie miał okazji dobrze poznać, a
zawsze tego pragnął.
Na sam koniec została mu tylko kombinacja poczwórnego i potrójnego
toe loopa. Obraz wirował mu przed oczyma, więc zamknął je,
wyobrażając sobie, że jest gdzieś indziej. W miejscu, gdzie
wszystko było takie, jak należy, gdzie nikt nie umierał, kraina
skuta lodem. Jego Arkadia, jego raj.
Zwieńczeniem tego wszystkiego była kombinacja piruetów. Coś, co
było najpiękniejsze, najtrudniejsze i najbardziej liczone w
punktacji, oprócz samych skoków.
Zgiął się do piruetu siadanego, a potem przeszedł w stany.
Zimne kropelki potu spłynęły w dół, wzdłuż kręgosłupa. W
płucach mu paliło tak, że wziął krótki, raptowny wdech. Klatka
piersiowa ledwo się uniosła. Ruchy stały się bardziej dynamiczne.
Koniec zwykle taki bywał. Zbyt szybki, by go zapamiętać. Zbyt
gwałtowny, by cokolwiek poczuć.
Wyskoczył po raz ostatni w powietrze, a ostrza łyżw uderzyły o
siebie z głośnym zgrzytem. Po wylądowaniu obie nogi wbił w
ziemię.
Koniec — pomyślał Yuuri. Nagle poczuł się zmęczony, jednak
ponad tym wyraźnie rysowało się zadowolenie. Odwrócił się i
zobaczył swoją przyjaciółkę.
— Yuuri! — krzyknęła Yuuko. Wyraz jej twarzy wyrażał
zaskoczenie i podekscytowanie. — Myślałam, że już nie będziesz
jeździł!
— Też tak myślałem — przyznał się chłopak, zażenowany
nieco tym, że został przyłapany na gorącym uczynku.
— Tak się cieszę. Wyszło ci idealnie.
Chłopak podjechał do niej i oparł się o barierkę.
— Dzięki.
— W pewnym momencie wyglądałeś tak blado, że się bałam, że
zemdlejesz — powiedziała Nishigori zatroskanym tonem.
— Nie powinnaś się tak zamartwiać.
— Dokładnie mamo — nagle tuż obok Yuuko pojawiły się trzy
małe dziewczynki. Wyskoczyły znienacka tak, że Katsuki lekko się
przestraszył. — Yuuri!
Młoda matka spojrzała na swoje córki z widoczną naganą.
Poczochrała każdej z nich czuprynę i wskazując każdą po kolei,
przedstawiła je łyżwiarzowi.
— Axel, Loop i Lutz. Dokładnie w tej kolejności — zaznaczyła.
— Te małe ciągle próbują się zamieniać, ale nigdy im to nie
wychodzi. Jak już mówiłam to twoje fanki.
Dziewczynki były bardzo podobne do swojego ojca. Jedyne co miały
wspólnego z ich matką to kolor włosów. Ładny, brązowy
podkreślał duże oczy odziedziczone po tacie.
— Oglądałyśmy twój występ, wróciłeś do jazdy? — spytała
Lutz. W dłoniach trzymała mały notes i zatknięty za okładkę
długopis.
— Nadal nie masz dziewczyny? — dopytała się Axel. W
przeciwieństwie do swojej siostry trzymała w ręce jakiś
ustrojstwo, którego Yuuri nie potrafił rozpoznać.
Bo Yu – chan nie kupiła by smartfona sześciolatce, prawda? —
pomyślał czarnowłosy.
Zaśmiał się jedynie, gdy usłyszał pytanie dziewczynki.
Trzecia stojąca w środku wypaliła tylko jedno zdanie, które
zażenowało Katsukiego.
— Przytyłeś.
Policzki Yuuriego zaróżowiły się w zdradziecki sposób.
Dlaczego dzieci są takie szczere? — pomyślał.
— Dziewczynki... — zaczęła Yuuko.
— Daj spokój, to prawda — przyznał łyżwiarz. — Przydałoby
się zrzucić parę kilo, ale ta potrawka mamy...
— Zbyt dobra, żeby z niej zrezygnować — potwierdziła z
uśmiechem Yuuko. Dziewczynki zaczęły się kotłować wokół jej
nóg, a następnie wybiegły z lodowiska w tylko sobie znanym
kierunku.
— One tak zawsze? — spytał Katsuki. Wszedł na beton i zdjął
powoli łyżwy. Nieco zmęczony poruszył palcami u stóp, by pozbyć
się niemiłego odczucia odrętwienia, które pojawiało się po zbyt
długiej jeździe.
— Tylko wtedy, gdy mają coś ważnego... Nie wiem, o co im chodzi
tym razem — wzruszyła ramionami. — Są jak żywe srebro.
— Ty też taka byłaś — zauważył chłopak. Założył na nowo
swoje zwykłe buty, dokładnie je sznurując. — Wszędzie było cię
pełno.
— Ma rację — potwierdził Takeshi, który stanął w drzwiach
prowadzących na lodowisko. Podszedł do żony i ścisnął ją w
bok, zmuszając ją do uśmiechu.
— I dobrze. Nie mogą być zgryźliwe w tym wieku, jak ty —
sparowała.
— Ja? Zgryźliwy? Mylisz to z moim uroczym cynizmem, jak go
nazwałaś w czasie nocy... — zaczął Nishigori, jednak przerwała
mu brunetka, kładąc rękę na ustach.
— Cicho!
Yuuri patrzył na to wszystko z uśmiechem, błąkającym się po
ustach. Miło było patrzeć na cudze szczęście, jednak nadal
chciał sam być obiektem czyichś uczuć. To nie było nic dziwnego.
Każdy chce być kochany. Westchnął cicho na samą myśl o tym.
Może nie będzie mu to dane i zostanie psiarzem. To nie byłoby w
końcu takie złe życie — pomyślał. Kochał te stworzenia ponad
życie.
— Może ja nie będę wam przeszkadzał — powiedział w stronę
małżeństwa, które cicho ze sobą rozmawiało.
— Nie, skądże — zaprotestowała kobieta. — Zostań, musimy
wiele rzeczy obgadać.
— Zgadzam się. W dodatku mam butelkę dobrego sake —
zaproponował Takeshi.
Katsuki zaśmiał się lekko, ale odmówił.
— Ja i alkohol to zła mieszanka. Robię się taki sam jak mój
tata, a wiecie, co wyrabia — powiedział, myśląc o dzikich
wybrykach starego Katsukiego. — W dodatku przecież mamy czas.
Raczej nigdzie się już nie wybieram.
Takeshi pokręcił głową w wyrazie politowania.
— Nie mów hop, zanim skoczysz — powiedział poważnym tonem.
Yuuri jedynie przewrócił oczyma, słysząc te słowa.
— Nie przekonacie mnie. Podjąłem decyzję. Jeszcze pomyślę, że
mnie stąd wyganiacie — zażartował.
— Wiesz, że to nie prawda. I nie drocz się ze mną — ostrzegła
Yu – chan — tylko on może to robić. — Wskazała na swojego
męża.
— Okej, okej — czarnowłosy uniósł dłonie w geście poddania.
Wstał i uśmiechnął się szczerze. Założył okulary, które
położył wcześniej na ławce. — Spotkamy się jutro. Dzisiaj już
za dużo zrobiłem.
Yuuko zrozumiała, o co mu chodziło. Nie musiał tego mówić na
głos, by wiedziała, że stara się uporządkować cały bałagan,
który wyniknął z łyżwiarstwa.
— Nie martw się — powiedziała.
Katsuki pożegnał się z rodziną Nishigori, każąc pozdrowić
trojaczki, gdy się znowu pojawią.
Kiedy wrócił do domu, relacja z mistrzostw właśnie się
zakończyła. Zdążył jedynie zobaczyć, kto zajął jakie miejsce
na podium i zaraz potem zaczęły się wiadomości z kraju. Nie był
zaskoczony tym, że to Giacometti zdobył złoto, a zaraz po nim
Otabek Altin uplasował się na drugim miejscu, tylko trochę
wyprzedzając słynnego JJ-a. To była silna trójka, jednakże
wszyscy wiedzieli, że gdyby najlepszy łyżwiarz Rosji nadal żył,
to on stanąłby na samym szczycie podium.
— Yuuri, chcesz coś zjeść? — spytała go mama. Ten przytaknął,
zdjął kurtkę i odłożył torbę z łyżwami. Usiadł tuż przy
rodzicielce, patrząc, jak krząta się po kuchni. Z chęcią by jej
pomógł, ale wiedział, co by się stało, gdyby to chociażby
zaproponował. Byłoby po prostu źle.
Królestwem Hiroko była kuchnia i nikt oprócz niej nie mógł
rościć do niej żadnych praw.
— Jak było? — usłyszał pytanie, które zadała jego matka.
— Jak zwykle — odpowiedział, mimo że nie była to całkowita
prawda. Czuł się znużony i zmęczony. Może niepotrzebnie tak
szybko chciał znowu jeździć. Nawet nie odpoczął, tylko cały
czas coś robił. Zupełnie jakby obudziła się w nim jakaś ciągła
chęć do robienia czegokolwiek, byleby nie spocząć w jednym
miejscu. Mimo całej energii i tak czuł się zmęczony. Ale może
nawet to i dobrze. Zmęczeni ludzie nie śnili, tylko spali. Marzenia
nocne pozostawały poza ich zasięgiem.
— Spotkałeś Nishigorich?
— Tak, zaproponowali, by jutro spędzić razem czas i obgadać
wszystkie tematy — czarnowłosy opowiedział pokrótce, o rozmowie
z dawnymi przyjaciółmi i uzmysłowił sobie, że naprawdę musi się
z nimi spotkać.
— Proszę — kobieta postawiła przed nim gorący katsudon.**
Yuuriemu zaburczało w brzuchu. Zrobił się okropnie głodny po
jeździe.
— Dziękuję — powiedział. Z zapałem zabrał się do jedzenia.
W ciszy zjadł wszystko, co do ostatniego ziarnka ryżu i jeszcze raz
podziękował.
Pani Katsuki pozmywała naczynia, sprzątnęła powierzchownie blaty
w kuchni i usiadła naprzeciwko syna.
— Mam wyrzucić te wszystkie worki? — spytała. Chłopak
przypomniał sobie, że tylko poupychał plakaty w worki do śmieci i
postawił je w kącie pokoju. Milczał. Przecież nie zdejmował ich
bez powodu, ale teraz gdy miał zdecydować się już ostatecznie,
ogarnęły go wątpliwości.
— Na razie zostaw, dobrze? Sam to zrobię — obiecał. Przesuwał
pacem po wzorze wyszytym na makatce. Przywiózł ją z jednej ze
swoich pierwszych zawodów, które odbywały się w Europie. Duże
płatki śniegu wyszyte bladoniebieską nitką, pięknie
kontrastowały ze śnieżną bielą materiału. Ozdoba ta wyglądała
dość dziwnie w tradycyjnym japońskim mieszkaniu, jednak mama
uporczywie obstawała przy tym, aby leżała na wierzchu. Yuuri
pamiętał, że kiedyś spytał się, po co to robi, a ta
odpowiedziała, że dla niej świadczy ona o tym, że jej syn nie boi
się dążyć do swojego wymarzonego celu – wygranej.
— Powinnaś to schować — powiedział i wstał od stolika. Nie
odwracając się, udał się w kierunku swojego pokoju.
— Ale Yuuri... — głos pani Katsuki załamał się przy ostatniej
sylabie jego imienia.
— Przepraszam — szepnął chłopak.
Gdy dotarł do swojej sypialni, zamknął za sobą drzwi, by nie
wpuścić chłodu z korytarza. Tamtego dnia niemiłosiernie ciągnęło
po nogach, więc nie rozstawał się ze swoimi kapciami mimo, że
wolał chodzić w samych skarpetkach, kiedy tylko mógł. Włączył
swój komputer i zalogował się na swoje ulubione strony
społecznościowe, chcąc dowiedzieć się, co się dzieje u jego
znajomych, jak i na samym świecie.
Przeczytał komentarze z mistrzostw, obejrzał zdjęcia i polubił
parę z nich, na których widział znajomą twarz. Niedługo potem
oczy zaczęły go szczypać i postanowił wcześniej iść spać.
Wziął szybki prysznic i przebrał się w swoją piżamę.
Okrył się szczelnie kołdrą i ułożył się na tyle wygodnie, by
spokojnie odpłynąć w krainę snu. Było mu ciepło i wygodnie, ale
przez długi czas nie potrafił zasnąć. Dopiero później, gdy
myśli się uspokoiły, nie zorientował się, kiedy zanurzył się w
sennych marzeniach.
Nie różniły się zbytnio od rzeczywistości. Od dawna śniło mu
się, że jeździ na lodzie, a potem unosi się wysoko, ponad
wszystkich. To były piękne sny, tak bardzo, że czasami czuł się
winny, gdy się budził. Wieczny sen byłby dobrym rozwiązaniem —
stwierdził kiedyś, gdy był młodszy i nie chciało mu się wstawać
do szkoły. Teraz dorósł i czasami wracał do tych słów z pewną
melancholią i pobłażaniem, wobec pewnego rodzaju uroczemu
aspektowi dzieciństwa.
Spał tak niewzruszenie do rana, ponieważ wbrew pozorom ciężko
było go obudzić, ale w pewnym momencie zrobiło mu się
przeraźliwie zimno i poczuł to nawet w sennym marazmie. Przewrócił
się jedynie na drugi bok i jeszcze szczelniej się opatulił.
Kiedy obudził się rano, poczuł się okropnie rozleniwiony. Nie
otworzył od razu oczu, poleżał jeszcze przez chwilę, nabierając
siły, by wstać. Pomyślał jeszcze o swoich planach na ten dzień i
powoli otworzył oczy.
Było jasno, ale jeszcze nie aż tak, by zacząć się zastanawiać,
czy nie jest za późno. Uniósł się na posłaniu i serce zamarło
mu w klatce piersiowej. Wszystko dookoła zamarło.
Widział przed sobą Victora Nikiforova.
Może i nie żywego, ale do cholery jasnej, jakim cudem jego plakat
znowu wisiał na ścianie?
*sfermentowana soja
**ryż, kotlet wieprzowy i jajecznica z warzywami — ale bądźmy
szczerzy — każdy, kto oglądał YoI to wie, co to jest :P
sobota, 24 grudnia 2016
Na dnie naszych dusz - 1
Pairing: Victuuri
Ostrzeżenia: niekanoniczność, zmiana biegu wydarzeń, ooc postaci
Ostrzeżenia: niekanoniczność, zmiana biegu wydarzeń, ooc postaci
1.
Lód pod stopami,
Zwycięstwo
płynie we krwi,
Czyż to
nie piękne?
Rozczarowanie miało gorzki smak. Rozczarowanie samym sobą było
jeszcze gorsze. Kiedy można zwalić winę na osobę drugą, od razu
człowiek czuje się lepiej. Ale nie w tym przypadku. Yuuri mógł
jedynie patrzeć na swoje odbicie z żalem w oczach. Na nic więcej
nie było go stać. Zabarykadowany w łazience ochlapał się wodą,
by ochłonąć. Oparłszy dłonie na umywalce, zrobił głęboki
wdech tak, że zaparowało lustro.
— Ogarnij się — powiedział do siebie.
Sprawdził na telefonie godzinę. Powinien wyjść, bo inaczej trener
znowu powie mu, że się guzdrze. Miał tylko zadzwonić do rodziców,
a siedział tutaj o wiele za długo. Już mógł usłyszeć głos
Celestino, mówiący by się nie spóźniał. Z drugiej strony to i
tak nie było już ważne. Podjął już decyzję. Po tylu
niepowodzeniach tylko masochista zdecydowałby się, aby dalej
ciągnąć całą tę farsę.
Po prostu się wypalił. I to nie tak, że jazda na lodzie nie
sprawiała mu już radości. Co to, to nie. Po prostu otoczony taką
ilością osób, na których mu zależało, bał się zrobić
cokolwiek, co mogłoby ich zawieść. I tak też się stawało,
zupełnie jakby na jego złość.
Japończyk wciąż patrzył na swoje odbicie, gdy do pomieszczenia
wszedł młodszy chłopak. Ciarki przebiegły po kręgosłupie
Katsukiego. Mimo że Yuri Plisetsky był od niego o osiem lat
młodszy, rozsiewał wokół siebie taką aurę, że chyba tylko
osoba bez instynktu zachowawczego miałaby odwagę go zaczepić.
No, ale mimo wszystko zachowaj się jak mężczyzna, Yuuri —
pomyślał.
— Yuuri Katsuki — usłyszał swoje imię z ust chłopca. Spojrzał
na niego, napotykając wyzywający wzrok.
— Tak?
— Wycofaj się, póki masz szansę — powiedział, zniżając swój
głos. Było to dość śmieszne posunięcie i Yuuri wręcz
powstrzymał uśmiech cisnący mu się na usta. Z drugiej strony
pamiętał siebie w tym wieku. W końcu nie było to zupełnie tak
dawno temu.
— Doceniam szczerość, ale ja już podjąłem decyzję.
Plisetsky wygiął usta na kształt uśmiechu.
— Na lodzie może być tylko jeden Yuri. I będę nim ja, mimo że
Nikiforova już nie ma.
— Jak uważasz — odpowiedział Katsuki. — Sądzę, że i tak w
niczym by ci nie pomógł. Umiesz już wszystko, pozostało ci
jedynie zdobyć doświadczenie.
Blondwłosy Rosjanin widocznie czuł się rozczarowany przebiegającą
rozmową. Widocznie wyobrażał ją sobie całkowicie inaczej.
Czarnowłosy również sądził, że gdyby ta konwersacja odbyła się
rok wcześniej, zupełnie inaczej by zareagował, jednakże ten rok
był dla niego dużym wyzwaniem, z którym nie do końca sobie
poradził. Nie mniej jednak zadziałał na niego w taki, a nie inny
sposób.
Nieco zaskoczony obrotem spraw Plisetsky zamrugał oczyma i przyjrzał
się uważnie starszemu łyżwiarzowi.
— Tak sądzisz? Ja... Nie...
Czarnowłosy poprawił okulary zsuwające się mu z nosa.
— Ja to wiem — zadeklarował. — Będziesz miał swoje pięć
minut. Ja z tym skończyłem.
Powiedziawszy to, wyszedł z łazienki, zostawiając za sobą
zamurowanego i poniekąd zadowolonego nastolatka. Bądź co bądź
usłyszał to, co chciał. Dostał zapewnienie, że ma drogę wolną.
♫
Kłócił się właśnie z Cialdinim, gdy jego uwagę zwrócił
plakat wiszący przy wyjściu z budynku. Przedstawiał Victora
Nikiforova, łyżwiarza pochodzącego z Rosji, który zginął tuż
przed Finałami Grand Prix. Wcześniej musiał mu jakoś umknąć.
Był stosunkowo duży. Mógł mieć około półtora metra wysokości.
Przedstawiał on Rosjanina, który został uchwycony podczas jednego
ze swoich charakterystycznych skoków. Pod plakatem położonych było
parę zniczy. Niektóre z osób przechodzących tuż obok niego,
zatrzymywało się specjalnie, by samemu położyć świecę lub
klęknąć. Nieważne kto był jakiego wierzenia. Zbiorowisko fanów
Nikiforova z całego świata robiło naprawdę specyficzne wrażenie.
— Yuuri, słuchasz mnie? — Celestino przyglądał się uważnie
swojemu podopiecznemu. Ten stał zamyślony, patrząc w dal. Starszy
mężczyzna wiedział, o co chodziło. Katsuki mógł wszystkim
mówić, że rezygnuje ze względu na swoje porażki i troskę o
rodziców, ale tak naprawdę to nie o to chodziło. Kiedy cały świat
dowiedział się o wypadku samochodowym, w którym zginął jego
idol, coś się w nim złamało. Mimo że przed innymi udawał, iż
wszystko jest w porządku, tak nie było. Cialdini nie dał sobie
tego wmówić. Na Yuuriego zadziałało to o wiele mocniej, niż by
sobie życzył.
— Yuuri — powtórzył stanowczo, ściągając chłopaka na
ziemię.
— Tak? — czarnowłosy spojrzał na niego. — Przepraszam,
zamyśliłem się.
— Właśnie widzę. Słuchaj — zaczął trener — daj sobie
czas, dobrze? Nie rób niczego pochopnie. Odpocznij, ale nie mów
łyżwiarstwu nie.
Katsuki przechylił głowę na bok i poprawił spadające okulary na
nosie.
— Dzięki — westchnął. Poprawił torbę zwisającą mu na
ramieniu. — I tak muszę odwiedzić rodzinę. Już pięć lat ich
nie widziałem. Nie przekonasz mnie Celestino. Ja już nie będę w
ten sposób jeździł.
Trener pokręcił głową.
— Mam nadzieję, że jeszcze zmienisz zdanie. Masz do mnie numer,
gdyby coś się stało.
Mężczyźni pożegnali się, obiecując sobie, że będą w stałym
kontakcie. Yuuri jeszcze raz obejrzał się po budynku. Jeżeli
pozostanie stały w swej decyzji, to już nigdy więcej miał tu nie
być.
Wchłonął każdy szczegół. Wszystkich ludzi, których kojarzył z
widzenia, ale również i tych, którzy stali się dla niego bliscy w
ciągu całej kariery łyżwiarskiej. Gdzieś dalej widział Yuriego
Plisetsky'go odchodzącego wraz ze swoim trenerem Yakovem, obok niego
Kanadyjczyka, z którym konkurował jeszcze parę godzin wcześniej,
a jeszcze indziej Phichita.
Nagle ścisnęło go coś w piersi. Pewien rodzaj żalu, który rodzi
się wtedy, gdy patrzysz na coś bliskiego i odległego zarazem.
Mając za plecami Cialdiniego oraz resztę łyżwiarzy, pożegnał
się z tą częścią swojego życia.
Po kilku godzinnym locie z radością wyprostował kości.
Zesztywniałe mięśnie domagały się jakiejś rozgrzewki.
— Ugh — jęknął, gdy chciał wygiąć rękę do tylnej kieszeni
spodni. Nawet to sprawiało mu ból. Mimo wszystko cieszył się, że
jego noga wreszcie dotknęła japońskiej ziemi. Tak długo go tu nie
było, że aż zrobiło mu się przykro. Może postąpił zbyt
egoistycznie, wyjeżdżając do Detroit? Może nie powinien zostawiać
rodziców, Vicchana, z którym nawet nie zobaczył się, zanim ten
zdechł? Tego już się nigdy nie dowie.
Przechodził właśnie przez halę główną, gdy w oczy rzuciła mu
się jego własna podobizna.
— Co!?
Zamrugał z niedowierzania. Istniała tylko jedna osoba, która
byłaby zdolna do porozwieszania plakatów z jego osobą na każdym
metrze kwadratowym prefektury Saga.
— Yuuri! — usłyszał krzyk dobiegający zza niego. Odwrócił
się na pięcie i został zmiażdżony w uścisku przez Minako
Okukawę, jego byłą nauczycielkę baletu.
— Dusisz mnie — wystękał. Odsunął się od nauczycielki na
tyle, aby czuć się bezpiecznym.
— Witaj w domu — Minako uśmiechnęła się serdecznie. Katsuki
odwdzięczył się tym samym, czując, jak w jego ciało wstępuje
energia.
— Tęskniłem za nim — powiedział.
— Twoi rodzice za tobą również. Może chodźmy już do mojego
samochodu? Pogadamy w czasie drogi.
Yuuri podążył za nauczycielką na zewnątrz lotniska.
— To ty powiesiłaś ten plakat, prawda? — spytał praktycznie
pewny odpowiedzi.
— Znasz mnie dość dobrze — Minako roześmiała się. —
Musiałam się zajmować tym, aby wszyscy na Hasetsu śledzili twoje
zmagania na lodzie.
Na te słowa Katsuki oklapnął jak przekłuty balon.
— No i jaki z tego pożytek? Widzieli tylko moją porażkę.
— Yuuri, przesadzasz. Każdemu się to przytrafia. Nie jesteś
jedyny na świecie — powiedziała kobieta.
Chłopak jedynie westchnął. Ciągnął za sobą walizkę, a na
ramieniu wisiała mu torba. Nie miał zbyt wielu rzeczy z Detroit
wszystko, co najważniejsze miał w domu, by mieć do czego wracać.
— Wiem o tym, ale to takie... trudne? Próbować dalej mimo
przeszkód... Nie, to nie dla mnie.
Minako przyjrzała mu się uważnie. Widziała, że czarnowłosy był
zmęczony i trochę wycofany, ale mimo to widziała, że się
zmienił. Parę lat rozłąki z domem zrobiło z niego innego
człowieka. A może — przeszło jej przez myśl — nie tyle lat,
ile ostatni rok.
— Ale masz nas. Naprawdę w ciebie wierzymy, mimo twoich wyborów —
powiedziała.
— Wiem.
— Chodź w tę stronę, tu zaparkowałam — złapała go za ramię
i pociągnęła za sobą na lewo od wejścia do hali głównej. Yuuri
nie zdziwił się, że jego dawna nauczycielka ma w sobie tyle siły,
by nim pokierować wraz z dodatkowymi kilogramami w postaci bagażu i
nie tylko. Ulżyło mu niewiarygodnie, gdy Minako nie zwróciła
uwagi na jego dodatkowe kilogramy. Może kurtka ukrywała je lepiej,
niż uważał? Gorzej będzie w domu, kiedy zrzuci z siebie
wierzchnie ubranie. Wciągnął brzuch tak mocno, jak tylko się dało
i zbliżył się do samochodu.
Włożyli jego walizkę i torbę do bagażnika, a sami wsiedli do
pojazdu. Podczas jazdy rozmawiali głównie na temat jego ostatniego
występu, dobrych i słabych stron choreografii, jaką wymyślił dla
niego Celestino.
— Uważam, że się wszystkim za bardzo przejmujesz. Powinieneś
czuć to, co tańczysz, a nie skupiać się na technice. Na to masz
czas przed występem, ale w jego trakcie... trzeba stać się wolnym
— tłumaczyła Minako. Miała lekko rozmarzony głos, Yuuri
przypuszczał, że właśnie wspominała swoje występy na deskach
teatru, gdy była jeszcze aktywna zawodowo.
— Może lepiej patrz na drogę — doradził. Czuł się nieswojo w
blaszanej pułapce, jaką był pojazd. Patrzył za okno we
wczesnozimowy krajobraz Kiusiu. Gdzieniegdzie leżały kupki śniegu,
nieco już podtopione. Temperatura na tej wyspie nigdy nie spadała
do zupełnie zimowych temperatur, na jakie się natknął w Stanach
Zjednoczonych.
— Jasne.
— Po prostu porozmawiamy na miejscu, okej? — poprosił chłopak.
— Okej. Wyluzuj, Nie sądziłam, że... Nieważne — przerwała.
Spojrzała na drogę i kierowała się ku gorącym źródłom. Słońce
zachodziło, barwiąc niebo na mieszankę czerwieni, fioletu i
granatu. Yuuri przyglądał się ludziom, których mijali w czasie
drogi. Wszyscy się gdzieś śpieszyli. Ich życia toczyły się
własnym torem.
Od kiedy to stałeś się taki melancholiczny, Yuuri — pomyślał.
Nie jechali zbyt długo. Może jakieś dziesięć minut, gdy przed
nimi zaczął majaczyć dach domu Katsukiego. Zrobiło mu się
cieplej na sercu na myśl o swoich rodzicach i siostrze. Dzwonił i
pisał do nich naprawdę często, ale to nie było to samo co
spotkania twarzą w twarz.
Gdy Minako zaparkowała tuż przed budynkiem Yuuri wyciągnął swoje
bagaże i razem z nią skierował się ku drzwiom wejściowym. Tuż
przy nich widział już postać matki.
— Yuuri! — krzyknęła. — Dobry wieczór, pani Minako.
Chłopak przytulił się do rodzicielki.
— Tęskniłem — powiedział, uśmiechając się. Jego mama nic
się nie zmieniła. Jedynie przybyło jej parę zmarszczek, ale
niezaprzeczalnie nadal była dla Yuuriego najpiękniejszą kobietą –
matką. Nadal niższa od niego i tęższa, chociaż co do tego miał
teraz wątpliwości. Od kiedy mu się przytyło, wszystko było
możliwe.
— Chodź do środka, zimno jest — oznajmiła kobieta, wpuszczając
nowoprzybyłych do domu. Już przy wejściu Yuuri poczuł
charakterystyczny zapach potrawki wieprzowej unoszącej się w
powietrzu. Zza drzwi do kuchni wychynęła postać taty. Ten
uśmiechnął się na widok syna.
— Yuuri, wreszcie nas odwiedzasz.
— Wracam — sprostował chłopak i uściskał również ojca.
— Mieliśmy właśnie jeść, więc chodźcie. Pani również
zostaje — oznajmiła stanowczo pani Katsuki w stronę Minako, na co
ta jedynie wzruszyła ramionami, ale podziękowała za propozycje.
Wiedziała, że nie wygra i nie przeszkadzało jej to. Odkąd zaczęła
uczyć Yuuriego stała się dość częstym bywalcem w jego domu.
Zdjęli kurtki oraz buty, a Yuuri z bijącym sercem wręcz szykował
się na oskarżycielski ton Minako.
— Wyglądasz jak mama — usłyszał z ust ojca. Zarumienił się
lekko i obciągnął koszulę na dół, by ukryć mankamenty swojego
wyglądu.
— Ej, co to ma być!? — wbił wzrok w podłogę udając, że nie
słyszał pytania nauczycielki — To nie jest sylwetka łyżwiarza,
Yuuri!
Minako wyglądała na złą i nieco rozczarowaną.
— Nie martw się synku — zgarnęła go mama i poprowadziła do
mat tatami. Yuuri usiadł wraz z resztą rodziny. Przywitał się
również z siostrą, która jak zwykle zaczęła się z nim droczyć.
— Lód jeszcze wytrzymuje taki napór? — zażartowała.
— Humor ci się wyostrzył, Mari. Na kim tak trenowałaś? —
sparował.
— To tu to tam, wiesz, jak jest — powiedziała, klepiąc go po
ramieniu. Yuuri jedynie przewrócił oczyma. Spojrzał na stolik, na
którym leżały talerze.
— Myśleliśmy, że przyjedziesz jutro. Zaskoczyłeś nas tym
telefonem — powiedziała mama. Minako w tym czasie pomogła jej
przynieść z kuchni kolację.
— Nic mnie nie trzymało i stęskniłem się za wami —
wytłumaczył czarnowłosy.
— Aww... Jesteś uroczy braciszku — ścisnęła go siostra.
Miło spędzili ten wieczór. Minako podczas spożywania posiłku nie
spuszczała z niego oczu i pilnowała każdego kęsa, który Yuuri
zrobił. Zupełnie jakby miało to go powstrzymać przed jedzeniem.
Był głodny, prawda? Miał prawo się najeść. Powrotem do dawnej
formy mógł się zająć jutro, pojutrze... w środę...
Rozmawiali o jego choreografii, wynikach, jednak atmosfera całego
zgromadzenia była ciepła i luźna mimo dość smutnych tematów. Po
wspólnym ucztowaniu pożegnali się z nauczycielką baletu. Yuuri
chciał pomóc mamie w zmywaniu po posiłku, jednak wyręczyła go
Mari i kazała mu iść spać, ponieważ wyglądał jak cień samego
siebie.
Było w tym sporo prawdy. Już wcześniej czuł się zmęczony, a po
kolacji pogłębiło się to jeszcze bardziej, ale przede wszystkim
postanowił jeszcze przywitać się z Vicchanem.
Mały ołtarzyk, który przygotowali jego rodzice spowodował
pieczenie w kącikach oczu Yuuriego. Nie sądził, że aż tak bardzo
zareaguje na całą tę sytuację. Mimo wszystko jego pudel był dla
niego kimś ważnym. Po tym, jak się przywitał, postanowił pójść
do pokoju. Widział jeszcze krzątającą się w kuchni mamę i cichy
głos ojca, który rozmawiał o czymś z Mari.
Jego rzeczy leżały na korytarzu, tak jak je zostawił, gdy mama
zaciągnęła go do salonu, więc wtaszczył je do swojego pokoju.
Otworzył drzwi i zalała go fala uczuć. Na początku
bezpieczeństwo, bo znał w tym pomieszczeniu każdy kąt i
zakamarek. Nic nie mogło go tu zaskoczyć. Nic się nie zmieniło.
Mama podczas kolacji mówiła, że nic nie ruszała od jego wyjazdu,
ale nie spodziewał się, że oprócz zmienionej pościeli zastanie
wszystko takim, jakim było pięć lat wcześniej.
Gdziekolwiek by nie spojrzał, wszędzie natykał się na plakaty
przedstawiające jego idola: Victora Nikiforova. Jego blond włosy i
charakterystyczny uśmieszek widoczne były na każdym metrze
kwadratowym ścian.
— To było trochę psychiczne — powiedział sam do siebie, nieco
zażenowany swoim dawnym zachowaniem. Podszedł do największego
plakatu, jaki posiadał. Przedstawiał on Nikiforova jeszcze jako
nastolatka w fazie swojego buntu. Długie włosy sprawiały, że
wyglądał dość dziewczęco i z łatwością można go było uznać
za przedstawiciela płci pięknej.
Yuuri przesunął dłonią wzdłuż plakatu. Coś ścisnęło go w
klatce piersiowej. Głęboko westchnął i odczepił po kolei każdy
z rogów od tapety.
Zrolował kawałek papieru i położył go na biurku.
— Jutro zdejmę resztę — postanowił w myślach. Wypakował
część swoich rzeczy i powkładał je do szafy, odkładając parę
ubrań do prania.
Machinalnie wykonywał wszystkie czynności. Po szybkim prysznicu,
który wziął, by zmyć z siebie brudy podróży, przebrał się w
piżamę i położył się do łóżka.
Mimo zmęczenia nie potrafił jednak zasnąć. Tak dawno nie spał w
swoim łóżku, że stało się dla niego obce, mimo znanego zapachu
i poczucia spokoju. Czuł się, jakby przestał tam pasować.
niedziela, 20 listopada 2016
Strach
Strach
Ta gula w gardle jest nieznośna. Trwa przez tak długi czas. Nie możesz oddychać. Jeść. Pić. Jedyne, co możesz, to zastanawiasz się, kiedy zniknie. Kiedy strach odejdzie. Modlisz się, obiecujesz cokolwiek, byleby tylko dało to nadzieję, że wszystko się skończy. Przez niego czujesz się jak dziecko.
Przecież nie chciałeś go. Nie prosiłeś się o niego. I co z tego? On jest intruzem. Nie pyta o pozwolenie. Cichcem wchodzi w twoje życie z butami i nigdy nie wyjdzie. Będzie się czaić do jego końca.
Przyczajony pod łóżkiem, w tym nigdy nieoglądanym kącie pokoju. Na strychu lub w piwnicy. W szkole. Może i nawet w domu, gdzie pozornie wydaje się nieobecny. Nie martw się. Ujawni się. Pokaże swoje zęby i zanim się obejrzysz i już będzie po tobie.
Będą chwile, kiedy pomyślisz, że lepiej być nie może, że jesteś ponad nim. Marzenia o wolności przed strachem stały się realne. Tak naprawdę to jedynie sen. Piękny sen, z którego się wybudzisz, bo nic nie trwa wiecznie. Nic, oprócz niego. On był na samym początku i będzie na jego końcu. Jesteś jedynie jego nieliczną ofiarą spośród miliardów pozostałych istnień.
Będzie lepiej, obiecuję. Przyzwyczaisz się do niego, tak samo, jak ci, którzy są dookoła ciebie.
sobota, 29 października 2016
Próba
Fandom: Yuri!!! on Ice
Paring: Victuuri
Ostrzeżenia i uwagi: brak
Próba
Pierwszy jest Toeloop. Mogę go wykonać z zamkniętymi oczami. Czuję
chłód zimnego powietrza na policzkach. Szczypie. Dźwięk ostrzy
łyżw drażni moje uszy. Spinam mięśnie, przechodząc do kolejnego
ruchu. Wiruję po lodzie, nie skupiając się na niczym szczególnym.
Czuję się wolny. Tutaj chodzi tylko o to. O wolność, która
wypełnia płuca razem z charakterystycznym zapachem lodu.
Jest ona zawarta w piruetach oraz przejściach. Sprawia, że czujesz
się żywy.
Nie odkryłbym tego. Na pewno nie samodzielnie. Potrzebowałem
jakiegoś bodźca. Znalazłem go tak samo, jak tysiące
początkujących, ale mój był wyjątkowy.
Mogę go dotknąć. Poczuć jego bicie serca, tuż pod palcami. Mogę
poczuć smak i zapach. Ujrzeć go naprzeciwko mnie z
charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.
Patrzy na mnie. Doszukuje się błędów w poczwórnym Salchowie.
Daje mi pewność, że może się udać. Że tym razem nie zawiodę
siebie i innych. Że wygram. Wystarczy, że uwierzę.
— Brawo — powiedziałeś. Uniosłeś jeden kącik ust tak jak
zwykle podczas mojego treningu.
Wbiłem łyżwy w lód, by się zatrzymać.
— Ćwiczyłem — powiedziałem. Podjeżdżam, aby być bliżej
ciebie. Te parę metrów to wbrew pozorom naprawdę duży dystans.
Nadal lubisz się ze mną droczyć. Grać na uczuciach. Kiedyś
powiedziałeś, że lubisz, kiedy jestem zażenowany.
— Widzę — dotykasz grzbietu mojej dłoni. To starczy. Zawsze.
wtorek, 11 października 2016
niedziela, 4 września 2016
Problem
Sto lat, sto lat~ wyje Atramentowa na cały Poznań. Wszystkiego najlepszego Jordbaer! Zdrowia, szczęścia, powodzenia w miłości, dużo gejozy, weny, setek czytelników i obyś doczekała się 3 sezonu Haikyuu. Może nie jest to twoje OTP, ale lubisz ten paring tak samo jak ja, więc mam nadzieję, że spodoba ci się to w całości, a nie tylko, jak do tej pory w cząstkach. Ściskam ciebie mocno i cieplutko i trzymam kciuki za to, abyś nie miała więcej problemów.
Nie przedłużając, zapraszam wszystkich do czytania.
I jakby ktoś chciał posłuchać tego, co ja słuchałam gdy pisałam to coś, to proszę :D
[klik] i [klik] i [klik]
[klik] i [klik] i [klik]
Tytuł: Problem - bo z nim najlepiej się przespać.
Fandom: Haiykuu
Pairing: KuroKen
Pairing: KuroKen
Gatunek: yaoi, fluff
Ostrzeżenia: lemon – więc dowodzik, ale co tam :p
Kanon: eee, istnieje w jakiejś ilości
To był deszczowy dzień. Ciężkie chmury wisiały nad Tokio i
pozbywały się z siebie balastu, jakim były krople wody. Jeden z
nielicznych dni, gdy nie mieli treningu i los podarował im
praktycznie cały czas dla siebie. Każdy spędzał go na własną
rękę. Niektórzy nadal trenowali, inni uczyli się lub odrabiali
wakacyjne zadania, a trzecia grupa po prostu robiła to, na co
normalnie nie miała czasu.
Kuroo zaliczał się do pierwszej grupy. Po prostu nosiła go
energia, którą musiał jakoś rozładować, a najlepiej było to
robić właśnie podczas treningów. Zyskiwał coś w zamian, a
jednocześnie tracił to, co było niepotrzebne. Oczywiście były
takie dni, gdy musiał obejść się ze smakiem i znaleźć inne
wyjście.
Tak było właśnie wtedy. Zrezygnowany patrząc na okno, już
wiedział, że raczej nie zrobi tak, jak zwykle. Nie dość, że było
tak cholernie ciemno mimo wczesnej pory dnia, to nie miał nikogo do
towarzystwa. Kenma raczej jak zwykle korzystając z okazji, gra na
PSP.
Westchnąwszy nieco teatralnie, po rozciągnięciu zesztywniałych,
po zbyt długim siedzeniu w jednym miejscu, mięśni, przebrał się
w lekkie ciuchy, ponieważ mimo paskudnej pogody było parno,
zdecydował, że jak zwykle w takiej sytuacji odwiedzić swojego
przyjaciela. Nie kłopotał się z zabraniem parasolki. Mieszkali
zbyt blisko siebie, więc nawet gdyby deszcz niespodziewanie go
zaskoczył (dzięki wszystkim bogom na świecie na razie przestało
padać – Tetsurou był bardzo wdzięczny, że postanowił przez
całe dwadzieścia minut być mniej upierdliwym dla ludzkości), to
nie byłoby to dla niego zbyt wielkim problemem.
Zamknął drzwi od domu i pewnym krokiem ruszył przed siebie. Nawet
nie wysłał sms-a do Kozume, gdyż wiedział, że dla niego drzwi z
pewnością będą otwarte.
Nie mylił się.
Gdy wszedł do domu Kenmy powitała go cisza. W salonie nie było
żywej duszy, tak samo, jak w kuchni i każdym innym pokoju na
parterze, więc poszedł na piętro do pokoju przyjaciela.
– Hej, Kenma – powiedział radośnie, wchodząc do pokoju.
Blond włosy rozgrywający Nekomy siedział po turecku na łóżku i
tak jak wcześniej myślał Kuroo, grał na PSP. Niechętnie oderwał
wzrok od rozgrywki i przywitał się, mrucząc słowa powitania pod
nosem.
– Cześć.
– W co grasz? – spytał, rozwalając się tuż obok niego.
– W Ultimate Ninja Storm Revolution – palce Kozume śmigały po
konsoli. Kuroo uniósł brew z zainteresowaniem. Przypatrywał się
przez chwilę bitwie między dwoma postaciami, których w ogóle nie
rozpoznawał. Po paru minutach stało się to jednak zbyt nudne dla
ciemnowłosego.
– Poróbmy coś. W domu nie mam nic do roboty – jęknął
Tetsurou. Jego przyjaciel jednak nic sobie z tego nie robił i
kontynuował rozgrywkę. Tetsurou przewrócił oczyma. W sumie to się
tego spodziewał, ale zawsze pozostawał cień nadziei na inną
odpowiedź.
Rozejrzał się dookoła w celu znalezienia jakiejś rozrywki,
starając się nic nie mówić, chociaż nawet gdyby śpiewał jakąś
durną piosenkę, jego przyjaciel byłby i tak na to głuchy.
Pokój Kozume był dość przestronny i utrzymany w jasnych, ciepłych
kolorach. Łóżko – ponieważ Kenma nie przepadał zbytnio za
futonami – na którym siedzieli chłopacy, znajdowało się na lewo
od wejścia, natomiast dokładnie naprzeciwko niego, po drugiej
stronie pokoju, stało biurko usłane zeszytami. Na półkach tuż
obok leżały podręczniki, książki oraz gry, których w porównaniu
z literaturą było o wiele za dużo (chociaż Kenma miał o tym
zupełnie inne zdanie).
Laptop chwilowo nieużywany znajdował się obok łóżka, na stoliku
nocnym. Gdzieś w kącie leżała piłka do siatki.
Jednym słowem Kuroo nie znalazł nic interesującego. Westchnął
lekko znudzony. Nie był przecież aż tak zdesperowany, by zacząć
czytać książkę. Nie miał na to najmniejszej ochoty ani
odpowiedniego nastroju.
Nie mając żadnej innej opcji, zajął się tym, co lubił robić
zaraz po siatkówce (albo nawet przed nią, ale nigdy nikomu się do
tego nie przyznał).
Skierował swój wzrok na Kozume. Oglądanie go tak skupionego na
czymś, było fascynującym zjawiskiem. Kuroo oparł swoją głowę o
rękę i tak podparty, bezwstydnie oddał się swojemu zajęciu.
Kenma miał takie rozczochrane włosy, zupełnie jakby dopiero co
wstał. Może i nawet było to prawdą, gdyż nie był rannym
ptaszkiem. Kuroo w głębi ducha zazdrościł mu tych włosów, które
w przeciwieństwie do jego dawały się okiełznać. Ręka zadrgała
mu, by jeszcze bardziej je potargać, ale powstrzymał się, bo
wiedział, co by mu groziło za przeszkadzanie w grze.
Niżej znajdowały się oczy. Piękne, bursztynowe, kocie oczy,
otoczone gęstą, ciemną zasłoną w postaci rzęs, których nie
jedna dziewczyna by zazdrościła. Podążały za postaciami,
poruszającymi się po ekranie PSP. Zmrużone i tak bardzo skupione
na swoim zajęciu powodowały zmarszczkę na czole. Kuroo jak zwykle,
gdy widział przyjaciela w takim stanie, zastanawiał się, czy Kenma
byłby zdolny, aby przerzucić taką uwagę na inny obiekt.
Potem zjechał wzrokiem na nos. Długi, zadarty ku górze z
rozszerzonymi nozdrzami przy wdychaniu powietrza, gdy coś nie szło
po jego myśli. Niżej usta. Te usta, które właśnie teraz były
lekko rozchylone i zaczerwienione od przygryzania z nerwów. Zdaniem
Tetsurou wyglądały niezwykle zachęcająco, wprost stworzone do ...
Tetsurou głośnio przełknął ślinę. Jego myśli zdecydowanie nie
szły w tym kierunku, co powinny, ale nie potrafił się powstrzymać.
Czasami po prostu musiał tak patrzeć na swojego przyjaciela. Był
świadom, że to nie jest do końca normalne... ale był uzależniony.
Kozume był jak powietrze.
Bez jedzenia wytrzymasz trzy tygodnie, bez wody może trzy dni, ale
bez tlenu? Zaledwie trzy minuty. Słabo prawda?
Kuroo zrobiło się trochę gorąco i nawet przez myśl przeszło mu,
by przerwać tę całą sytuację i pójść nalać sobie coś do
picia, ale był jak przykuty kajdankami do oparcia łóżka.
Przeklinając siebie, kontynuował wędrówkę. Sunął po nagiej
szyi, białej i dość dziewczęcej, pomijając grdykę tym razem
nieruchomą. Klatka piersiowa ukryta pod T-shirtem poruszała się
nieznacznie, acz regularnie. Nagle serce Kuroo stanęło, ale dopiero
po chwili chłopak zorientował się, że nie tylko ono. Widok
skrawka nagiej skóry między brzuchem a podbrzuszem, odsłoniętemu
za sprawą podwiniętej koszulki, zadziałał na niego elektryzująco.
Blady, jednakże już odznaczony nieznacznymi ciemnymi kępkami
włosów, prowadzącymi do ...
Chłopak zerwał się jak oparzony. To zdecydowanie nie tak miało
być. To nie miało prawa tak na niego działać! Był chłopcem, do
diaska. Chłopcy lubili cycki, nie penisy!
– Idę do łazienki – powiedział szybko i wręcz pędem wyleciał
z pokoju. Nie chciał, by jego przyjaciel zobaczył przypadkiem
wypukłości w spodniach.
Kenma jednak sobie nic z tego nie robił i nawet nie zarejestrował
nieobecności przyjaciela, nadal pochylony nad konsolą. Był
oderwany od rzeczywistości, więc za oknem mogłyby śmigać kule i
bomby, a on nie byłby niczego świadomy.
Kuroo w tym czasie wpadł do łazienki jak szaleniec. Nie kłopotał
się nawet zapalaniem światła. Zamknął drzwi i oparł o nie
plecami. Wziął parę głębokich oddechów, by się uspokoić. Z
lekkim niepokojem spojrzał w dół na swoje dżinsy i jęknął
bezgłośnie.
Był podniecony. I to przez zwykłe przyglądanie się Kozume. Nigdy
nic na niego tak nie działało. Materiał spodni boleśnie napierał
na męskość Kuroo, domagając się uwolnienia. Był tak diabelnie
twardy, jak nigdy wcześniej. Szlag by to trafił.
W głowie czarnowłosego myśl goniła jedna za drugą. Przecież nie
mógł tak po prostu sobie zwalić w łazience, ba! W domu
przyjaciela, gdy ten jest tuż obok. Mógłby zostać przyłapany,
nie mówiąc o tym, co zapewne działoby się później. Wstyd,
rozczarowanie Kenmy jego zachowaniem, może nawet zerwaniem
przyjaźni.
Serce Kuroo zacisnęło się boleśnie. Tak nie mogło być.
Powoli, stary. Pomyśl o czymś obrzydliwym. Pomyśl o tej
starszej pani z kiosku.
Zacisnął mocno powieki tak bardzo, że zobaczył gwiazdy przed
oczami. Wyobraźnia podsunęła obraz starej ekspedientki, ale to nic
nie dało. Uderzył głową o drzwi, dopiero po chwili reflektując
się, że nie może zwracać na siebie uwagi. Z ciężkim
westchnieniem rozpiął zamek od spodni, opuszczając je wraz z
bokserkami.
Chłodne powietrze wypełniające łazienkę owiało jego penisa.
Zadrżał i oparł się plecami o ścianę, tuż obok drzwi. Ujął
członka jedną dłonią. Zimno zastąpiło ciepło własnego ciała.
Przyjemne mrowienie przebiegło po jego podbrzuszu. Poruszył
delikatnie dłonią po całej długości. Jęknął cicho. Dźwięk
ten rozległ się po wykafelkowanym pomieszczeniu.
To miał być szybki orgazm. Musiał się pozbyć tego niewygodnego,
oh, jakże twardego powodu. Wyobraźnia podsuwała mu swoje
zwyczajowe sceny, do których się masturbował. Modelki pozujące do
magazynów, które potajemnie kupował albo kradł ojcu, tym razem
nie odgrywały swojej roli. Sięgnął więc pamięcią do
wspomnienia, gdy po raz pierwszy przypadkiem zobaczył pewną nagą
kobietę na plaży, gdy pojechał na wakacje nad morze, ale i to mu w
niczym nie pomogło.
Penis pulsował w rytmie uderzeń serca, Krew przepływała przez
niego, jeszcze bardziej go powiększając.
A gdyby to tak... – pomyślał
Kuroo. Naraz w jego wyobraźni ukształtowały się wizje o Kenmie...
O jego wiecznie czerwonych ustach. Jak by się czuł, gdyby to
właśnie one objęły jego męskość? Czy byłoby to tak dobre, jak
sobie teraz wyobrażał? Wręcz poczuł wyimaginowany język
ślizgający się i drażniący erekcję. Odrzucił głowę do tyłu,
jak tylko pozwalała mu na to ściana. Na jego czole pojawiły się
kropelki potu.
– Och – jęknął bezgłośnie. To było to, czego potrzebował.
Jego przyjaciel. Tak... doskonały. Perfekcyjny w swojej dziewczęcej
aparycji. Jego ruchy wzmogły się. Stały się szybsze i pewniejsze.
Biodra wypychały się do przodu jakby naprzeciwko wyobrażonemu
kochankowi. Oddech Kuroo stał się płytszy i coraz szybszy.
Odchylił głowę w bok i wcisnął usta w zagłębienie między
ramieniem a szyją, by stłumić odgłosy, jakie z siebie wydawał.
Każdy jego ruch zdawał się po stokroć intensywniejszy. Palcem
wskazującym potarł wrażliwą główkę penisa, rozprowadzając po
nim pierwsze sączące się zaczątki spermy.
Cały rozpalony był zażenowany reakcjami swojego młodego ciała,
tak szybko zbliżającego się do upragnionego końca.
Kenma był cierpliwy. Tylko tak mógł siebie nazwać po tym, jak
piętnaście razy podchodził do przejścia ostatnich etapów gry.
Dzisiejszego dnia nie miał na nic specjalnego ochoty, więc tak jak
zwykle zaczął grać na PSP. Nowa gra tak go wciągnęła, że nie
zjadł śniadania i mimo tego, że prawie dochodziło południe
– A gdzie jest Kuroo? – rzucił w przestrzeń, kiedy przeszedł
ostatni poziom. Rozejrzał się po swoim pokoju. Po jego przyjacielu
nie pozostał żaden ślad. Zmarszczył brwi, by przypomnieć, co się
działo. Pamiętał, że grał, a Kuroo coś do niego gadał, by
później sobie odpuścić. Wtedy mógł się skupić na rozgrywce,
za co był wdzięczny przyjacielowi. Później nie pamiętał już
niczego.
– Hmm – zastanawiał się. Włosy opadły mu na oczy, więc
odgarnął je za uszy. Zaburczało mu w brzuchu. – Jeść – tylko
o tym był teraz w stanie myśleć.
Wyszedł z pokoju z zamiarem udania się do kuchni, ale przechodząc
koło łazienki, zatopiony we własnych myślach, odruchowo
postanowił się wysikać.
Zapalił światło i już chwytał klamkę, by przyciągnąć do
siebie drzwi. Jedną nogą już przekraczał próg, gdy usłyszał po
swojej lewej najpierw głuche jęknięcie wraz ze swoim imieniem, a
następnie soczyste przekleństwo.
Kenma przyciągnął drzwi do siebie. Odgłosy dochodziły do niego
właśnie zza nich. To, co ukazało się jego oczom, wyryło się w
jego pamięci już na zawsze.
Tetsurou. Na wpół rozebrany. Z ekstatycznym wyrazem twarzy i ręką
zaciśniętą na swoim penisie, z którego sączyła się sperma.
Oddech uwiązł mu w gdzieś w płucach i za nic w świecie nie mógł
się wydostać, spowodowany szokiem. Przez chwilę istniał on, Kuroo
oraz chłód łazienki.
– Kenma – usłyszał ponownie swoje imię z ust Kuroo. Stanął
jak sparaliżowany. Momentalnie zaschnęło mu w ustach, więc
nerwowo przełknął ślinę, świadomy każdej upływającej sekundy
pełnej milczenia i swoistego napięcia. Nagle jakby coś kliknęło
reset w mózgu blondyna. Powoli jedną nogą po drugiej wycofywał
się z łazienki.
W oczach Tetsurou zabłysło przerażenie. Chciał złapać Kenmę,
ale z opuszczonymi spodniami okazało się to niemożliwe. Nogi
zaplątały się w materiał, więc siłą rzeczy, zamiast złapać
Kozume, obalił się na niego.
Blondyn leżał na ziemi sztywny jak kłoda. Wiszący nad nim Kuroo
wcale nie polepszał sytuacji. Pół nagi, na dodatek tą gorszą
połówką. Patrzyli na siebie przez parę sekund, które zdawały
się wiecznością.
– Kenma – zaczął ponownie Kuroo. Nie kłopotał się ze
wstawaniem. Oparł dłonie po obu stronach głowy blondyna.
– Nic nie mów – powiedział Kozume.
– Kiedy ja chcę...
– Nic. Nie. Mów – głos rozgrywającego Nekomy był przepełniony
irytacją, zdenerwowaniem, zażenowaniem i innymi słowami, które
akurat w tej chwili uciekły mu z głowy. W myślach jedynie błąkała
mu się myśl, że to wygląda jak scena z jakiejś gry eroge dla
gei. – Wstawaj, durniu.
Czarnowłosy w milczeniu podniósł się, podciągnął spodnie, cały
zaczerwieniony. Jego wzrok był wbity w podłogę okrytą panelami.
– Jak posprzątasz po sobie, to przyjdź do mojego pokoju –
powiedział Kenma i obrócił się na pięcie, by zejść na dół.
Dopiero tam pozwolił sobie na okazanie swoich emocji. Usiadł na
jednym z krzeseł znajdujących się przy stole i schował twarz w
dłoniach. Nie musiał patrzeć w lustro, by wiedzieć, że policzki
pokryły się czerwienią. Wziął drżący oddech, aby się
uspokoić.
Normalnie od razu by zapomniał o tym, co się stało, ale cóż...
To nie było normalne. Musiał w spokoju przemyśleć to, co się
wydarzyło. Ciszę w mieszkaniu rozpraszało jedynie ciche stukanie
deszczu o szybę i szuranie Kuroo na piętrze.
No tak kazałem mu posprzątać – pomyślał chłopak. Nalał
sobie wody z dzbanka i zaniósł szklankę na górę do pokoju.
Sączył powoli płyn, by się ochłodzić. Kiedy przechodził obok
łazienki, nie odważył się spojrzeć w jej kierunku. Parł przed
siebie do swoich czterech ścian. Dopiero gdy wszedł do pokoju,
poczuł względny spokój. Obecność ukochanego PSP miała na niego
kojący wpływ. Wziął go do ręki i od razu uszło z niego trochę
napięcia. Włączył jeszcze raz ostatni poziom, by poprawić wynik.
Tak. Gra był znacznie prostsza niż rzeczywistość. Mógł nie
myśleć o tym, co zaszło przed chwilą. Mógł zapomnieć. Dlatego
też, kiedy Kuroo wszedł do pokoju, w ogóle nie był świadomy
tego, co się wokół niego działo.
Tetsurou rozejrzał się po pokoju trochę bez powodu. Od razu rzucił
mu się w oczy Kenma siedzący tak, jakby nic się nie stało. Kuroo
miał przez chwilę taką nadzieję, że może tak będzie. Zapomną
o tym, co w sumie byłoby prawdopodobne. Umysł Kenmy wypierał pewne
elementy rzeczywistości z zadziwiającą prędkością. Odkaszlnął,
by zwrócić na siebie uwagę, ale to nic nie wskórało.
Przeszło mu chwilę przez myśl, by po prostu wyjść stąd bez
konfrontacji, ale uznał to za zbytnio tchórzowskie, nawet jak na
niego. Usiadł przy krześle, stojącym obok biurka. Miał
przynajmniej czas do namysłu.
Głupio wyszło z tą całą sytuacją – pomyślał chłopak.
Nie było to zbyt odkrywcze, nawet jak na niego. – Ale to w
sumie nawet dobrze. Przynajmniej nie muszę się kryć...
No dobrze, może i podobał mu się blondyn. Ciężko było to
przyznać przed sobą nawet w myślach. W końcu stwierdzenie tego
stało się taką ostatecznością. Teraz mógł tylko iść dalej, a
nie robić krok w tył, mimo całego swego zażenowania, bo chociaż
inni mogli sądzić, że jest taki pewny siebie, to on wcale taki nie
był.
Zdecydowanie tracił swój animusz, gdy coś szło nie po jego myśli,
a przyłapanie go na masturbacji decydowanie się do tego zaliczało.
Kuroo przesunął dłonią po biurku, powodując pisk, ale nawet i to
nie zwróciło na niego uwagi Kenmy. Pozostało mu jedynie czekać,
aż ten skończy grać, jednak tym razem starał się na niego nie
patrzeć.
Po mniej więcej kilkunastu minutach usłyszał jak Kenma ziewa.
Zerknął na niego, by zobaczyć, że odkłada na bok PSP. Przetarł
oczy i spojrzał prosto na niego.
– O, jesteś – powiedział – Szczerze, to sądziłem, że już
ciebie tutaj nie ma.
– Emm, liczyłeś na to? – spytał Kuroo, trochę żartując, dla
rozluźnienia atmosfery, jaka się wokół nich zagęściła.
Chłopak zamilknął.
– Nie, w sumie to nie.
– Słuchaj, ja... – zaczęli jednocześnie, by również w tym
samym czasie urwać. Kuroo zaśmiał się krótko, by zacząć:
– Może ty pierwszy?
– … – Kozume zamrugał, odchrząknął, po czym wymamrotał. –
Zapomnij o tym.
Serce Kuroo zatrzymało się na chwilę, by zaraz szybko uderzyć. No
cóż... Myślał, że to będzie najlepsza opcja dla nich obydwu,
ale teraz, gdy usłyszał te słowa, zaczęło mu się to wydawać
złym pomysłem. Mieli przejść nad tym do codzienności? Wtedy i
tak nic nie będzie takie samo. Nie... – pomyślał Kuroo. –
To nie może się tak skończyć. Wstał z krzesła, by... W
sumie nie wiedział, co chciał zrobić. Cokolwiek. Tak więc jako
człowiek, który przeżył w swoim życiu już parę upadków,
zrobił to, co potrafił najlepiej. Oczywiście przez pomyłkę, jak
później solennie przyrzekał.
Zrobiwszy krok do przodu, potknął się o krawędź dywanu i rękoma
zahaczył o kołdrę, na której leżało urządzenie niedawno
używane przez blondyna. PSP spadało na dół. Kuroo od razu zerwał
się na nogi, zupełnie jakby za sprawą kubła zimnej wody.
Kenma już schylał się, by złapać PSP, ale ubiegły go dłonie
Kuroo. Ich palce zetknęły się ze sobą. Oczy czarnowłosego
zabłysły w ten dziwny sposób, tak charakterystyczny dla niego.
Objął dłoń rozgrywającego, który patrzył na niego, usiłując
zachować pozory obojętności, podczas gdy wewnątrz niego walczyły
dwa głosy. Jeden upierał się, by wycofać się, póki ma jeszcze
czas, a drugi chciał ulec.
Tetsurou wyjął PSP z ręki i odłożył delikatnie na półkę,
znając doskonale blondyna, który jasno i wyraźnie dawał znać, że
jeżeli coś stanie się temu cudowi techniki ludzkiej, to popełni
morderstwo. Jego wzrok skierował się na usta niższego chłopaka.
Tak jak wcześniej, gdy go obserwował podczas gry, znowu miał je
zaczerwienione. Może jego spojrzenie zadawało nieme pytanie – sam
nie wiedział – ale rozgrywający kiwnął lekko głową w geście
przyzwolenia.
Kuroo znalazł się jeszcze bliżej przyjaciela. Przyłożył dłoń
do policzka przyjaciela, by delikatnie ją unieść. Nie zastanawiał
się zbytnio nad tym, co robi. Po prostu przylgnął ustami do warg
Kozume.
Tak jak się spodziewał, było to zbyt piorunujące doświadczenie,
którego potem, kilka godzin później po całym zdarzeniu, nie umiał
opisać słowami, jakie istnieją w jakimkolwiek języku stworzonym
przez człowieka. Było perfekcyjnie. Usta miały delikatną fakturę,
były ciepłe, miękkie, wprost stworzone do pocałunków.
Szczególnie tych powolnych i słodkich. Jedną dłonią przesuwał
palcem wskazującym po niewidocznym zarysie szczęki. Niższy chłopak
nieśmiało rozchylił wargi, jedną dłoń kładąc na torsie
kapitana Nekomy. Pod palcami czuł jak szybko bije serce Tetsurou.
– Kenma – szepnął Kuroo, odrywając się na chwilę od
chłopaka. Ten otworzył oczy, spojrzał na niego spod tego wachlarza
rzęs. Widok ten spowodował dziwny ucisk w klatce piersiowej
czarnowłosego. Było czymś niesamowitym widzieć Kozume w takiej
chwili, gdy maska wszechobecnej obojętności chociaż trochę
opadła. Objął blondyna i przyciągnął jeszcze bliżej do siebie,
a ten założył niepewnie jedną rękę na szyję Tetsurou. Ten
odwrócił głowę lekko w prawą stronę, by ucałować odkryty
kawałek skóry. Może był to niewinny gest, ale czarnowłosy
usłyszał, jak z ust rozgrywającego wydostało się ciche
sapnięcie.
Kuroo wycofał się trochę, kierując się w stronę łóżka,
jednocześnie posyłając Kenmie pytające spojrzenie. Ten jedynie
przylgnął do niego, przez co obydwoje stracili równowagę i upadli
na miękki materac, który ugiął się pod ich ciężarem.
– Kenma, ty kocie – powiedział rozbawiony Kuroo, patrząc na
chłopaka z dozą czułości.
– Cicho bądź – zbeształ go blondyn. Oparł się na ciele
czarnowłosego, a jako że był niższy i lżejszy, nie sprawiło to
kapitanowi Nekomy zbyt wielkiego kłopotu i bólu. Położył dłonie
na jego plecach i przyciągnął go do siebie, a sam podciągnął
się i oparł o zagłówek. Tak było wygodniej, gdy Kenma siedział
na jego udach. Wygodniej i przyjemniej – dopowiedział w
myślach Tetsurou.
– Wiesz, jak możesz zamknąć mi usta – zażartował.
Kenma spojrzał na niego zza zmrużonych powiek, po czym uniósł
jedną brew.
– Nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi.
– Doprawdy? – zamruczał Kuroo. Mając dłonie nadal na plecach
blondyna, objął go tak, by ich usta się zetknęły. Ten pocałunek
był odmienny od poprzedniego. Ocierali się o siebie wargami,
kąsając i skubając. Kozume, chociaż na co dzień dość wycofany
ze społeczeństwa, wiecznie, w coś grający, zachował się tak,
jakby go coś trzasnęło. I to mocno.
Obie ręce zarzucił za szyję przyjaciela i zaczął obdarzać go
gorącymi pocałunkami. Tetsurou mocno zaskoczony z radością je
odwzajemniał. Ciepło ciała Kenmy tuż obok jego było czymś
wspaniałym w tak okropny dzień, który z każdą mijającą chwilą
stawał się coraz lepszy.
Po pewnym czasie Kuroo nie potrafił się opanować. Jego ręce
zawędrowały pod koszulkę blondyna. Swoimi długimi palcami kreślił
kółka, na jasnej skórze Kenmy. Ten oderwał swoje usta od jego i
schował twarz w zagięciu szyi partnera, by stłumić jęki, który
wyrwał mu się z piersi. Dźwięk ten spowodował niemałą
rewelację dla Kuroo. Zupełnie jakby ten ton uderzył prosto w jego
serce, które zdecydowało się skierować całą krew na południe
jego ciała. Dokładnie w jedno miejsce, które było drażnione
przez ocieranie się ud obu chłopaków. Nie, żeby to było dziwne,
oczywiście, że nie. Jednak to, że ulżył sobie może półgodziny
temu, a teraz znowu miał problem z erekcją, było nieco
zawstydzające.
Chłopie, ogarnij się – pomyślał Kuroo.
– Kenma – powiedział cicho, by nie zakłócić ciszy dookoła
nich, co było do niego niepodobne. Po prostu czuł, że nie powinien
tego psuć. To było zbyt... zbyt piękne i nierzeczywiste, zupełnie
jak sen, z którego można zostać wyrwanym w każdej sekundzie.
– Hmm? – mruknął chłopak.
– Mam problem.
– Wiem, czuję to, jakbyś się nie zorientował.
Kuroo miał ochotę strzelić sobie epickiego facepalma, gdyby nie
to, że w tym przypadku musiałby oderwał dłonie od ciała Kenmy.
Westchnął cicho, gdy blondyn przeniósł ciężar swojego ciała na
drugi bok, przesuwając biodrami po jego odpowiedniczkach. Wyrwał je
gwałtownie do przodu, zrzucając z nich prawie chłopaka.
– Z – zrób to jeszcze raz – powiedział. Kozume przechylił
głowę w bok, zupełnie jakby kalkulował w myślach korzyści z
tego, co miałby zrobić dla przyjaciela.
– Nie chcę – postanowił i zsunął się z czarnowłosego. Ten
wydał z siebie gniewne parsknięcie i złapał go za rękę, nie
pozwalając odejść. Przyciągnął go do siebie i przydusił do
materaca, a sam znalazł się nad nim, dokładnie w takiej samej
pozycji jak przed łazienką.
– Pocałowałeś mnie. Wybrałeś mnie. Teraz tak łatwo się z
tego nie wywiniesz... kotku – przeciągnął ostatnie słowo
Tetsurou. Drugi chłopak spojrzał na niego tymi swoimi bursztynowymi
ślepiami.
– Jesteś niewyżyty, wiesz o tym?
– Ty też się o tym dowiesz – zripostował Kuroo. Pocałował go
ponownie prosto w usta, ssąc dolną wargę. Językiem musnął lekko
usta. Kenma uchylił je, zapraszając go do środka. Tetsurou z
zapamiętaniem badał każdy zakątek wnętrza blondyna. Jedną ręką
przeczesywał włosy, masując delikatnie skórę głowy.
Kapitan Nekomy przycisnął swoje biodra do krocza drugiego chłopaka.
Ustami zjechał na szyję, całując krtań i grdykę. Językiem
wytaczał wilgotną ścieżkę, którą pieścił powiewem swojego
oddechu. Kenmą wstrząsały dreszcze rozkoszy. Kuroo podniósł się
lekko, by wsunąć dłonie za koszulkę chłopaka i zdjąć ją.
Kenma bezwolnie dał się rozebrać. Jego zarumienione policzki były
jednoznacznym dowodem na to, że to, co się działo, silnie na niego
działało. Kiedy Tetsurou odrzucił na podłogę T-shirt, jego oczom
ukazała się naga klatka piersiowa Kenmy. Blada, nieopalona, w
porównaniu do jego własnej, której jedynymi barwnymi elementami
były czerwono-brązowe sutki. Do buzi ciemnowłosego napłynęła
ślina. Czuł się jak wilk na uczcie ze świeżych owieczek. Takich
małych, smacznych kąsków. Sam miał przed sobą jednego. Palcem
wskazującym oraz kciukiem objął prawy sutek. Potarł go, a
następnie, aby złagodzić ból, liznął go językiem.
– Ach – usłyszał. Tym zachęcony, drugą dłonią zaczął
zajmować się lewą brodawką. Kenma zarzucił mu obie nogi na
biodra i złączył je na kostkach. Wypychał swoje biodra ku
czarnowłosemu. Ich erekcje ocierały się o siebie wzajemnie, jednak
było to zbyt przytłumione doznanie, dlatego też Kuroo, jako
osobnik w gorącej wodzie kąpany, oderwał się od swojej
dotychczasowej czynności i szybkim ruchem zaczął ściągać
spodnie rozgrywającego, a następnie znajdującą się pod nimi
bieliznę. Wszystko to wylądowało tuż obok koszulki.
Kozume, teraz już całkowicie nagi leżał z bezwładnie rozłożonymi
kończynami. Patrzył jedynie z wyzwaniem prosto w oczy Tetsurou,
które wręcz siłą musiał powstrzymywać, by nie kierowały się
do Tego miejsca. Blondyn lekko podciągnął nogi,
Ręce drugiego licealisty rozsunęły je. Przejechał dłońmi po
całej ich długości od kolan, aż do ud. Zatrzymał się tam na
chwilę, by podrażnić się trochę z chłopakiem, jednak i tak
przed jego oczami majaczył członek Kozume, w całej swojej krasie.
Zaczerwieniony, na wpół twardy od pieszczot. Tak podobny do jego
własnego, a jednocześnie inny.
– Kuroo, przestań – powiedział Kenma. Spojrzał na niego oczami
pełnymi pragnienia spełnienia.
– Mam przestać? – droczył się. Przesunął palcami wzdłuż
pachwin.
– Dokończ – wyszeptał blondyn. Kuroo podniósł kącik warg w
imitacji uśmiechu. Obie dłonie położył na udach. Kciukami
wytaczał na nich małe kółka, coraz bardziej zbliżając się do
jego penisa. Ten coraz bardziej twardniał. Kiedy Tetsurou
stwierdził, że dostatecznie pograł na emocjach licealisty, zdjął
swoje spodnie, gdyż coraz bardziej go uwierały w kroku. Kiedy już
się z nimi uporał, to samo zrobił z koszulką i bokserkami.
Obu nagich chłopców patrzyło na siebie tak, jakby nigdy siebie nie
widzieli, co w sumie było prawdą. Raczej nigdy nie ujrzeli siebie w
takich wydaniach. Obydwaj chłopcy wstrzymali oddech. Pierwszy
odezwał się ciemnowłosy.
– Czy...? – nie zdążył dokończyć, gdyż Kenma powstrzymał
go kiwnięciem głowy. Jedyne co zrobił, to wyciągnął dłoń w
stronę stolika, a dokładniej do ostatniej szuflady. Nawet nie
patrząc w jej kierunku, wyciągnął z niej małe pudełeczko. –
Wazelina? Kenma... – zaczął. – Tego się też nie spodziewałem.
– Kosmetyczna. Na zimę usta mi pękają – wytłumaczył się
Kozume.
– Uhm – kapitan Nekomy połaskotał niższego chłopaka po
brzuchu. – Jak dziewczyna.
– Nie denerwuj mnie.
– Ach, tak? – Kuroo sięgnął jedną dłonią po członka
Kenmy. Czubkiem palca wskazującego musnął jego jasnoczerwoną
główkę, co spowodowało wyrwanie się westchnięcia zza ust
drugiego chłopaka. Pochylił ku niej głowę. Niepewnie zbliżył do
niej usta. Wyciągnął język i liznął po całej długości, by
później zachłannie schować go w swoich ustach. Językiem
przesuwał wzdłuż żył, doprowadzających krew, drażnił je.
Dłońmi dotykał tężejące jądra blondyna, badając ich ciężar.
Posapywanie i jęki Kenmy były przyjemnym tłem muzycznym dla Kuroo.
Wsłuchiwał się w nie, szukając drobnych zmian, które mówiły,
że jest mu dobrze. Chłopak spijał sączącą się z penisa spermę.
Była gorzka i kwaśna zarazem, ale dało się do niej przyzwyczaić.
Tysiące strzał przyjemności przeszywało ciało Kozume.
Korzystając z chwilowego rozproszenia, niezauważenie wsunął jeden
palec umorusany wazeliną we wnętrze chłopaka, a ten zacisnął się
wokół intruza.
– Kur... – zaczął rozgrywający, odsuwając się lekko. Wysunął
się z ust ciemnowłosego.
– Cii – powiedział drugi chłopak. – Pozwól mi – poprosił.
Spojrzał prosto w oczy Kozume. Szkliste przeciwko pełnym pożądania.
Patrząc tak na niego, ponownie włożył palec. Znowu napotkał
opór. – Rozluźnij się.
– Łatwo ci mówić. To nie ty masz coś w dupie – odparował
blondyn w chwili przytomności umysłu, a pozbawiony jej jeszcze raz,
gdy Kuroo wrócił do pieszczenia jego erekcji i przedostania się do
jego dziurki.
– Wyluzuj.
Tym razem Kenma postarał się wziąć jego słowa do serca i kapitan
Nekomy gładko wsunął palec. Przesunął nim wokół mięśni i
ściankach odbytu, powodując przykurczenie nóg Kozume. Dołączył
kolejny, przerywając pieszczoty na penisie drugiego chłopaka, by
ten tak szybko nie mógł dojść. Ten wydawał z siebie rozkoszne
dźwięki, przez które Kuroo stawał się jeszcze bardziej twardy.
– Aaa – jęknął przeciągle Kenma, gdy uczucie wypełnienia
zdominowało go całkowicie. Powolne wsuwanie i wysuwanie było tak
dobre, ale brakowało mu czegoś większego. Spojrzał zza
półprzymkniętych powiek na chłopaka, łapiąc go ręką pod brodą
i przesuwając opuszką po wargach. Ten wysunął różowy język, by
musnąć ją.
Kuroo pochylił się ku niemu, aby go pocałować. Blond włosy
chłopak poczuł w swoich ustach smak własnego nasienia.
– Poczekaj – przerwał Tetsurou. Przechylił się na drugą
stronę łóżka, dokładnie tak gdzie upuścił swoje spodnie. Z
kieszeni dżinsów wyciągnął paczkę kondomów.
– Mam wiedzieć, dlaczego miałeś przy sobie prezerwatywę? –
Kenma uniósł brew na znak zaciekawienia.
– Niekoniecznie. – odpowiedział, rozpakowując jednego i
zakładając na swojego penisa. Dumnie sterczący na baczność,
czerwony do granic możliwości chciał zatopić się w ciele. –
Jesteś pewien? W końcu...
– Na to chyba już trochę za późno – odparł sarkastycznie
Kozume, jednak oblizał zaczerwienione usta. Rozszerzył bardziej
nogi, by ułatwić chłopakowi wejście. Tetsurou zbliżył swojego
penisa do dziurki i powolnym ruchem przedarł się przez pierścień
mięśni. Kenma syknął z bólu i zacisnął się wokół intruza.
– Cii – powiedział spokojnie Kuroo. Położył swoją ciepłą
dłoń na policzku chłopaka, ścierając łzę toczącą się po
policzku. – Robię co w mojej mocy, by być delikatny.
Blondyn spojrzał na niego z ufnością i złapał go za rękę.
– Okej.
Kuroo
niepewnie zaczął minimalnie poruszać biodrami, by nie wyrządzić
żadnych szkód, ale było to dość trudne. Wnętrze Kenmy było
takie gorące i ciasne. Wręcz
stworzone do pieprzenia
– pomyślał Kuroo. Jeszcze gdzieś tam na obrzeżach świadomości
błąkała mu się myśl, że to chyba ten moment, w którym Kozume
przestał być jego przyjacielem, a stał się kim więcej.
Przyśpieszył swoje ruchy. Pot spływał mu między łopatkami, a
nastroszone włosy miał mokre tuż przy karku. Kenmie widocznie
pierwszy ból już przeszedł, ponieważ z ochotą zaczął się w
jego stronę wypychać. Jego włosy rozproszone na zmiętolonej
pościeli, czerwona twarz i rozchylone, wilgotne usta dodatkowo
podkręcały Tetsurou.
Po całym pokoju roznosiły się ich ciężkie oddechy, mieszane z
pojękiwaniem oraz charakterystycznym odgłosem cichego skrzypienia
materaca pod ciężarem ich ciał. Dźwięk obijających się ciał
był niezwykle erotyczny. Rytmiczne ruchy frykcyjne i cudowne uczucie
tarcia doprowadzały Kuroo do szaleństwa. Chciał tego samego dla
Kozume, więc postarał się jeszcze głębiej go penetrować.
Ustawił się pod kątem, by trafić w prostatę. Widok Kenmy
łapczywie biorącego oddech tuż po tym, jak wygiął się w łuk,
powiedział mu, że widocznie trafił do celu. Wystarczyło jedynie
jeszcze parę ruchów, by blondyn doszedł, brudząc swoją spermą
brzuch swój, jak i również Tetsurou. Dokładnie parę sekund po
nim pod wpływem zaciskających się mięśni na penisie
czarnowłosego, doszedł i on sam. Z głową wygiętą do tyłu i
okrzykiem na ustach. Żyjąc jeszcze tą chwilą spełnienia, wykonał
parę ruchów wewnątrz Kenmy, by potem wyjść i osunąć się po
prawej stronie blondyna.
Kenma z zagiętymi rękami w pięście, poruszał bezgłośnie
ustami. Brudny, spocony, zaczerwieniony. Istniało wiele
przymiotników opisujących jego chwilowy stan, jednak żaden nie
oddawał go w pełni.
Starali się uspokoić swoje oddechy. Kuroo złapał za rękę Kenmę.
Trwali tak przez dość długi czas, dopóki nie zmorzył ich sen.
Po przebudzeniu, Kuroo nie za bardzo wiedział, gdzie się znajduje.
Nie musiał nawet otwierać oczu, by to stwierdzić. Poduszka, na
której leżała jego głowa, wcale nie pachniała tak jak jego
własna. Drugą rzeczą było ciepłe ciało leżące tuż przy jego
ciele. Otworzył oczy i od razu wszystko mu się przypomniało.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, były ciemne odrosty. Jedną
ręką, która leżała na plecach blondyna, odgarnał mu grzywkę z
twarzy.
Kenma był rozluźniony. Oddychał głęboko, nadal śpiąc. Sen
wymazał z niego wszelkie napięcie.
Uroczy – pomyślał Tetsurou. Pocałował delikatnie kącik
jego ust. Ręka z powrotem znalazła się plecach Kozume, by go
objąć. Uśmiechnął się w duchu. Nie spodziewał się takiego
obrotu sprawy. Czuł się tak szczęśliwy, jak nigdy w życiu.
Przybliżył się jeszcze bardziej do drugiego chłopaka. Prawą nogę
włożył między nogi Kenmy – był to odruch bezwarunkowy. Mieli
jeszcze sporo czasu.
Po wspólnym prysznicu, posprzątaniu pokoju i wyrzuceniu wszystkich
dowodów, które świadczyły o tym, że uprawiali seks, chłopcy w
przyjemnej atmosferze zagrali w grę na Playstation. Nie było między
nimi żadnego napięcia, a i zachowywali się tak samo, jak zwykle.
Kenma tak samo obojętny na świat, pomijając grę i Kuroo mający
ADHD. Mimo wszystko Tetsurou zachował sobie w pamięci widok Kozume,
który jednak potrafił zrzucić z siebie tę maskę obojętności.
Po dłuższej rozgrywce, która trwała ponad trzy godziny, nadszedł
czas na pożegnanie. Dopiero wtedy zaczęło wisieć między nimi
napięcie.
Chłopcy stanęli naprzeciwko siebie. Kuroo jako ten wyższy
doskonale widział czubek głowy Kozume. Niższy zadarł głowę do
góry, by móc spojrzeć Tetsurou prosto w oczy. To była magiczna
chwila.
Kuroo powoli uniósł dłoń i położył ją na bladym policzku
blondyna, kciukiem muskając kącik wargi. Zza lekko uchylonych ust
wydostał się krótki wydech powietrza. Można było zauważyć
gołym okiem gęsią skórkę, która pojawiła się na szyi Kenmy.
Tetsurou pochylił się, by pocałować odsłonięty fragment, tuż
obok tętnicy szyjnej. Czuł pod swoimi wargami szybsze tętno.
Dłonie ulokował na biodrach niższego chłopaka, ale po chwili
zaczęły wędrować po jego plecach, by ostatecznie go objąć.
Kenma przylgnął do niego niczym druga skóra. Nie dałoby się
wetknąć między nich szpilki. Tkwili tak przez dłuższą chwilę,
starając się trochę uspokoić.
– Muszę już iść – powiedział cicho Kuroo.
Blondyn mruknął coś w materiał koszulki Tetsurou, czego ten nie
zrozumiał.
– Kozume... Powtórz.
– Nie idź – poprosił. – Pograj ze mną.
Czarnowłosy jedynie westchnął teatralnie i odsunął się o parę
centymetrów.
– Jutro też jest dzień – znowu ucałował usta swojego
przyjaciela... A teraz to już raczej chłopaka – poprawił
siebie w myślach Kuroo.
Niższy chłopak odprowadził drugiego do drzwi. Na dworze nadal
padało.
– Chcesz parasolkę? – zaproponował.
– Nie, dzięki. Przecież nie jest, aż tak tragicznie. – Kuroo
spojrzał prosto w oczy Kenmy – No to do jutra.
Policzki blondyna oblały się szkarłatem.
– Pa – powiedział miękko. Stanął w przejściu, by odprowadzić
wzrokiem kapitana Nekomy. Ten musnął palcami jego dłoń na
pożegnanie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)